SYBERIA 2014 - KULCZYNA TEAM

Moderator: luk4s7

Awatar użytkownika
wista-wio
Klubowicz
Posty: 697
Rejestracja: 05 lut 2009, 21:59
Auto: BJ42 3,4D / BJ42 3B / BJ45
Kontakt:

Re: SYBERIA 2014 - KULCZYNA TEAM

Post autor: wista-wio »

Posililiśmy się spokojnie jak zwykle w takich przypadkach chinol okazał się pyszną strawą , która w pełni wypełniła nasze brzuchy . Tuż przed Perwouralskiem wpadliśmy w nieprawdopodobny ruch tirów. Setki olbrzymich wozów jakby z nikąd pojawiły się na naszej drodze, i wszystkie mozolnym sznurem niekończących się konwojów pełzły w kierunku tym samym co my czyli na wschód do Jekaterynburga. W kłębach spalin nasze małe autko wciśnięte w potężne maszyny wyglądało jak piłeczka bilardowa pchana po wyboistej drodze . Jedno co było pocieszające to grzeczność i zrozumienie dla naszej obecności wśród tych kolosów , kierowcy byli wyrozumiali wręcz uczynni, traktowali nas na równi z sobą nie wykorzystując swej gigantyczne przewagi wagowej. I tak w tirowskich konwojach dotarliśmy do rogatek miasta Jeketerynburg. Miasto to utkwiło w mojej pamięci i pozostawało na wiele lat w świadomości jako miejsce mordu rodziny carskiej . Wyobrażałem sobie drewnianą zabudowę niskich domków rozrzuconych pośród pustki syberyjskiego bezkresu . Gdzieś schowane za rzeka Iset u podnóża gór Uralu po jego syberyjskiej stronie . Tak odległe od europy ze z łatwością Leninowi i jego oprawcą udało się ukryć bestialstwo sowieckiego mordu całej rodziny wraz ze służba. W myślach uporczywie widziałem wysoki drewniany płot otaczający willę inżyniera Ipatiewa oraz ciasne pomieszczenie piwnicznej izby w której wykonano egzekucję , gdzie niejaki Jurowski z odziałem Węgrów oraz bolszewik Miedwiediow rozstrzelali Cara Mikołaja żonę Aleksandrę ich cztery córki chorego na hemofilię Aleksa , lekarza Botkina , służąca carycy Demidową oraz lokaja z kucharzem. Pierwszy strzelił Miedwiediow w carewicza druga kula trafiła w cara wystrzelona z rewolweru Jurowskiego , rozpętała się istna rzeź. Węgrzy strzelali bezładnie do próbujących się schronić ludzi największy problem mieli z księżniczką Anastazją , kule nie chciały przebić się przez zaszyte klejnoty w połach sukni i dopiero dwa pchnięcia bagnetem zabiły piękna księżniczkę … mord bolszewików był straszny ślad krwi prowadził śmiertelną wstęgą od pomieszczeń piwnicznych przez podwórze do samochodów morderców. W tym momencie cała nienawiść do cara i jego czynów gdzieś prysła zamieniła się w żal i smutek nad śmiercią człowieka i jego rodziny. Koniecznie chciałem zobaczyć to miejsce. Jakież było nasze zdziwienie kiedy dojeżdżaliśmy do rogatek miasta . Przywitało nas potężne centrum handlowe z setkami sklepów i wielkim hipermarketem Auchan, tak olbrzymim ze trudno większego szukać w Polsce. Wchodząc w pasaże sklepowe poczuliśmy się prawie jak w domu , nawet układ hipermarketu był identyczny z naszym w Gliwicach tylko o wiele większy. Paweł zażartował pytaniem czy w takich oto sklepach zaopatruje się Romuald Koperski podróżując po Syberii zresztą nie omieszkał zadać podróżnikowi tego pytania . Odpowiedz Romka była równie dowcipna jak pytanie Pawła odpowiedział, że i owszem tylko na Magadanie zamiast wózków używa sanek. Po zaopatrzeniu się w niezbędne produkty ruszyliśmy w miasto a raczej powinienem powiedzieć w metropolie bo ogrom tego miejsca zaskoczył nas zupełnie. I jak tu w gmatwaninie setek ulic i uliczek odnaleźć miejsce kaźni cara. Jeszcze w Polsce przy ognisku w mojej leśniczówce znajomy podróżnik Zbyszek opowiadał mi o pięknej złotej cerkwi wybudowanej w miejscu willi Ipatiewa. W książce o Carze Mikołaju II przeczytałem że cerkiew ta nosi nazwę ,,Na Krwi,, i podobno jest imponującą. Zapytałem przydrożnych policjantów starali się jak mogli wytłumaczyć najdogodniejszy dojazd , ale po kilkuset metrach i kilkunastu przecznicach znów zagubiliśmy się w tym wielkim mieście. Kolejnym zapytanym był młody student i ten człowiek z wielkim zapałem czystą angielszczyzną tłumaczył nam dojazd. Byłem pewien, że go zrozumiałem a raczej Paweł był pewien lecz i tym razem straciliśmy szlak . Zbawieniem w dotarciu do celu okazał się motocyklista, który przystanął obok nas na światłach. Niewiele myśląc wyprzedził mnie i kazał za sobą jechać. Dosiadał najprawdziwszego Harleya Davidsona sam ubrany był w skórę a na głowie zamiast kasku powiewała czarna chusta. Podprowadził nas pod sama cerkiew i nawet zatrzymanie go przez policjantów nie zniechęciło do dalszej nam pomocy. Zaparkowałem pod samiutka Cerkwią na wielkim pustym parkingu. Rzeczywiście przewodniki i Zbyszek nic nie przesadzał w swoich opowiadaniach cerkiew jest cudownym architektonicznym dziełem a złote kopuły wież świadczą o wadze i randze tej budowli. Wszedłem w otwarte drzwi , wokół panował półmrok a pomieszczenie oświetlały setki zapalonych świec. Jak się po chwili okazało stałem w pomieszczeniu kaźni carskiej rodziny. Wszedłem pod cerkiew Paweł pozostał na zewnątrz. Zagadnęła mnie starsza kobieta… czy wiem co to za miejsce, odpowiedziałem ze znam historię Cara Mikołaja i jego rodziny. Wzięła mnie pod rękę i poprowadziła w głąb pomieszczenia. To tu zostali zamordowani wskazała oczami setki zapalonych świeczek. Jedną cieniutką świeczkę włożyła w moja dłoń, schyliłem się odpalając knot postawiłem świeczkę … to dla Anastazji wyszeptała i wyszła zostawiając mnie samego. Przejmujące uczucie , w jednej chwili zapomniałem o znienawidzonym systemie carskich łagrów o rozbiorach i powstaniach, myślami byłem z rodzina carskich dzieci i tej myśli długo nie umiałem się wyzbyć. Paweł zapytał mnie wychodzącego coś tam tak długo robił zdążyłem już obfotografować cały kościół , to nie kościół tylko cerkiew poprawiłem syna, oglądając wielkie zdjęcia przedstawiające rodzinę carską a które rozstawione były na wielkich bilbordach wokół świątyni. Gdy tak obchodziliśmy budynek podszedł do nas uśmiechnięty Rosjanin. Oleg jestem a Wy to kto ? skąd jesteście ? Piotr i Paweł z Polszy odpowiedziałem. Ja tu pilnuje porządku i kwiatów , kiedyś to było niebezpiecznie przychodzić w to miejsce i składać kwiatów nie można było palić zniczy też. Za czasów Stalina groziła za to śmierć. Opowiedział nam jak to bolszewicy w prosty dla nich sposób poradzili sobie i z tym dla nich problemem. Najpierw zbierali kwiaty a jak te przybywały to rozstrzelali tysiąc mieszkańców i ludzi napotkanych w pobliżu tego miejsca, a jak i to nie pomogło i kwiaty znowu zalegały teren mordu, rozszerzyli zasięg i zabili kolejne dwa tysiące ludzi w promieniu znacznie dalszym. Po tym zdarzeniu kwiaty znikły na dziesięciolecia. Tak to bolszewicy chcieli zabić ruską pamięć, wyjaśnił nasz nowo poznany znajomy Oleg. Teraz jest już dobrze i Mikołaj stał się świętym kościoła prawosławnego i jaką piękna cerkiew postawili w latach dziewięćdziesiątych, chwalił się mieszkaniec Jekaterynburga. Nawet nazwę miastu wrócili z przed rewolucji, bo i za wymawianie jej groziła kara, a kazali używać Swierdłowsk. Pożegnaliśmy Olga, jednak to nie był koniec znajomości z mieszkańcami syberyjskiego miasta. Przy naszym aucie oczekiwała na nas grupka policjantów, wietrzyłem kłopoty. Zupełnie nie potrzebnie panów policjantów interesował nie tylko samochód ale i podróżnicy. Ponownie zaczęliśmy opowiadać o naszych podróżach o tym co chcemy zobaczyć dokąd jedziemy skąd jesteśmy. Panowie postanowili nam pomóc , wiedzieli że bardzo zawiły jest wyjazd z miasta i kluczenie pośród licznych uliczek zajęłoby nam sporo czasu i nerwów, postanowili nam to zaoszczędzić. Kazali za sobą jechać i tym prostym sposobem w półgodziny znajdowaliśmy się na drodze prowadzącej do kolejnej miejscowości na naszej trasie jaką był Tiumeń.
Załączniki
syberyjskie zakupy
syberyjskie zakupy
DSC07425.JPG (82,08 KiB) Przejrzano 4428 razy
Cerkiew ,, Na Krwi,,
Cerkiew ,, Na Krwi,,
DSC07474.JPG (80,89 KiB) Przejrzano 4428 razy
Jekaterynburg
Jekaterynburg
DSC07463.JPG (73,39 KiB) Przejrzano 4428 razy

