Dzień 6
Trasa wiodła szutrem na wysokość 1800mnpm, na rozległym szczycie był... kościół. Jedna z bocznych naw była otwarta i służyła za pomieszczenie dla turystów, można tam było się przespać. Spotkaliśmy tam dwóch motocyklistów porozmawialiśmy chwilę, zrobiłem im zdjęcie i rozjechaliśmy się każdy w swoją stronę. Jadąc naszą trasą wyjechaliśmy na ponad 2000mnpm, pogoda zaczęła kaprysić, chmury przechodziły dość nisko nad nami, tak więc aspekt widokowy możemy pominąć. Na jednym z zakrętów zarządziłem postój kawowy – ucząc się do egz. specjalizacyjnego i wstępnie wówczas planując wakacje miałem swego rodzaju marzenie żeby wypić kawę w alpejskich chmurach, niby błaha rzecz a cieszy... no i udało się
Podczas zjazdu minęliśmy się z koparką, która pogłębiała rowy wokół drogi szutrowej, czyli ktoś tam stara się utrzymywać te górskie drogi w dobrym stanie, byliśmy tym faktem zdziwieni, ale co kraj to obyczaj, w Polsce na takie drogi nikt nikogo nie wpuszcza i nie ma problemu... Tego dnia wyczynem było znalezienie kempingu, jedyny możliwy był koło Oulx o nazwie Gran Bosco. Standard 3 gwiazdkowy, czyli nic specjalnego a za 39 eur. Za to atmosfera bardzo fajna, bo pierwszy raz było więcej namiotów dachowych niż zwykłych. Na kampie poznaliśmy grupe Francuzów, którzy podróżowali Renault 4L, i jednym Citroenem 2CV. Naprawdę pozytywnie zakręcona ekipa – pojazdy różne od naszego ale mniej więcej duch ten sam .
Zaplanowaliśmy trasy na następne dni i poszliśmy spać.
Znowu na szlaku – w drodze na szczyt
Kościół na przełęczy
Wymarzona kawa „w chmurach”
I takie trasy ciągną się po kilkanaście kilometrów
Ruiny po drodze w dół...
Kamyk, a podobno Patrol to duże auto
Wspomniana ekipa z Renault 4L
Dzień 7
Dzisiaj miało być arcyciekawie z uwagi na planowany tunel na trasie – 900m Galeria Seguret. Dziki, długi, kręty chyba jedna z fajniejszych atrakcji na alpejskich trasach. Startujemy z rana z kempingu. Trasa zaczyna się po kilku kilometrach asfaltu. Nabieramy wysokości, zaczyna się szuter, po drodze mijamy 3 auta 4x4, mają postój fotograficzny nad malowniczymi kaskadami górskiej rzeki. My jedziemy w górę. Po 12km dojeżdżamy do... szlabanu. Dalsza droga zamknięta, tunel również. Trasy, po których się poruszamy to drogi militarne na znaku zakazu krótka informacja o zamknięciu tunelu przez prefekta szkoły wojskowej w Turynie. Robimy zdjęcia, ale rozczarowanie jest wielkie. Dalej za tunelem miało być Monte Jafferau a tu taki problem. Decydujemy, że zaatakujemy jeszcze dzisiaj Colle de Sommelier czyli najwyżej przęłecz z jeziorem na prawie 3000 metrów. Mijamy asfaltem Bardonecchie i znowu zaczynamy jechać w górę (jesteśmy tylko na 1600m) zaczyna być mocno widokowo, bo wjeżdżamy w sam środek gór. Wokół szczyty po 3500m, na początku bardzo dziurawy asfalt, ale już po chwili szuter. Wjeżdżamy do dolinki na 2200, ze schroniskiem wodospadami, i krętą drogą w górę. Wokół coraz więcej śniegu , oczywiście postój na śnieżne foto. Pniemy się w górę, zaczyna być trudniej bo trasa bardzo kamienista. Dojeżdżamy do pierwszego śniegu, który zmusza nas do objazdu, ale bez problemu się da, następnie na ok 2600m mijamy się ze Defenderem 110, oczywiście machcamy sobie wzajemnie i dalej w górę. W końcu osiągamy 2815mnpm i koniec. Na trasie leży śnieg totalnie uniemożliwiający dalszą jazdę. Stoją tam 2 niemieckie 4x4, załogi schodzą właśnie pieszo z przełęczy. Dowiadujemy się, że idąc na azymut jezioro osiągniemy za jakieś 45min. Zmieniamy obuwie i rodzaj napędu i w górę. Podejście jest wymagające, szczególnie musimy uważać na młodą część naszej ekipy. Widok zamarzniętego i przykrytego śniegiem jeziora nas zaskakuje, wokół niesamowity widok gór. Wchodzimy z Magda parę metrów wyżej ale Garmin pokazuje 2958m, a bardzo chcieliśmy osiągnąć te 3km. Trochę nas straszą ciemniejsze chmury, które przewalają się wokół, więc staramy się szybko zejść do samochodu. Zjazd jest również ekscytujący jak jazda w górę. Znowu jesteśmy w dolince, i zapada decyzja, że dzisiaj tu śpimy. Rozkładamy się nad brzegiem rzeki, słychać 50m wodospad, jak dla nas idealny wakacyjny klimat. Kawałek od nas jest małe schronisko, a w nim pyszna kawa serwowana w miseczkach.
