Izrael i Autonomia Palestyńska
: 12 cze 2014, 09:26
Na początku kwietnia dwóch spracowanych freelancerów (Pyrka i ja) postanowiło spontanicznie skorzystać z oferty taniego lotu fioletowo-różowych linii lotniczych i wyskoczyć na 10 dni do Izraela. Cel większości z Was kojarzy się pewnie z pielgrzymkami do Ziemi Świętej, my jednak postanowiliśmy zbadać mniej typowe atrakcje tego kraju.
Trzy pierwsze dni spędziliśmy jednak w Jerozolimie, głównie na Starym Mieście, a w szabas w chasydzkiej dzielnicy Mea Szearim. Zabookowaliśmy sobie trzy noclegi w hostelu w obrębie Starego Miasta. Kiedy okazało się, że nasz pokój ma 8 m2, 4 łóżka, cztery ściany i ani jednego okna, wywlekliśmy materace na taras na dachu i już w Jerozolimie rozpoczęliśmy nocowanie pod gołym niebem - co było zresztą od początku założeniem na ten wyjazd). Widok na dobranoc mieliśmy miniej więcej taki:
Ponieważ jesteśmy na forum off-roadowym, przejdę od razu do następnego off-roadowego etapu podróży. Bilet lotniczy do Tel-Avivu kosztował 650 zł i taką samą, nie większą sumę postanowiliśmy wydać na wynajem auta. Oczywiście musiała to być Toyota W naszym budżecie akurat zmieściła się przednionapędowa wyprawówka, prawdziwy pustynny potwór - nowiutka Toyota Yaris , której zdolności terenowe postanowiliśmy natychmiast wypróbować.
Kąt zejścia, znakomity!
Wykrzyż - rewelacja!
W takim razie w drogę! Postanowiliśmy na początek opuścić przyjazną izraelską ziemię i zapuścić się do Autonomii Palestyńskiej. Droga do Autonomii od strony Jerozolimy wygląda tak:
Przejście graniczne robi dość przygnębiające wrażenie. Wstęp dla obywateli Izraela surowo wzbroniony.
Pół dnia spędziliśmy w Ramallah. Akurat trafiliśmy na dzień targowy, było więc dość malowniczo. Wpadliśmy do fryzjera
Posiedzieliśmy przy herbacie miętowej
Poflirtowaliśmy z dziewczynami z Ramallah
Zajrzeliśmy do miejscowej szkoły
A na koniec w ulicznej kafejce poinhalowaliśmy trochę sziszy
Na chwilę wpadliśmy do Jerycha, ale okazało się, że miasto nie oferuje niczego poza słynną biblijną nazwą. Zjedliśmy więc trochę pulpetów z baraniny, warzyw i humusu, kupiliśmy po kawałku gąbki, która miała nam przez najbliższe dni służyć za legowiska i ruszyliśmy dalej. W stronę Morza Martwego.
C.D.N.
Trzy pierwsze dni spędziliśmy jednak w Jerozolimie, głównie na Starym Mieście, a w szabas w chasydzkiej dzielnicy Mea Szearim. Zabookowaliśmy sobie trzy noclegi w hostelu w obrębie Starego Miasta. Kiedy okazało się, że nasz pokój ma 8 m2, 4 łóżka, cztery ściany i ani jednego okna, wywlekliśmy materace na taras na dachu i już w Jerozolimie rozpoczęliśmy nocowanie pod gołym niebem - co było zresztą od początku założeniem na ten wyjazd). Widok na dobranoc mieliśmy miniej więcej taki:
Ponieważ jesteśmy na forum off-roadowym, przejdę od razu do następnego off-roadowego etapu podróży. Bilet lotniczy do Tel-Avivu kosztował 650 zł i taką samą, nie większą sumę postanowiliśmy wydać na wynajem auta. Oczywiście musiała to być Toyota W naszym budżecie akurat zmieściła się przednionapędowa wyprawówka, prawdziwy pustynny potwór - nowiutka Toyota Yaris , której zdolności terenowe postanowiliśmy natychmiast wypróbować.
Kąt zejścia, znakomity!
Wykrzyż - rewelacja!
W takim razie w drogę! Postanowiliśmy na początek opuścić przyjazną izraelską ziemię i zapuścić się do Autonomii Palestyńskiej. Droga do Autonomii od strony Jerozolimy wygląda tak:
Przejście graniczne robi dość przygnębiające wrażenie. Wstęp dla obywateli Izraela surowo wzbroniony.
Pół dnia spędziliśmy w Ramallah. Akurat trafiliśmy na dzień targowy, było więc dość malowniczo. Wpadliśmy do fryzjera
Posiedzieliśmy przy herbacie miętowej
Poflirtowaliśmy z dziewczynami z Ramallah
Zajrzeliśmy do miejscowej szkoły
A na koniec w ulicznej kafejce poinhalowaliśmy trochę sziszy
Na chwilę wpadliśmy do Jerycha, ale okazało się, że miasto nie oferuje niczego poza słynną biblijną nazwą. Zjedliśmy więc trochę pulpetów z baraniny, warzyw i humusu, kupiliśmy po kawałku gąbki, która miała nam przez najbliższe dni służyć za legowiska i ruszyliśmy dalej. W stronę Morza Martwego.
C.D.N.