Awatar użytkownika
wista-wio
Klubowicz
Posty: 697
Rejestracja: 05 lut 2009, 21:59
Auto: BJ42 3,4D / BJ42 3B / BJ45
Kontakt:

Re: SYBERIA 2014 - KULCZYNA TEAM

Post autor: wista-wio »

https://www.facebook.com/piotr.kulczyna ... =2&theater" onclick="window.open(this.href);return false;

próbowałem na yoyube ale nie chciał mi się wgrać .... może ktoś dla odmiany oglądnie kawałek naszej przejażdżki :)

Awatar użytkownika
kpeugeot
Klubowicz
Posty: 2509
Rejestracja: 24 cze 2009, 06:52
Auto: Taro(hilux) 3.0 V6
lj70 2LTII r1986
LJ78 2LT EFI 1991
Kontakt:

Re: SYBERIA 2014 - KULCZYNA TEAM

Post autor: kpeugeot »

świetne - obejrzałem cały - świetnie dobrana muzyka

nie dość że świetnie piszesz to i film bardzo fajny

Awatar użytkownika
Addams
Klubowicz
Posty: 3856
Rejestracja: 19 lis 2009, 17:35
Auto: FJ40, BJ45
Kontakt:

Re: SYBERIA 2014 - KULCZYNA TEAM

Post autor: Addams »

Fajny filmik :D

Grunthor
Posty: 53
Rejestracja: 15 lis 2012, 10:04
Auto: Suzuki
Kontakt:

