Kiedyś do matki i ojca mówiło się "Pani Matko" i "Panie Ojcze". Chociaż na wsi w biednych domach niekoniecznie. Potem skrócono do "mamo i tato" a teraz już wolno dzieciom mówić do rodziców po imieniu a coraz częściej słyszę właśnie nawet "ty". Podoba się wam to?
Jake pisze:Hiszpania, Anglia, Kanada, Bermudy, Szwecja, Włochy, Dania - wszyscy mowia Hi/Hello i zwracaja sie per Ty do obcych.
Coś jest prawdą lub nie jest.
Nie może być zdanie równocześnie prawdą i kłamstwem.
Prawdą jest, że większość ludzi na świecie to prości ludzie.
Prawdą jest, że elity stanowią od kilku do kilkunastu procent a media współczesne są bardziej nastawione na przekaz do jednolitych i największych grup, do większości, do której dopasowują przekaz. Język musi odpowiadać kompetencjom poznawczym odbiorcy. Smutne jest to, że te kompetencje są niewielkie i się kurczą, bo nikt ich nie rozwija.
Pesymiści tak widzą przyszłość:
https://www.filmweb.pl/film/Idiokracja-2006-139428
Nie ma "kultury wysokiej" bo dziś kultura wysoka to margines, który się nie sprzedaje. To co wstydliwe wyciąga się na wierzch - rolnik szuka żony itp. Kultura prosta a coraz częściej prostacka zwyciężają.
Faktem jest też, że w mediach i prości ludzie mówią językiem potocznym, czyli większość mówi językiem potocznym. Większość nie znaczy "wszyscy".
Jeszcze do niedawna słuchając radia można było usłyszeć, jak należy prawidłowo akcentować słowa i zdania, jak poprawnie korzystać z ojczystego języka, jak poprawnie wymawiać nazwy, ale dziś już nie.
Na pewno nie ma "jednego języka", jest język potoczny, język literacki, język prawniczy, język fachowy i realnie jest też język elit.
Nie ma takiego kraju gdzie wszyscy wszędzie mówią jednym językiem ani gdzie do obcych mówią "per ty". Są kraje gdzie w ten sposób zwraca się do obcych więcej ludzi niż w innych krajach.
W wymienionych przez kolegę krajach jest wciąż elita, do której należy chociażby szlachta, która "per ty" się do siebie ani do obcych nie zwraca.
Zwykle jednak to elity są kręgosłupem narodu i nośnikiem tradycji a nie "większość", która jest "prosta" i łatwo ulega "mcdonaldyzacji". Trzeba szczerze sobie powiedzieć, że większość bywa "prosta" i można część z tej prostej większości nazwać wręcz "prostakami", bo nie znają podstawowych zasad i norm.
Czy mamy czerpać wzorce od prostaków czy od ludzi którzy znają normy?
Nie ma nic złego w nazywaniu rzeczy po imieniu.
Naród dzieli się na elity oraz prosty lud.
W obu kategoriach trafia się na prostaków, ale to elity są od zawsze nośnikiem norm, tradycji i kultury. Dlatego uczymy dzieci w szkole o szlachcicu Adamie Mickiewiczu, poecie i pisarzu a nie o Zdzichu Kowalskim, hydrauliku z Wąchocka, chociaż być może Pan Kowalski jest wzorem moralności i cnót w przeciwieństwie do Mickiewicza.
Podobna sytuacja jest z językiem fachowym. Na pewnym poziomie ludzie używają poprawnego języka. Im niżej tym język staje się bardziej potocznym "slangiem". Jeśli nie znam we własnym języku określenia, to szybko mogę przyjąć obce słownictwo. Im prostszy i mniej wykształcony, tym szybciej nasiąkam obcą wiedzą, obcym słownictwem. Niektórzy wręcz chlubią się korporacyjną/fachową nowomową, kalecząc ojczysty język, zamiast się wstydzić swojej niekompetencji. Taki mamy klimat...
W USA nie ma szlachty, jest odgórne i urzędowe dążenie do "fraternizacji", chociaż dziś głównie na pokaz, bo właśnie tak każe im tradycja.