Później spacer po dolince, a wieczór przy butelce wina i serze, i to dla mnie jest kwintesencja turystyki 4x4. Miejsce polecam...
Jedziemy do tunelu... jeszcze...
Kaskady górskiego potoku
Dalej się nie da
Wspomniany szlaban.
Góry wokół robią wrażenie
W kierunku Colle de Somelier
Sztuczny zbiornik i tama...
Do folderu reklamowego Nissana
Widok na dolinę.
W środku gór
Tu przejechać na wprost się nie da, ale jest objazd
Na szczycie – za nami jezioro
Tu byśmy nie przejechali
A świstak siedzi i zawija
Nasze lokum
Kryptoreklama... a może modniej lokowanie produktu
Poranek
Alpy 2013
Moderator: luk4s7
Re: Alpy 2013
UPDATE
Dzień 8
Brak możliwości pokonania tunelu oraz szczegółowych informacji na temat tego co tam się stało, że został zamknięty nie dawało na spokoju. Po przestudiowaniu mapy stwierdziliśmy, że da się wjechać na Monte Jafferau i po śniadaniu w dolinie ruszyliśmy w tamtą stronę. Na początku było trochę błądzenia, żeby wyjechać na właściwy szlak z Bardonecchi, ale w końcu udało się. Szlak wiódł grzbietem gór i wg Garmina miał ponad 17km w jedną stronę. Było naprawdę widowiskowo Na szczycie tj. ok 2800m są ruiny fortu. Dość mocno naruszone przez czas, i zwiedzając je trzeba uważać, żeby coś się nie zawaliło. Obok fortu napotkaliśmy Szwajcarów w HZJ 78 z namiotem, ale byli małorozmowni. Zaczęliśmy odwrót, i do pewnego momentu jechaliśmy tą samą drogą, na pewnym rozjeździe były znaki informujące o zamknięciu tunelu. Jak się okazało był to kawałek drogi już po jego drugiej stronie. Ciekawość poprowadziła nasz dalej w kierunku tunelu i udało nam się dotrzeć do wjazdu. Niestety potwierdził się brak możliwości wjazdu do tunelu, skutecznie broniły go zabetonowane barierki. Z zewnątrz widać było, że przypuszczalnie część skał spadła na niego, i pewnie z uwagi na ryzyko zawalenia został zamknięty.
Wróciliśmy na kemping Gran Bosco.
To „zamknięta” droga do tunelu widziana z drugiej strony.
Zamknięty tunel.
Przypuszczalny powód zamknięcia.
Fort na szczycie Monte Jafferau.
Koszary ew. budynki pomocnicze u podnóża fortu. Widok z fortu.
A tak z bliska.
Nasz droga.
HZJ ze Szwajcarii i nasz Patrol.