Re: SYBERIA 2014 - KULCZYNA TEAM

Post autor: Grunthor »

To teraz musisz się spić i przyśpieszyć z relacją pisaną :D

Awatar użytkownika
wista-wio
Klubowicz
Posty: 697
Rejestracja: 05 lut 2009, 21:59
Auto: BJ42 3,4D / BJ42 3B / BJ45
Kontakt:

Re: SYBERIA 2014 - KULCZYNA TEAM

Post autor: wista-wio »

e tam do pisania nie muszę używać trunków ...potrzebuję tylko dwóch rzeczy spokoju i ,,wolnej,, głowy :) ale coś tam bazgram :)
Byliśmy już bardzo zmęczeni, dzień obfitował mnóstwem wrażeń. Spojrzałem na zegarek dochodziła północ a wokół było tak jakby dopiero co zaszło słońce. Skręciłem auto w boczną drogę wiodącą do brzozowego lasku. Paweł rozłożył namiot i zażądał obfitej kolacji, była jajecznica na boczku i rosyjska kiełbasia obficie ukraszona majonezem, była surówka z pomidorów i ogórków, pyszny rosyjski chleb i dziwna zupa z puszki ni to rosół ni to warzywna jak rano doczytałem była to zupa rybna. Kolacja smakowała nam wyśmienicie. Paweł usnął od razu ja po tej wyżerce długo nie umiałem uspokoić brzucha, ostatni raz jak spojrzałem na zegarek wskazywał kwadrans po drugiej. Wstaliśmy oboje późno , ale byliśmy zmęczeni wczorajszym dniem , jak się niebawem okazało nasze obozowisko przylegało do wielkiego kołchozowego pola na którym ogromne ciągniki rozlewały ze swych zbiorników śmierdząca gnojowicę … śniadania nie jedliśmy, zresztą po takiej kolacji nie byliśmy głodni. Przed dziewiątą ruszamy dalej dzisiaj wjedziemy w piątą strefę czasową cały czas doskwiera nam to, że prawie codzienni ubywa nam godziny i ze nagle dwunasta staje się pierwszą, w europie nikt o tym nie myśli tutaj staje się to normalne.
Tiumeń to piękne kolorowe miasto pełne salonów samochodowych wyremontowanych ulic i co jest w Rosji rzadkością oznakowanych. Nie tylko w znaki drogowe ale i kierunkowskazy miejscowości. Bez większych przeszkód odnaleźliśmy drogę na Omsk. Nie wiedzieliśmy jeszcze tego ze właśnie rozpoczął się nasz najbardziej monotonny etap podróży , który potrwa trzy dni a odległość jaka pokonamy sięgnie ponad dwóch i pół tysiąca kilometrów. Krajobraz za szybą naszego auta potrafił nie zmieniać się setkami kilometrów i godzinami jazdy. Cały czas towarzyszyła nam brzozowa tajga i burzany traw co jakiś czas przeciętych rzeką. Miliony hektarów nieużytków nikt tu niczego nie uprawia skrawka ziemi nie użytkuje w żaden sposób. Nie ma tu wsi nie ma ludzi zupełne pustkowie i tylko stada wron i kawek czekają na śmierć pod kołem samochodu swoich współtowarzyszek egzystencji w tym bezkresnym terenie. Tak samotnie nie będziemy się czuć nawet na pustyni w Mongolii. Po siedmiuset trzydziestu pięciu kilometrach jazdy, chciałbym powiedzieć monotonni terenów ale w końcu to Syberia wiec czemu mam się dziwić bezkres tego miejsca jest wręcz legenda w europie a teraz sami tego doświadczyliśmy. Do jazdy autem już zdarzyłem się przyzwyczaić Paweł czytał przewodniki co jakiś czas dyskutując ze mną na temat odwiedzanych miejsc i przyszłej trasy. Czasami zawisał w myślach a ja cieszyłem oczy zielenią krajobrazu, mimo wszystko to nie były nudne chwile, każdy z nas przeżywał je na swój sposób. Ja cieszyłem się odległością i byciem z moim kochanym synem on … nie wiem co Paweł myślał, nie był zmierzły więc musiał tez się cieszyć podróżą w ten bezkres naszej przygody. Nocleg w syberyjskim stepie tylko pozornie jest samotny. Zaciekawienie przyrody naszą obecnością jest ogromne, najpierw przyleciały trzy niezidentyfikowane przeze mnie ptaki drapieżne , a wieczorem gdy już zamierzaliśmy zalęgnąć na naszych posłaniach opodal na krzakach przysiadły sowy obserwując nasz obóz bardzo dokładnie. Gdy rano wyjrzałem z namiotu słońce było jeszcze schowane za kępa brzóz i tylko skrawki promieni jak smugi bardzo jasnej latarki przebijały się przez gałęzie i liście. Tuż przy namiocie jak gdyby nie było naszego obozowiska spacerowały spokojnie żurawie, a stado czapli białych jak śnieg niczym nie zrażone kłóciły się ze sobą o rybę czy inny przysmak wyciągnięty z pobliskiego mokradła. Cała otaczająca przyroda żyła swoim codziennym bytem my byliśmy ich częścią nie powodowaliśmy u nich strachu czy jakiejkolwiek obawy. W tym momencie byliśmy częścią stepu częścią rozległej syberyjskiej przyrody i to było piękne.
Załączniki
DSC07512.JPG
DSC07512.JPG (68,62 KiB) Przejrzano 4326 razy
:)
:)
DSC07634.JPG (60,88 KiB) Przejrzano 4327 razy
obóz w beskresie
obóz w beskresie
DSC07586.JPG (87,56 KiB) Przejrzano 4327 razy

