Ostatnia Kaszubia
Moderator: luk4s7
Ostatnia Kaszubia
kto jedzie? może w końcu poznam kilku nowych "członków" ?...ja jade na "prawym" z Rudym jego pięknym hzj-em
walczyli, walczyli
Roman mial kilka przygód ale to sam Wam opowie, Czarek gdzies sie zamotal na zakonczenie, ale wieczorem juz podobno wracal /nie wiem czy wrocil bo poszedlem spac/.
Black na swoim punkcie STAŁ /nawet nie usiadł/ przez prawie 20h.
Z ciekawostek byla jedna podwójna rolka patrola - na obserwowanej.
Roman mial kilka przygód ale to sam Wam opowie, Czarek gdzies sie zamotal na zakonczenie, ale wieczorem juz podobno wracal /nie wiem czy wrocil bo poszedlem spac/.
Black na swoim punkcie STAŁ /nawet nie usiadł/ przez prawie 20h.
Z ciekawostek byla jedna podwójna rolka patrola - na obserwowanej.
byli, byli i nawet wrócili...
jestem lekko zrąbany fizycznie, jak trochę odeśpię i zbiorę myśli to może coś skrobnę, na razie usiłuję się odnaleźć w codzienej rzeczywistości
STAŁ to dużo powiedziane raczej biegał coby ten "burdel w czarnej dziurze" ogarnąć i chyba z powodzeniem, mimo latających lin, taśm, szekli nikt nie ucierpiał i wszyscy wydostali się zadowoleni na dalszą część trasy
impreza była "czaderska", moja próba chiba też sądząc po komentarzach przy ognisku po ogłoszeniu wyników, i na długo zapadnie wszystkim w pamięci
nasi walczyli dzielnie, ale nie dotarli do "Black Pointu" trapieni "drobnymi" awariami sprzętu, które zresztą dzielnie zwalczyli i dotarli do mety (wyniki wybaczcie nie byłem w stanie spamiętać, ale zawisną za chwilę na stronie Expedycji), w każdym razie Nasi na pewno nie byli na końcu stawki, raczej w jej połowie
Specjalne podziękowania dla Pawła, który wpadł pokibicować, a skończył na ratowaniu mnie od śmierci głodowej, tudzież z zimna i wyczerpania, wspomagając campingowym wyposażeniem i zdolnościami kucharskimi
jestem lekko zrąbany fizycznie, jak trochę odeśpię i zbiorę myśli to może coś skrobnę, na razie usiłuję się odnaleźć w codzienej rzeczywistości
STAŁ to dużo powiedziane raczej biegał coby ten "burdel w czarnej dziurze" ogarnąć i chyba z powodzeniem, mimo latających lin, taśm, szekli nikt nie ucierpiał i wszyscy wydostali się zadowoleni na dalszą część trasy
impreza była "czaderska", moja próba chiba też sądząc po komentarzach przy ognisku po ogłoszeniu wyników, i na długo zapadnie wszystkim w pamięci
nasi walczyli dzielnie, ale nie dotarli do "Black Pointu" trapieni "drobnymi" awariami sprzętu, które zresztą dzielnie zwalczyli i dotarli do mety (wyniki wybaczcie nie byłem w stanie spamiętać, ale zawisną za chwilę na stronie Expedycji), w każdym razie Nasi na pewno nie byli na końcu stawki, raczej w jej połowie
Specjalne podziękowania dla Pawła, który wpadł pokibicować, a skończył na ratowaniu mnie od śmierci głodowej, tudzież z zimna i wyczerpania, wspomagając campingowym wyposażeniem i zdolnościami kucharskimi
jak zwykle impreza bardzo git! tak w skrócie zrobiliśmy tylko ok połowy trasy zaliczając ok połowe pięczątek po drodze. Czas jazdy ok 18 h, drugie tyle naprawy i spanie. (spania nie było w programie ale awarie i konieczność powrotu do bazy na czyszczanie chłodnicy zmieniły plany). Niestety startowaliśmy ze startu tuż po "blackhole" dlatego nie dotarliśmy do Blacka. Ze strat to nie wiele :
- zgiety w podkowę drążek kierowniczy - naprawiony
- śmierć przedniego ramseya (albo jak kto woli ciężka rana uniemożliwiająca pracę) - wymontowany - a w to miejsce poszedł tylny chińczyk - monthana - która od nowości nie ma hamulca (przynajmniej ten egzemplarz )
- zamulona chłodnica uniemożliwiająca jazdę - czyszczenie, mycie - pomogło !
- w końcu padlina chińczyka (który notabene dawał radę i dzielnie się trzymał) - tu podejrzenie jest że winda działa nadal a coś z elektryką się nie powiodło przy przekładce monthany do instalacji ramseya
- w tzw międzyczasie rozbita tylna lampa (na pierwszej próbie) i wgnieciony bok (drzwi i błotnik) to gdzieś dalej na trasie.
Mimo to Rudy wracał uśmiechnięty.
Na chwilę straciliśmy uśmiech na twarzy jak w czasie jazdy przez wioskę nam przednie koło odjechało ale potem humory wróciły
- zgiety w podkowę drążek kierowniczy - naprawiony
- śmierć przedniego ramseya (albo jak kto woli ciężka rana uniemożliwiająca pracę) - wymontowany - a w to miejsce poszedł tylny chińczyk - monthana - która od nowości nie ma hamulca (przynajmniej ten egzemplarz )
- zamulona chłodnica uniemożliwiająca jazdę - czyszczenie, mycie - pomogło !
- w końcu padlina chińczyka (który notabene dawał radę i dzielnie się trzymał) - tu podejrzenie jest że winda działa nadal a coś z elektryką się nie powiodło przy przekładce monthany do instalacji ramseya
- w tzw międzyczasie rozbita tylna lampa (na pierwszej próbie) i wgnieciony bok (drzwi i błotnik) to gdzieś dalej na trasie.
Mimo to Rudy wracał uśmiechnięty.
Na chwilę straciliśmy uśmiech na twarzy jak w czasie jazdy przez wioskę nam przednie koło odjechało ale potem humory wróciły