Dzień 9
Zebraliśmy się w miarę wcześnie. Tego dnia mieliśmy jeździć we Francji, a konkretnie trasa wokół Lac du Mont Cenis, wjazd na Col de la Met, a dalej co zdążymy, ciśnienia specjalnego nie było, w końcu to wakacje. Trasa wokół jeziora to w zasadzie kilka kilometrów szutru, dość zatłoczonego przez osobówki i 4x4, nawet trafiliśmy jedną włoską grupę. Jedzie się wokół jeziora najpierw szutrem, potem dziurawym asfaltem, żeby na koniec wyjechać na główny asfalt prowadzący przez przełęcz. Stamtąd udajemy się w kierunku Col de la Met, która ma 5/5 jeśli chodzi o poziom trudności terenowej. Wjeżdżamy do ośrodka narciarskiego !!! Trochę jesteśmy zszokowani, że coś takiego jest możliwe, w Polsce to raczej nie do pomyślenia. Trasa ostro pnie się w górę na wysokość prawie 2800m. Droga jest mocno kamienista, o dość sporym nachyleniu, reduktor okazuje się niezbędny. Na około 900m przed końcem trasy, decydujemy się na odwrót, gdyż szlak zaczyna być mokry, a ze zdjęć i opisu trasy wynika, że dalej jest do sforsowania 400m trawers, gdzie droga to sprawa mocno umowna. W czasie zjazdu robimy sobie zdjęcia przy górnej stacji wyciągu krzesełkowego. Po przerwie foto jedziemy dalej. Na dole udało nam się zakupić w gospodarstwie ser kozi, który może nie wygląda, ale jak się później okazało był to chyba najsmaczniejszy ser kozi jaki udało nam się zjeść. Wracamy na włoską stronę i kierujemy się w stronę przełęczy Assietta. W drodze do niej jest Col delle Finestre (ok 2100m). Najpierw bardzo kręty asfalt, a później do samego szczytu szuter. Na szczycie znowu asfalt, ale nasz cel czyli Assietta już prawie w zasięgu wzroku, po drodze jeszcze przerwa na kawę w oberży i... przymusowy postój. Okazało się, że wjazd na trasę w środy i soboty jest ograniczony dla pojazdów motorowych 9-17. Stoją policjanci, i grzecznie wszystkich informują, że wjazd i owszem ale za 2h bo była 15. Tak, więc przerwa na obiad, karty i inne głupoty. Później stwierdziliśmy jednogłośnie, że warto było. Trasa przez przełęcz to ok 27km szutru, który prowadzi grzbietami gór na wysokości 2000-2300m. Widoki fantastyczne na obie strony, czasem tylko zaburzane przez chmury, które jak się okazało poruszają się dość szybko, totalnie zmieniając krajobraz. Po zjeździe z trasy zaczynamy szukać miejsca na nocleg, i znowu jest problem. Kempingów nie ma, znajdujemy miejscówkę za Sestiere nad rzeką. W oddali ładnie oświetlony kościółek kusi do zrobienia zdjęcia.
Lac du Mont Cenis
Droga na Col de la Met
Już prawie na szczycie, ale odpuściliśmy.
No comments
Jedziemy w dół...
„Przymusowy” obiad przed wjazdem na Assiette.
Droga na przełęcz.
Col della Assietta.
Zmiana pogody, ale tym razem nie od razu w dół.
W tym rejonie toczyły się walki partyzanckie.
Takimi szutrami można legalnie jeździć
Teraz już w dół.
Kościółek nocą...
Dzień 10
Znowu wjeżdżamy do Francji. Zaczynamy mało offroadowo bo jedziemy do Briancon, które zwiedzamy. Jest częścią fortyfikacji Vauban'a , który jak teraz sprawdziłem był cenionym w swoich czasach inżynierem militarnym. Po zwiedzeniu uroczego centrum kierujemy się do ośrodka narciarskiego Serre Chevalier. Tam wjeżdżamy na ok. 2600m – i znowu reduktor niezbędny. Na górze widoki w zakresie 360 stopni, jesteśmy w środku wysokich gór w końcu. Trasa jest dość wymagająca, ale trochę adrenaliny zawsze wskazane. Wrażenie głównie robiły nachylenia podjazdów i zjazdów. Kolejne kilometry szutru za nami. Po drodze nawet udaje nam się pojeździć w śniegu . W okolicach 18 docieramy do kolejnego fortu. Wspinamy się 7km szutrem w górę, a później niestety tą samą drogą wracamy. Sam fort jest w całkiem niezłym stanie. Robi nam się dziwnie, kiedy w jego ruinach widzimy zaparkowane enduro, a wokół nikogo nie ma. Niby nic, ale jakoś tak nieswojo poczuliśmy się. Znajdujemy całkiem sympatyczny kemping, recepcja zamknięta, ale rozbić się można, resztę formalności załatwiamy rano przed wyjazdem.
Most Asfeld'a.
W ośrodku narciarskim – latem.