Grunthor
Posty: 53
Rejestracja: 15 lis 2012, 10:04
Auto: Suzuki
Kontakt:

Re: SYBERIA 2014 - KULCZYNA TEAM

Post autor: Grunthor »

wista-wio pisze:e tam do pisania nie muszę używać trunków...
Hi, hi miało być Piotrze SPIĄĆ, a nie spić. Ale przynajmniej teraz wiemy że to co tak ładnie, barwnie opisujesz powstaje bez wspomagaczy :D

Awatar użytkownika
wista-wio
Klubowicz
Posty: 697
Rejestracja: 05 lut 2009, 21:59
Auto: BJ42 3,4D / BJ42 3B / BJ45
Kontakt:

Re: SYBERIA 2014 - KULCZYNA TEAM

Post autor: wista-wio »

dzisiaj wczoraj i przed wczoraj na naszym Campie spotkało mnie wiele miłych słów wspaniałych rozmów i cudownych ludzi ... bardzo dziękuję , wspaniale się czuję w tak doborowym towarzystwie, A małą Lenką jestem oczarowany :) :D
...Omsk to brudne zapyziałe miasto niskich domów dziurawych nie oznakowanych ulic. Ogromny i bardzo rozległy ośrodek przemysłowy niczym nie przypomina kolorowego Tiumenia czy rozległego strzelistego Jekaterynburga. Ciekawe i liczne są mosty to tu Irtysz łączy się z Om od której to właśnie miasto wzięło swa nazwę. W języku barabińskich tatarów zamieszkującą tę cześć Syberii słowo OM oznacza spokojny i cichy, dla nas wyglądało jak wielka fabryczna osada z setkami kominów i tysiącem zakładów przemysłowych. Pierwszy raz z bliska widzieliśmy najprawdziwszą w świecie elektronie atomową….
Rosja uwielbia zaskakiwać! , a nas to uczucie częstego zdziwienia wcale, ale to wcale nie oszczędzało. Kilkaset przejechanych kilometrów bezludnych terenów, pozbawionych dróg, dokąd wydeptany szlak wskazywał nam kierunek. Miasto przypominającym halę fabryczną, pusty szeroki po horyzont step Syberii, gdzie tylko roślinność i rzeki wyznaczały granice możliwości przejazdu naszego autka. Wprost bajeczne kolory łąk mieniących się w słońcu fioletem krwawnicy, które niewidzialna ręka przyrody przeplotła złocistym kolorem miłków nasyconych blaskiem promieni słonecznych wrotyczy, krwawą czerwienią firletek. Różnobarwnych dzwonków białych jak śnieg wiązówek i złocieni. Cudownych storczyków o dziesiątkach barw i kształtów, kosmatych sasanek i tysiącach kwiatów których nazw nie sposób wymienić , gdyż wiele z nich pierwszy raz widzieliśmy na oczy, a paleta barw zmieniała się z każdym przejechanym kilometrem. Nie sposób przenieść i opisać zapachów które otaczały nas zewsząd wdzierając się przez uchylone szyby do naszego samochodu wypełniając po brzegi jego wnętrze. I nagle jak z podziemi pojawia się wielka metropolia miasto wyrosłe niespodziewanie wśród odludnych terenów tego świata, miasto tętniące życiem, miasto radosne wesołe i kolorowe. Pełne młodych uśmiechniętych ludzi, pięknych markowych samochodów. Utkane nowoczesnymi sklepami, wręcz nowoczesnymi galeriami handlowymi ze stali i szkła. A wszystko to jakby ustawione z ogromnych kolorowych klocków lego, wysokimi sięgającymi błękitnego nieba wieżowcami. Szerokie na kilkanaście metrów drogi skrzyżowania i ronda wielkości pasów startowych, a w tym wszystkim żadnych dziur w jezdni. To tak jakby znaleźliśmy się na innej planecie w innym świecie. Cudowne to miasto ten Nowosybirsk powstało w 1893 roku jako osada którą zamieszkiwali budowniczowie kolei transsyberyjskiej. Pierwsza nazwa pochodzi od imienia Aleksandra miejsce to zwane Osadą Aleksandrowską. W miarę powiększania się wioski małe miasteczko przybrało imię Romanowa jako Nowomikołajew. Doszczętnie zniszczone podczas wojny domowej, bardzo szybko zostało odbudowane i stało się prężnym ośrodkiem gospodarczym i poczęło aspirować do miana stolicy Syberii. Przez środek olbrzymiej metropolii przepływa jedna z największych syberyjskich rzek Ob. Koniecznie chciałem zobaczyć most kolejowy który został wybudowany w latach 1893-1897 . Nazywany ,,Cudem Carskiej Inżynierii,, … niestety po 103 latach użytkowania został rozebrany w roku 2001 i zastąpiony nowoczesnym. Jednak władze miasta ku uciesze odwiedzających to miejsce przybyszy postanowiło pozostawić jedno z zabytkowych przęseł by można chociaż w ten sposób doznać i zobaczyć namiastkę wielkiego inżynieryjnego dzieła. W mieście prawie w ogóle nie ma świątyń o co zapewne zadbali bolszewicy , jedną z nielicznych jest sobór Aleksandra Newskiego wybudowany w 1898 i na szczęście podczas czasów komunistycznych zamieniony na magazyn przetrwał prawie nie zniszczony do naszych czasów. Dziś odnowiony stanowi drugą po fragmencie mostu atrakcję historyczną tego ze wszech miar nowoczesnego miasta. Jedynym mankamentem dla takich przybyszów z innego świata jest podobnie jak w innych miastach absolutny brak kierunkowskazów i opuścić ten labirynt ulic uliczek tworzących setki skrzyzowań nie jest łatwo. Z pomocą przyszli nam jak zwykle sami Rosjanie. Młoda para uśmiechniętych nowosybirczan w pięknym bentleyu zagadnęła mnie bezradnie stojącego na światłach: Polacy ? jak wspaniale ! gdzie jedziecie ? i zaraz poczęło się dopytywanie czy wszystko w porządku, czy nie potrzebujemy noclegu, czy nie jesteśmy głodni, i cała reszta troskliwości , która nie ukrywam, że ciut ciut mnie krepowała ale z pewnością była miła. Jednak co innego było najważniejsze ta troskliwość Rosjan, dawała cos o wiele więcej. Dawała nam podróżnikom, tysiące kilometrów od domu poczucie bezpieczeństwa. To bardzo ważne w dalszej podróży… zapewniała nas że wokół są ludzie, którzy bezinteresownie udzielą schronienia czy pomocy. Młoda para uśmiechniętych Rosjan wyprowadziła moją toyotkę na główna arterię wiodącą prościutko , przynajmniej na początku tak wyglądało do Krasnojarska.
Załączniki
wspaniałe pachnące tysiącem aromatów obozowisko
wspaniałe pachnące tysiącem aromatów obozowisko
DSC07681.JPG (130,6 KiB) Przejrzano 4274 razy
syberyjskie roślinki
syberyjskie roślinki
DSC07679.JPG (121,97 KiB) Przejrzano 4274 razy
syberyjskie fiolety i amaranty :)
syberyjskie fiolety i amaranty :)
DSC08081.JPG (83,29 KiB) Przejrzano 4274 razy