Fraternizacja ogranicza się jednak do języka, bo jeśli chodzi o praktyczne przejawy "równości", to już nie jest wesoło. Dlatego w praktyce prostaków trzyma się w "open space" ale wyższe kierownictwo ma jednak odrębne i zamykane gabinety, odrębne od prostaków łazienki, miejsca parkingowe i inne świadczenia, ale sprzątaczka może do szefa mówić "ty", więc jesteśmy równi (?).
Z USA przyszła kultura masowa, zbiór wzorców i norm. Mówi się o McDonaldyzacji kultury.
Prawdą jest, że w USA w języku potocznym rzadko występuje inna forma niż "ty". Jednak nawet w USA nie wszędzie i nie do każdego, tak się można zwrócić, więc nie jest prawdą, że "wszyscy" mówią do każdego obcego w USA na "ty".
Nawet w USA są funkcje i zawody, które wymagają zwracania się bardziej formalnie niż "ty", nawet w USA są rodziny z tradycjami, w których wciąż mówi się Pan i Pani.
Do policjanta mówi się (oczywiście jeśli chcemy zwrócić się z szacunkiem lub formalnie) per "funkcjonariuszu" czyli z ang. "Officer". Zabawne, ale to słowo w wielu przypadkach w filmach jest błędnie tłumaczone w Polsce, jako "oficer", także każdy posterunkowy jest w tłumaczeniu oficerem.
Do sędziego w sądzie, a czasem i poza nim należy zwracać się per "Your Honor" lub po nazwisku, dodając przed nazwiskiem tytuł "sędzio" itp itd.
W wielu środowiskach używa się tytułów naukowych i zawodowych oraz tradycyjnych.
W dużych firmach obowiązują inne zasady, ale też będące "tradycją" i narzuconą obowiązkowo "normą".
Te normy "narzuconego luzu" opanowały cały świat biznesu, razem z amerykańską walutą. Amerykańskie zasady fraternizacji w pracy weszły w życie nawet w japońskich korporacjach, ale oczywiście nawet w korpo zdarzają się wyjątki.
Zapewne zaraz okaże się, że jednak znacie kogoś, kto do Królowej Brytyjskiej czy Króla Szwecji mówi na "Ty"
więc nie mam racji. Trudno.
Ja jednak uważam, że McDonald's jest super, ale niekoniecznie musi zastąpić nam schabowego z ziemniakami.
Przypominam po prostu, na marginesie, że robienie tego co większość nie jest wyznacznikiem robienia dobrze ani powodem do chwały.
Okazywanie szacunku nie jest niczym złym.
Kultywowanie tradycji własnego narodu też nie jest złe.
Żeby gdzieś dojść, trzeba wiedzieć skąd ruszamy.
Niektóre środowiska mają jednak na celu walkę z tradycją, bo dążą do zniszczenia obecnego społeczeństwa i stworzenia nowego. Anarchiści czy też socjaliści twierdzą, że należy zburzyć społeczeństwo, żeby móc je zbudować na nowych zasadach, od nowa, "lepsze". Wielu już próbowało i skończyło się to wielkimi ludobójstwami, ale nadal jest wielu chętnych.
Nie zamierzam dyskutować z specjalistami i anarchistami. Utopię można zbudować, ale nie da się jej utrzymać inaczej niż topiąc oponentów we krwi.
Trzeba się zastanowić co nam daje szacunek i tradycja.
Dla jednych kultywowanie tradycji to "obciach i wstyd" a obce wzorce zaczerpnięte od prostaków z zagranicy to wyznacznik bycia "progresywnym".
Progresja to właśnie jedno z tych "pięknych" i "nowych" słów. Znów zabrakło wiedzy, że w naszym języku mamy swoje określenie i jest to "postęp/postępowość" natomiast słowo "progresja" w naszym języku oznacza kompletnie co innego niż angielskie/amerykańskie "progressivity". Jednak z hamerykańska brzmi to tak pięknie i nowocześnie, poza tym, chyba słowo "postępowy" zbyt dobrze pamiętamy wciąż z propagandy PRL, więc jednak lepiej być progresywnym niż postępowym.
o.Radek LJ73 1991