Trzeba wiedzieć gdzie zjeżdżać.
Ośrodek w pełnej krasie.
Ciekawy odcinek trasy
Na grzbiecie... po obu stronach trochę metrów w dół, ale szeroko było.
Jeździmy w śniegu.
Zjeżdżamy na drugą stronę masywu, prawie jak zimą na nartach.
Wjazd na Roche la Croix
Fort inferieur.
Widok na dolinę.
Bunkry w całkiem niezłym stanie.
Dzień 11
Ranek niestety nas nie rozpieszcza, jest koło 10stopni i burza. Namiot daje radę, ale gorzej z nami. Nie mamy koncepcji jak tu zjeść śniadanie, bo leje dość mocno. Zapada decyzja, że pakujemy się na mokro i głodno. W recepcji problem bo nadal nikogo nie ma, a takich jak my jest więcej, po ok. 45 min zjawia się obsługa – płacimy i wyjeżdżamy. Po drodze w kafejce kawa, a po 30min, jakby inna rzeczywistość, wychodzi słońce, jest pogodnie. Zatrzymujemy się i robimy śniadanie w plenerze. Dzisiaj w planie dolina Maira Stura ze swymi skałami. Wokół jest wręcz kosmicznie, widoki, szczyty wszystko zapiera dech. Niestety pogoda się załamuje, a my jesteśmy na 2600m, atakujemy wąski przesmyk (4/5 skala trudności) ale go nie osiągamy ze względu na zalegający śnieg. Musimy improwizować, bo nie chcemy odpuszczać. Dalej wg przewodnika jest tylko 2, więc zakładamy, że nawet w tym deszczu damy radę ją przejechać. W pewnym momencie na bardzo wąskim odcinku szlaku robi się nieprzyjemnie, leżą zwałowiska kamieni pokrytych błotem, auto się mocno przechyla, w końcu trzeba zacząć „równać” trasę łopatą – leje deszcz, a termometr pokazuje 3 stopnie. Trochę nerwowo, bo odwrotu nie ma z prostej przyczyny nie ma jak zawrócić. Pozostaje tylko przeć do przodu. Na szczęście po jakiś 30min znowu zmiana aury, wychodzi słońce, nastrój się zmienia, zaczynamy ponownie dostrzegać uroki okolicy, a nie tylko przeszkody
Po kilku km spotykamy Francuzów w 4L, jadą w przeciwnym kierunku. Informują nas, że możemy mieć problem z opuszczeniem szutru, gdyż na ciągnącej się dalej drodze asfaltowej jest rozgrywany wyścig kolarski. Jakoś dajemy radę, trochę trzeba się z włoskimi organizatorami kłócić, gdyż zgodnie z informacją na znaku droga jest zamknięta do godz. 14:30, a jest w okolicach 15 a przejechać nie można. Cała „akcja” trwa jakieś pół godziny i dopiero jak zastawiamy drogę Patrolem uniemożliwiając przejazd innym pojazdom, Włosi dostrzegają problem, i umożliwiają nam przejazd. Asfaltem znowu kierujemy się do Francji – konkretnie na Col de Tende ze swoim Fortem Centralnym. Docieramy tam w okolicach godziny 18. Początkowo z drogi głównej prowadzi tam makabrycznie zakręcony asfalt. Wszystkie zakręty trzeba brać na 2 lub 3 razy. Dopiero po wjeździe na szuter robi się przyjemniej. Sam fort na szczycie robi wrażenie, jest bardzo dobrze zachowany, przy nim niemiecki Pinzgauer. Poniżej fortu ruiny prawdopodobnie koszar, robimy zdjęcia i jedziemy dalej, gdyż nocleg w pobliżu raczej utrudniony ze względu na silny, dość zimny wiatr. Zjazd do wioski po drugiej stronie przełęczy również na końcu jest asfaltowy i bardzo zakręcony. Nie ukrywam, że cała nasza załoga jest mocno zmęczona. Udaje nam się trafić fajny kemping w gospodarstwie. Jemy kolacje i spać.
Wjazd do doliny Maira Stura
Widoki ładne, ale pogoda zaczyna się psuć.
Tu już po drugiej stronie.
Typowa szutrówka alpejska.
Gdyby nie śnieg, pod ten szczyt można podjechać w miarę blisko.
Jedna z najbardziej krętych dróg jakimi jechałem...
Fort Central.
Ruiny koszar obok fortu.