Awatar użytkownika
wista-wio
Klubowicz
Posty: 697
Rejestracja: 05 lut 2009, 21:59
Auto: BJ42 3,4D / BJ42 3B / BJ45
Kontakt:

Re: SYBERIA 2014 - KULCZYNA TEAM

Post autor: wista-wio »

W pięćdziesiąt kilometrów za miastem postanowiliśmy rozbić obóz i odpocząć jak dotąd to był nasz najdłuższy etap liczący równe dziewięćset kilometrów. Obozowisko ulokowaliśmy na skraju tajgi w wysokich trawach pięknie ukwieconej łąki, pełnej kwiatów i ziół. Na kolacje kiełbaska zasmażana z cebulką rosyjski chleb i herbata. Humory dopisywały świetnie, Paweł latał po całej łące i cykał zdjęcia kwiatkom pszczółkom i motylkom , ja w tym czasie przeglądnąłem autko. Sprawdziłem olej w silniku ciśnienie w oponach, wytarłem szyby obklejone tysiącem insektów. Taki mało profesjonalny przegląd, ale zawsze - rzut okiem pod maskę. Była to spokojna i prawdziwie odpoczynkowa noc. Obudziliśmy się z Pawłem równocześnie o dziwo nie marudził ze wstawaniem, zanim ja ogarnąłem manele w bagażniku Paweł przyrządził śniadanie, zaparzył kawę i herbatę. W fantastycznych nastrojach ruszyliśmy przed siebie. Pozostał tylko lekki smutek… ot taka nostalgia za tak pięknym miejscem u podnóża ogromnej tajemniczej tajgi. Do Irkucka pozostało nam około tysiąca kilometrów , postanowiliśmy ta trasę podzielić na dwa dni. Dzisiaj jedziemy do oporu aby jutro spokojnie dotrzeć do Wierszyny. Wioski ukrytej pośród lasów tajgi a zamieszkałej przez potomków polaków przybyłych w te rejony w 1910 roku na zaproszenie cara. Drogę do Krasnojarska wypełniały nam widoki pięknej tajgi. Jeszcze nie nacieszyliśmy oczu lasem po płaskich jak stół równinach burzanów łąk, bagien syberyjskich krajobrazów. Teren wokół nas stał się pagórkowaty a momentami wręcz górzysty .Powoli zbliżaliśmy się do Buriacji i gór Sajanu. To niezbyt wysokie lecz bardzo rozległe pasmo górskie o stromych zboczach i rzeźbie terenu łudząco podobnym do naszych europejskich Alp. Dzielące się na Sajan Wschodni długości ponad tysiąc kilometrów z najwyższym szczytem Munku o wysokości niespełna trzy i pół kilometra, oraz Sajan Zachodni z łańcuchem gór ponad sześćset kilometrów długości i szczytem Kyzył liczącym ponad trzy tysiące metrów. W tych pięknych krajobrazach zbliżaliśmy się do Krasnojarska miejscowości , której geneza sięga siedemnastowiecznej Rosji a sama nazwa miasta nie ma nic wspólnego z komunistycznym nazewnictwem. Nawiązuje do Jeniseju potężnej rzeki na której czerwonych zboczach założono osadę ,,Czerwony Jar,, brzeg koryta Jeniseju drugiej co do wielkości rzeki Rosji. Przez niektórych ta potężna rzeka nazywana jest ,,Syberyjskim Południkiem,, ponieważ jej koryto w zdumiewająco równy sposób dzieli terytorium tego potężnego państwa na mniej więcej równe części. Wkroczyliśmy na ziemię tajemniczego plemienia Ewenków. Niegdyś plemiona te zamieszkiwały rozległe tereny obecnej Syberii od Jeniseju po Morze Ochockie i wielką Mandżurię. Dla nas Europejczyków zupełnie nie znane. A to bardzo ciekawy lud , którego religią jest szamanizm i wiara w zjawiska przyrody. Mieszkają w jurtach prowadzą koczowniczo pasterski tryb życia. Poza hodowlą reniferów, są świetnymi myśliwymi, zajmują się tez rybołówstwem. To co najbardziej nas uderzyło w ich życiu to stosunek do żon. Mężczyźni w ogóle nie rozmawiają z kobietami, poza codziennymi zwrotami, każda konwersacja z kobietą to ujma dla mężczyzny. Ma to jednak swoje dobre strony bo w rodzinie nie ma nigdy kłótni w ich pojmowaniu świata nie ma czegoś takiego jak awantura, złość, gniew czy zazdrość. Są bardzo ciekawi świata i przybyszy z dalekich stron. Dla każdej rodziny Ewenków jest dumą przyjmowanie gości.
Załączniki
widok na tajgę ... zaraz w nią wjedziemy :)
widok na tajgę ... zaraz w nią wjedziemy :)
DSC07919.JPG (79,3 KiB) Przejrzano 4231 razy
;)
;)
DSC07878.JPG (122,24 KiB) Przejrzano 4231 razy
:D
:D
DSC07670.JPG (98,64 KiB) Przejrzano 4231 razy

