moim zdaniem w podróżowaniu z dziećmi najważniejsza jest Żona, ja za kierownicą jestem tylko narzędziem do zapewnienia bezpieczeństwa aktywnego, nasze dzieciaki przed wyjazdem są przygotowywane, wiedzą gdzie jadą i jak jazda będzie wyglądała, ze mną studiują co prawda mapę, ale mama programuje je odpowiednio aby były świadome co będzie, choć stary też musi się dołożyć, gawiedź musi oczekiwać "tego co będzie", potem w czasie jazdy podtrzymujemy wcześniej zbudowany klimat - trzeba rozmawiać, uświadamiać i ogólnie się wywnętrzniać i popisywać...
dalej - to ona jest opieką społeczną, pielęgniarką, kucharzem i opiekunką w jednym,
prawda jest taka, że bez dobrze przygotowanej Żony z dziećmi jeździć byłoby trudno,
wiedza na temat dziwnych choróbsk, ich objawów i sposobów reagowania jest niezbędna - bez tego się z dziećmi nigdzie nie jeździ (po za cywilizacją), apteczka to kolejne wyzwanie, przed wyjazdem robimy spis tego co w danej "okolicy" może być potrzebne i robimy go z lekarzem, dobra wyprawowa apteczka musi zawierać także rzeczy na receptę więc znajomości konieczne
, dobrze też jest mieć praktykę w podawaniu np. sterydów - mogą uratować w głuszy jeśli na pogotowie daleko,
trzeba ustalić zasady co do bezpieczeństwa i się ich trzymać, nie ma odstępstw np. jeśli nawet potrafimy sobie poradzić ale mamy wątpliwości to nie kozaczymy tylko robimy "odwrót" i dajemy do najbliższego miasta,
jak ktoś ma możliwość to raz w roku na szkolenie z pierwszej pomocy przedlekarskiej polecam się udać,
i jeszcze bardzo ważne - min jeden z Was wieczorami na biwaku nie pije !!!
o pozostałych duperelach - dvd, schowki, soczki itd wedle uznania - wcześniej koledzy już wspomnieli,
trasę układamy tak aby co 2-3 dni ferajna miała solidny odpoczynek, min 2 noce w jednym miejscu z obowiązkowymi atrakcjami typu woda,
my też standardowo wyprawę kończymy ok 3 pełnymi dniami nad jakimś morzem, to taki patent na odpoczynek, relaks, refleksje hi, hi... a może i poprawę nastrojów gdyby coś poszło nie tak,