Pinz.
„Wnętrze” koszar
Nasz ekipa jest wesoła.
Tak wyglądają z zewnątrz, musiały być spore.
Dzień 12
To niestety ostatni dzień naszej wycieczki po Alpach – dobrze, że nie koniec urlopu. Na deser pozostaje nam Liguryjska droga graniczna. Kierujemy się wzdłuż granicy włosko-francuskiej w kierunku morza. Zaczęło się od trudności przy składaniu namiotu, przez własne gapiostwo przyciąłem zamkiem fragment materiału podczas składania namiotu. Dostarczyło mi to 30min mocnych wrażeń, ale w końcu udało się, nawet pogoda dopisała tego ranka i zimno mi nie było, a wręcz przeciwnie. Wjazd na naszą trasę był niedaleko kempingu. Trochę nas zaniepokoił znak o zamkniętym fragmencie drogi, ale nie znalazło to potwierdzenia w praktyce. Odcinek, który pokonywaliśmy był typowo widokowy, bez żadnych atrakcji terenowych. Kamienisty szlak trawersujący zbocze góry, długości około 22km. Po drodze trafiła się jednak atrakcja w postacie tunelu, takiego koło 500-600metrów długości z zakrętem w środku. Zawsze to coś .
Zbliżając się do końca trasy naszym oczom ukazało się morze, czego na początku nie byliśmy pewnie, gdyż z mapy wynikało, że do mamy do niego w linii prostej koło 40km. W ostatnim kilkumetrowym tunelu napotkaliśmy dwa osły, i tym akcentem niestety zakończyliśmy szutrową część wakacji.
Udaliśmy się asfaltem do autostrady biegnącej w kierunku Francji brzegiem morza i przez Prowansję pojechaliśmy na południe w okolice Perpignan.
Liguryjska droga graniczna.
Nieoczekiwana atrakcja w postaci tunelu.
Osły w tunelu.
Już widać morze z jakiś 40km.
I na tym koniec.
Dzień 8
Brak możliwości pokonania tunelu oraz szczegółowych informacji na temat tego co tam się stało, że został zamknięty nie dawało na spokoju. Po przestudiowaniu mapy stwierdziliśmy, że da się wjechać na Monte Jafferau i po śniadaniu w dolinie ruszyliśmy w tamtą stronę. Na początku było trochę błądzenia, żeby wyjechać na właściwy szlak z Bardonecchi, ale w końcu udało się. Szlak wiódł grzbietem gór i wg Garmina miał ponad 17km w jedną stronę. Było naprawdę widowiskowo Na szczycie tj. ok 2800m są ruiny fortu. Dość mocno naruszone przez czas, i zwiedzając je trzeba uważać, żeby coś się nie zawaliło. Obok fortu napotkaliśmy Szwajcarów w HZJ 78 z namiotem, ale byli małorozmowni. Zaczęliśmy odwrót, i do pewnego momentu jechaliśmy tą samą drogą, na pewnym rozjeździe były znaki informujące o zamknięciu tunelu. Jak się okazało był to kawałek drogi już po jego drugiej stronie. Ciekawość poprowadziła nasz dalej w kierunku tunelu i udało nam się dotrzeć do wjazdu. Niestety potwierdził się brak możliwości wjazdu do tunelu, skutecznie broniły go zabetonowane barierki. Z zewnątrz widać było, że przypuszczalnie część skał spadła na niego, i pewnie z uwagi na ryzyko zawalenia został zamknięty.
Wróciliśmy na kemping Gran Bosco.
To „zamknięta” droga do tunelu widziana z drugiej strony.
Zamknięty tunel.
Przypuszczalny powód zamknięcia.
Fort na szczycie Monte Jafferau.
Koszary ew. budynki pomocnicze u podnóża fortu. Widok z fortu.
A tak z bliska.
Nasz droga.
HZJ ze Szwajcarii i nasz Patrol.