Awatar użytkownika
wista-wio
Klubowicz
Posty: 697
Rejestracja: 05 lut 2009, 21:59
Auto: BJ42 3,4D / BJ42 3B / BJ45
Kontakt:

Re: SYBERIA 2014 - KULCZYNA TEAM

Post autor: wista-wio »

Na kilkadziesiąt kilometrów przed Krasnojarskiem nagle skończyła się droga. Tak jakby ktoś w jednej chwili, jak za obcięciem noża odciął i tak już bardzo dziurawy asfalt. Droga przestała istnieć. Pozostała jakaś wąska wyjeżdżona ścieżka , która po kilkuset metrach poczęła się rozdzielać krzyżować z innymi drogami i dróżkami. A wokół nic tylko tajga i te ścieżki i ścieżynki wiodące w różnych kierunkach. Na coś trzeba było się zdecydować . Paweł wybrał te najszerszą wiodącą na północny wschód. Gdzieś tam dojedziemy byle by rzek nie było bo nasze autko to przecież nie Pan Samochodzik i nie amfibia. Ponad godzinę przemierzaliśmy syberyjski las by w końcu szlak doprowadził nas do tego co można było nazwać mostem, ale kiedyś przed laty. Teraz przypominało to stertę bezładnie porzucanych dech, deseczek na przęsła i legary mostowe. Po przeprawie, bo przejazdem nazwać tego nie można, dziurawym mostem długim na kilkadziesiąt metrów, który ledwo sklecały bezładnie rzucone deski przykrywające wyrwy i dziury. Trzech godzinach jazdy lasem tajgi, która wręcz tuliła nas swą zielenią co rusz smagając gałęziami po karoserii za wszelką cenę starając się nam utrudnić przejazd. Zmagań z koleinami, błotem i kluczenia leśnymi ścieżynkami dotarliśmy do dziwnej miejscowości. Na starej obdartej, zardzewiałej tablicy przeczytałem napis Krasnojarsk26. Pomyślałem że ta cyfra to ilość kilometrów która nam pozostała do tej syberyjskiej metropolii. Ale coś nie dawało mi spokoju , ani wskazania GPS tego nie potwierdzały, ani odczyt współrzędnych na mapie. Byliśmy zbyt na północ i dużo dalej. W tym momencie tuż obok nas zatrzymał się wysłużony UAZ. Uśmiechnięty skośnooki Buriat zagadnął ,,zdrastwujtie kuda wy jedut?,, a uśmiech z jego twarzy nie znikał ani na pół sekundy obnażając cały garnitur złotych zębów, spytałem co to za miasto ? … Atomgrad odpowiedział… jak ??? zapytałem zdziwiony, dopytywałem, nie dowierzając własnym uszom… noooo Żelonogorsk poprawił i cały czas śmiejąc się pojechał w swoją stronę. No to dotarliśmy przez zupełny przypadek do najbardziej tajemniczego i tajnego miasta Syberii . W latach pięćdziesiątych XX wieku powstało tu w absolutnej tajemnicy jedno z największych ,,miast zamkniętych,, Związku Radzieckiego to tu powstały fabryki reaktorów nuklearnych produkujących z rud uranu śmiercionośny pluton239. Przejeżdżaliśmy powolutku z Pawłem obok potężnych ziemnych sarkofagów przypominającym nasze śląskie hałdy lecz o wiele większe sztuczne góry kryjące swoja śmiertelną tajemnice. Obok nieczynnych już fabryk łudząco podobnych do tych z ,,Gwiezdnych Wojen,, Lukasa swym wyglądem wyobrażały stacje kosmiczne z filmów sajnsfikcjon o wojnie światów. Tak jak niespodziewanie zgubiła się droga asfaltowa tak nagle się odnalazła. Równiutki prosty szlak kierował nas na południe. Tuz obok drogi mijaliśmy opuszczony gułag. Jego białe mury otoczone ścianą z drutu kolczastego strzegły wieże strażnicze także białe, raziły swoją bezwzględnością wobec przetrzymywanych tu niegdyś ludzi. Niesamowity widok pośród pięknej tajgi- śmiertelny obóz pracy radzieckich oprawców. To ludzie tu przetrzymywani swym życiem przypłacali idee radzieckiego państwa budując fabrykę plutonu czy ,,Martwą żelazną drogę,, Nigdy nie ukończoną linię kolejową Salechard-Igarka. Wymyślony przez sowietów szlak torowy wiodący w niedostępne tereny północnej Syberii. Podobno można jeszcze zobaczyć tę nigdy nie zrealizowana stalinowska inwestycję wynajmując w muzeum krajoznawczym w Igarce helikopter. Przelecieć nad tajgą by odnaleźć wzrokiem system obozów ,,gułag w Jermakowie,,, których w tym miejscu pozostała spora ilość. Dziś już opuszczonych ruin przymusowej morderczej pracy. W godzinę później znaleźliśmy się po środku Krasnojarska. W tym na wskroś nowoczesnym przemysłowym mieście trudno szukać zabytków. Sama miejscowość nie zrobiła na nas wrażenia , natomiast Jenisej to co innego. Piękna wielka rzeka przecina miejscowość w połowie dzieląc Krasnojarsk na dwie części. Tuż za miastem na południu Rosjanie wybudowali na Jeniseju ogromną zaporę wodną o wysokości 124 metrów i szerokości prawie półtora kilometra … to robi wrażenie.
Załączniki
w środku tajgi
w środku tajgi
DSC07774.JPG (54,71 KiB) Przejrzano 4199 razy
sarkofag :)
sarkofag :)
DSC07772.JPG (55,38 KiB) Przejrzano 4199 razy
jeden z licznych syberyjskich gułagów
jeden z licznych syberyjskich gułagów
DSC07727.JPG (65,13 KiB) Przejrzano 4199 razy

Awatar użytkownika
wista-wio
Klubowicz
Posty: 697
Rejestracja: 05 lut 2009, 21:59
Auto: BJ42 3,4D / BJ42 3B / BJ45
Kontakt:

Re: SYBERIA 2014 - KULCZYNA TEAM

Post autor: wista-wio »

... wróciłem z Pałuk to piekny region Polski

W przydrożnej knajpie Paweł zamówił sobie ogromny kotlet, ale zanim go zjadł z apetytem wypełniając pusty brzuch wchłoną syberyjską zupę solną , ja zadowoliłem się uhą z dwoma rybami zalanymi pysznym rosołem. Gatunku ryb nie zidentyfikowałem, młoda Buriatka nie umiała ich nazwać po rosyjsku. Kawę dostaliśmy w gratisie i to ile tylko zdołalibyśmy wypić. Droga przez tajgę stała się naturalna to zadziwiające jak szybko człowiek przyzwyczaja się do mijanych krajobrazów, być może czyni to syberyjska monotonia bo widoki za oknem autka zmieniają się bardzo wolno. Zbliżał się sześćsetny kilometr gdy skręciłem z głównej drogi w tajgę i po kilkuset metrach zatrzymałem auto nad brzegiem rzeki Lya. Ależ to było piękne miejsce. Czysta woda, piękny las, słońce właśnie chowało się za wzgórzem. Tęcza przerzuciła swój półokrąg przez rzekę gdy Paweł pierwszy raz na naszej wyprawie rozpalał kuchenkę Keller. Odtąd nazywaną przez nas Kellerkiem. W trzy minuty woda wrzała w tym sprytnym urządzeniu , a jak niebawem miało się okazać można w nim palić wszystkim dosłownie wszystkim od igliwia po roślinność pustynną czy wielbłądzie odchody. Na kolację smażona rosyjska kiełbasa. Zimnej nie sposób zjeść tłusta bez przypraw i smaku naprawdę okropna. Podsmażona na patelni da się przełknąć ale i tak smakuje gorzej niż nasza zwyczajna. Za to keczup mają przepyszny to samo musztarda a mnogość rodzajów i smaków wprost zachwyca. W roztargnieniu a może powodował to głód o którym Paweł wspominał już od godziny, nie opacznie usiadł na tubce keczupu pozostawionej na krzesełku. Całe spodnie, koszulka, nawet majtki w jednej chwili zabarwiły się czerwonym kolorem. Nie pozostało jak nic innego tylko pranie i kąpiel. Woda w rzece okazała się nie tylko czysta jak kryształ ale i cieplutka. Czegoż może więcej oczekiwać podróżnik – ciepła herbata, gorący posiłek i nie tylko relaksująca ale i doprowadzająca nas do czystości kąpiel. Spokojna to była noc nad przepiękną rzeka Lya. Wstałem o siódmej a pamiętać trzeba, że to już szósta strefa czasowa za nami i wskazówki zegara powędrowały sześć razy do przodu, co prawda jeden raz do tyłu by po chwili ponownie uzupełnić brakująca godzinę. Co skwapliwie nie omieszkał mi mój syneczek przypomnieć, schodząc z drabinki pół godziny po mnie. Pewno uczynił to Kellerek, bo strasznie spodobało się Pawłowi palenie i grzanie wody w tym sprytnym prostym urządzeniu. Do Irkucka pozostało około trzysta no może trzysta pięćdziesiąt kilometrów a potem na północ jeszcze około sto pięćdziesiąt i jesteśmy w Wierszynie celu naszej syberyjskiej części podróży. Byłem bardzo ciekawy tej wsi ludzi, którzy w niej mieszkają. Jak przetrwała ich polskość czy mówią po polsku jak nas przyjmą czy spodobają im się nasze podarki? W takich pytaniach krążących po mojej głowie wybrałem numer telefonu do Galiny. Otrzymałem go jeszcze w Polsce od Romka Koperskiego, zresztą podał mi kilka telefonów swoich przyjaciół w dalekiej Syberii. Jak gdybyś potrzebował pomocy to bez problemu i skrępowania dzwoń! Powiedział , na pewno ja otrzymasz! – zapewnił, powtórzył to dwa razy jakby chciał mnie upewnić w tym co mówi. W słuchawce usłyszałem serdeczny kobiecy głos. Galina zapewniła mnie mówiąc po polsku o tym że na mnie czekają i mam kierować się na kościół w Wierszynie. Wszystko po polsku nawet bez specjalnego akcentu rosyjskiego tak typowego dla polaków mieszkających na wschodzie. W Tichonówce pomyliłem drogi! Tylko dwie wychodziły z malutkiego syberyjskiego miasteczka, zresztą nazywając tą miejscowość miasteczkiem to za dużo powiedziane. Trzy murowane domy pozostałe drewniane z finezyjnie rzeźbionymi okiennicami liczyły sobie zapewne ponad sto lat. I jeden ogromny walący się kołchoz. Był olbrzymi to znaczy musiał być olbrzymi, bo dzisiaj przypominał ruinę walących się ścian dachy już dawno zarwała przyroda. Wraki ciągników i wielkich maszyn stały zarośnięte, strasząc swym wyglądem przybyszów z dalekiego świata. Świadczyły o tym ze kiedyś dawno temu musiał tu być wielki kombinat rolny dziś nikomu nie potrzebne sterczały niczym pomniki minionego systemu. Po dziesięciu kilometrach bezdroży zorientowałem się o błędnym kierunku jazdy. Zawróciłem i w miejscu gdzie miałem dylemat co do obranej ścieżki zauważył Paweł wywrócony zardzewiały kierunkowskaz z napisem Wierszyna ilość kilometrów była już nie do odczytania. W tym momencie drogę przeciął nam najprawdziwszy w świecie wilk. Zatrzymałem auto Paweł chwycił aparat i począł nerwowo robić zdjęcia. Zwierz zatrzymał się … niczym nie zrażony odwrócił się w nasza stronę całe swoje cielsko. Jakby chciał nam za pozować do fotografii. Po czym niespiesznie oddalił się w stronę pobliskich drzew tajgi.
Załączniki
kelerek
kelerek
DSC08023.JPG (98,39 KiB) Przejrzano 4128 razy
rozpalanie kelerka
rozpalanie kelerka
DSC08014.JPG (89,76 KiB) Przejrzano 4128 razy
wilk
wilk
1912177_813156925385082_4071483344820169609_n.jpg (97,15 KiB) Przejrzano 4128 razy