Dzień 9
Zebraliśmy się w miarę wcześnie. Tego dnia mieliśmy jeździć we Francji, a konkretnie trasa wokół Lac du Mont Cenis, wjazd na Col de la Met, a dalej co zdążymy, ciśnienia specjalnego nie było, w końcu to wakacje. Trasa wokół jeziora to w zasadzie kilka kilometrów szutru, dość zatłoczonego przez osobówki i 4x4, nawet trafiliśmy jedną włoską grupę. Jedzie się wokół jeziora najpierw szutrem, potem dziurawym asfaltem, żeby na koniec wyjechać na główny asfalt prowadzący przez przełęcz. Stamtąd udajemy się w kierunku Col de la Met, która ma 5/5 jeśli chodzi o poziom trudności terenowej. Wjeżdżamy do ośrodka narciarskiego !!! Trochę jesteśmy zszokowani, że coś takiego jest możliwe, w Polsce to raczej nie do pomyślenia. Trasa ostro pnie się w górę na wysokość prawie 2800m. Droga jest mocno kamienista, o dość sporym nachyleniu, reduktor okazuje się niezbędny. Na około 900m przed końcem trasy, decydujemy się na odwrót, gdyż szlak zaczyna być mokry, a ze zdjęć i opisu trasy wynika, że dalej jest do sforsowania 400m trawers, gdzie droga to sprawa mocno umowna. W czasie zjazdu robimy sobie zdjęcia przy górnej stacji wyciągu krzesełkowego. Po przerwie foto jedziemy dalej. Na dole udało nam się zakupić w gospodarstwie ser kozi, który może nie wygląda, ale jak się później okazało był to chyba najsmaczniejszy ser kozi jaki udało nam się zjeść. Wracamy na włoską stronę i kierujemy się w stronę przełęczy Assietta. W drodze do niej jest Col delle Finestre (ok 2100m). Najpierw bardzo kręty asfalt, a później do samego szczytu szuter. Na szczycie znowu asfalt, ale nasz cel czyli Assietta już prawie w zasięgu wzroku, po drodze jeszcze przerwa na kawę w oberży i... przymusowy postój. Okazało się, że wjazd na trasę w środy i soboty jest ograniczony dla pojazdów motorowych 9-17. Stoją policjanci, i grzecznie wszystkich informują, że wjazd i owszem ale za 2h bo była 15. Tak, więc przerwa na obiad, karty i inne głupoty. Później stwierdziliśmy jednogłośnie, że warto było. Trasa przez przełęcz to ok 27km szutru, który prowadzi grzbietami gór na wysokości 2000-2300m. Widoki fantastyczne na obie strony, czasem tylko zaburzane przez chmury, które jak się okazało poruszają się dość szybko, totalnie zmieniając krajobraz. Po zjeździe z trasy zaczynamy szukać miejsca na nocleg, i znowu jest problem. Kempingów nie ma, znajdujemy miejscówkę za Sestiere nad rzeką. W oddali ładnie oświetlony kościółek kusi do zrobienia zdjęcia.
Lac du Mont Cenis
Droga na Col de la Met
Już prawie na szczycie, ale odpuściliśmy.
No comments
Jedziemy w dół...
„Przymusowy” obiad przed wjazdem na Assiette.
Droga na przełęcz.
Col della Assietta.
Zmiana pogody, ale tym razem nie od razu w dół.
W tym rejonie toczyły się walki partyzanckie.
Takimi szutrami można legalnie jeździć
Teraz już w dół.
Kościółek nocą...
Dzień 10
Znowu wjeżdżamy do Francji. Zaczynamy mało offroadowo bo jedziemy do Briancon, które zwiedzamy. Jest częścią fortyfikacji Vauban'a , który jak teraz sprawdziłem był cenionym w swoich czasach inżynierem militarnym. Po zwiedzeniu uroczego centrum kierujemy się do ośrodka narciarskiego Serre Chevalier. Tam wjeżdżamy na ok. 2600m – i znowu reduktor niezbędny. Na górze widoki w zakresie 360 stopni, jesteśmy w środku wysokich gór w końcu. Trasa jest dość wymagająca, ale trochę adrenaliny zawsze wskazane. Wrażenie głównie robiły nachylenia podjazdów i zjazdów. Kolejne kilometry szutru za nami. Po drodze nawet udaje nam się pojeździć w śniegu . W okolicach 18 docieramy do kolejnego fortu. Wspinamy się 7km szutrem w górę, a później niestety tą samą drogą wracamy. Sam fort jest w całkiem niezłym stanie. Robi nam się dziwnie, kiedy w jego ruinach widzimy zaparkowane enduro, a wokół nikogo nie ma. Niby nic, ale jakoś tak nieswojo poczuliśmy się. Znajdujemy całkiem sympatyczny kemping, recepcja zamknięta, ale rozbić się można, resztę formalności załatwiamy rano przed wyjazdem.
Most Asfeld'a.
W ośrodku narciarskim – latem.
Trzeba wiedzieć gdzie zjeżdżać.
Ośrodek w pełnej krasie.
Ciekawy odcinek trasy
Na grzbiecie... po obu stronach trochę metrów w dół, ale szeroko było.
Jeździmy w śniegu.
Zjeżdżamy na drugą stronę masywu, prawie jak zimą na nartach.
Wjazd na Roche la Croix
Fort inferieur.
Widok na dolinę.
Bunkry w całkiem niezłym stanie.
Dzień 11
Ranek niestety nas nie rozpieszcza, jest koło 10stopni i burza. Namiot daje radę, ale gorzej z nami. Nie mamy koncepcji jak tu zjeść śniadanie, bo leje dość mocno. Zapada decyzja, że pakujemy się na mokro i głodno. W recepcji problem bo nadal nikogo nie ma, a takich jak my jest więcej, po ok. 45 min zjawia się obsługa – płacimy i wyjeżdżamy. Po drodze w kafejce kawa, a po 30min, jakby inna rzeczywistość, wychodzi słońce, jest pogodnie. Zatrzymujemy się i robimy śniadanie w plenerze. Dzisiaj w planie dolina Maira Stura ze swymi skałami. Wokół jest wręcz kosmicznie, widoki, szczyty wszystko zapiera dech. Niestety pogoda się załamuje, a my jesteśmy na 2600m, atakujemy wąski przesmyk (4/5 skala trudności) ale go nie osiągamy ze względu na zalegający śnieg. Musimy improwizować, bo nie chcemy odpuszczać. Dalej wg przewodnika jest tylko 2, więc zakładamy, że nawet w tym deszczu damy radę ją przejechać. W pewnym momencie na bardzo wąskim odcinku szlaku robi się nieprzyjemnie, leżą zwałowiska kamieni pokrytych błotem, auto się mocno przechyla, w końcu trzeba zacząć „równać” trasę łopatą – leje deszcz, a termometr pokazuje 3 stopnie. Trochę nerwowo, bo odwrotu nie ma z prostej przyczyny nie ma jak zawrócić. Pozostaje tylko przeć do przodu. Na szczęście po jakiś 30min znowu zmiana aury, wychodzi słońce, nastrój się zmienia, zaczynamy ponownie dostrzegać uroki okolicy, a nie tylko przeszkody
Po kilku km spotykamy Francuzów w 4L, jadą w przeciwnym kierunku. Informują nas, że możemy mieć problem z opuszczeniem szutru, gdyż na ciągnącej się dalej drodze asfaltowej jest rozgrywany wyścig kolarski. Jakoś dajemy radę, trochę trzeba się z włoskimi organizatorami kłócić, gdyż zgodnie z informacją na znaku droga jest zamknięta do godz. 14:30, a jest w okolicach 15 a przejechać nie można. Cała „akcja” trwa jakieś pół godziny i dopiero jak zastawiamy drogę Patrolem uniemożliwiając przejazd innym pojazdom, Włosi dostrzegają problem, i umożliwiają nam przejazd. Asfaltem znowu kierujemy się do Francji – konkretnie na Col de Tende ze swoim Fortem Centralnym. Docieramy tam w okolicach godziny 18. Początkowo z drogi głównej prowadzi tam makabrycznie zakręcony asfalt. Wszystkie zakręty trzeba brać na 2 lub 3 razy. Dopiero po wjeździe na szuter robi się przyjemniej. Sam fort na szczycie robi wrażenie, jest bardzo dobrze zachowany, przy nim niemiecki Pinzgauer. Poniżej fortu ruiny prawdopodobnie koszar, robimy zdjęcia i jedziemy dalej, gdyż nocleg w pobliżu raczej utrudniony ze względu na silny, dość zimny wiatr. Zjazd do wioski po drugiej stronie przełęczy również na końcu jest asfaltowy i bardzo zakręcony. Nie ukrywam, że cała nasza załoga jest mocno zmęczona. Udaje nam się trafić fajny kemping w gospodarstwie. Jemy kolacje i spać.
Wjazd do doliny Maira Stura
Widoki ładne, ale pogoda zaczyna się psuć.
Tu już po drugiej stronie.
Typowa szutrówka alpejska.
Gdyby nie śnieg, pod ten szczyt można podjechać w miarę blisko.
Jedna z najbardziej krętych dróg jakimi jechałem...
Fort Central.
Ruiny koszar obok fortu.
Pinz.
„Wnętrze” koszar
Nasz ekipa jest wesoła.
Tak wyglądają z zewnątrz, musiały być spore.
Dzień 12
To niestety ostatni dzień naszej wycieczki po Alpach – dobrze, że nie koniec urlopu. Na deser pozostaje nam Liguryjska droga graniczna. Kierujemy się wzdłuż granicy włosko-francuskiej w kierunku morza. Zaczęło się od trudności przy składaniu namiotu, przez własne gapiostwo przyciąłem zamkiem fragment materiału podczas składania namiotu. Dostarczyło mi to 30min mocnych wrażeń, ale w końcu udało się, nawet pogoda dopisała tego ranka i zimno mi nie było, a wręcz przeciwnie. Wjazd na naszą trasę był niedaleko kempingu. Trochę nas zaniepokoił znak o zamkniętym fragmencie drogi, ale nie znalazło to potwierdzenia w praktyce. Odcinek, który pokonywaliśmy był typowo widokowy, bez żadnych atrakcji terenowych. Kamienisty szlak trawersujący zbocze góry, długości około 22km. Po drodze trafiła się jednak atrakcja w postacie tunelu, takiego koło 500-600metrów długości z zakrętem w środku. Zawsze to coś .
Zbliżając się do końca trasy naszym oczom ukazało się morze, czego na początku nie byliśmy pewnie, gdyż z mapy wynikało, że do mamy do niego w linii prostej koło 40km. W ostatnim kilkumetrowym tunelu napotkaliśmy dwa osły, i tym akcentem niestety zakończyliśmy szutrową część wakacji.
Udaliśmy się asfaltem do autostrady biegnącej w kierunku Francji brzegiem morza i przez Prowansję pojechaliśmy na południe w okolice Perpignan.
Liguryjska droga graniczna.
Nieoczekiwana atrakcja w postaci tunelu.
Osły w tunelu.
Już widać morze z jakiś 40km.
I na tym koniec.
Re: Alpy 2013
Super wyprawa! Dzięki za namiary na przewodnik, właśnie zamówiłem nowe wydanie. Na pewno się przyda, bo w Alpach to akurat często bywam. Pozdrawiam i oby więcej takich wyjazdów!
Re: Alpy 2013
Tremalzo niestety zamkniete.
Bylismy w zeszlym roku, pojezdzilismy troche starymi sciezkami, bylo fajnie, aczkolwiek widac ze tam tez zaczyna sie zmieniac...
niestety na gorsze troche bo pojawiaja sie glosy za ograniczeniem dostepu do tych tras, przynajmniej po francuskiej stronie.
Bylismy w zeszlym roku, pojezdzilismy troche starymi sciezkami, bylo fajnie, aczkolwiek widac ze tam tez zaczyna sie zmieniac...
niestety na gorsze troche bo pojawiaja sie glosy za ograniczeniem dostepu do tych tras, przynajmniej po francuskiej stronie.
Re: Alpy 2013
My w Alpy jeździmy głównie w celach wspinaczkowych, ale teraz dorobiliśmy się wreszcie odpowiedniego pojazdu, więc będzie można poznać góry także od innej strony. Może jeszcze zdążymy trochę pojeździć, zanim postawią wszędzie szlabany... Gdybyś chciał coś doradzić/polecić, to chętnie skorzystam. Wyjazd już w lipcu
Re: Alpy 2013
Odgrzeje kotleta.grzes pisze: ↑16 maja 2019, 11:19Tremalzo niestety zamkniete.
Bylismy w zeszlym roku, pojezdzilismy troche starymi sciezkami, bylo fajnie, aczkolwiek widac ze tam tez zaczyna sie zmieniac...
niestety na gorsze troche bo pojawiaja sie glosy za ograniczeniem dostepu do tych tras, przynajmniej po francuskiej stronie.
Zajebista wycieczka, widoki mega.
Odnosnie Tremalzo, to fakt, jest zamknieta, ale jest alternatywna trasa, gdzie wyjezdzasz przy Tremalzo. Jechalem w zeszlym roku. Lajtowa, z ladnymi widokami, chociaz nie az takimi, jak stara trasa.
P.S.
Sorry za bledy. Brak polskiej klawiatury