Awatar użytkownika
wista-wio
Klubowicz
Posty: 697
Rejestracja: 05 lut 2009, 21:59
Auto: BJ42 3,4D / BJ42 3B / BJ45
Kontakt:

Re: SYBERIA 2014 - KULCZYNA TEAM

Post autor: wista-wio »

Droga do polskiej wsi zamieniła się w czerwony błotny szlak. Wokół nas ziemia stała się rdzawa, a im dalej zmierzaliśmy na północ robiła się krwawo czerwona. Do Wierszyny wjechaliśmy z góry patrząc na cała wioskę przecięta jedną cienką wstążką rzeczki Mewa. Pod stujednoletnim drewnianym kościółkiem czekał na nas ksiądz Karol i Galina nasi syberyjscy gospodarze. Przywitali się bardzo serdecznie bacznie nas obserwując. Galina zaproponowała …to może teraz przejedziemy do mojej mamy Franciszki tam zjemy obiad i tam będziecie spać… Galina to Polka która jako drugie pokolenie przyszła na świat już na Syberii. Jej dziad skuszony obietnica cara Mikołaja II przeprowadził się z całą wsią z Zagłębia. W 1910 roku car zaproponował każdej polskiej rodzinie która zdecyduje się zamieszkać na Syberii czterysta rubli w złocie i tyle ziemi ile zdołają sami wyrwać tajdze. I przybył ojciec pani Franciszki do buriackiej wsi, która niebawem otrzymała nazwę Wierszyna od okalających ja czerwonych szczytów porośniętych gęstą tajgą. Przybyliśmy pod drewniany domek z zielonymi okiennicami w ogródku kwitły pierwsze kwiaty wysiane przez gospodynię. Pani Franciszka to dziarska osiemdziesięciolatka, bardzo gościnna i serdeczna. Przywitała nas jak dawno nie widziana rodzinę. Zanim zasiedliśmy do stołu wypakowałem podarunki to co przywieźliśmy z polski. Była to wyprawka dla pierwszoklasisty tak ją nazwaliśmy jeszcze w Polsce. Z pomocą moich przyjaciół udało się nam zebrać ponad czterdzieści tornistrów tyleż samo piórników z wyposażeniem, linijek, ekierek, zeszytów, kredek i co tam jeszcze potrzeba małemu zuchowi rozpoczynającemu naukę w szkole. Galina jako przewodnicząca Polonii Polskiej na Syberii zapewniła nas o potrzebie naszych drobnych podarków. W kuchni Paweł wypił szklankę samogonu poczym poszedł na pierwsza swoją kąpiel do syberyjskiej bani. Wytrzymał w osiemdziesięciu stopniach dwadzieścia pięć minut ja w tym czasie wypiłem kilka szklanek aromatycznej herbaty parzonej w samowarze. Śmiałem się z niego wraz z gospodyniami że tak krótko wytrzymał … och jakiż byłem naiwny!!! Ja wytrzymałem zaledwie piętnaście minut poczym wyskoczyłem z tej parowej łaźni niczym oparzony i nie ma w tym przesady. Całe moje ciało chłonęło chłód syberyjskiego wieczoru bo przegrzane było na pewno. Dopiero po chwili poczułem zalety tej kapieli gdy jadłem bliny polane gęstą jak miód śmietaną zapijane pysznym rosołem. Czułem się nie tylko odprężony ale i wypoczęty. To już dwanaście dni jak wyruszyliśmy z Polski. Do naszej kompani dołączył dziesięcioletni Danił to już piąte pokolenie polaków urodzonych w dalekiej Syberii i jego babcia, siostra Galiny. W tej przemiłej atmosferze gawędziliśmy do północy podjadając wschodnie przysmaki. Paweł spał w przybudówce mnie trafiło łóżko w głównej izbie. Następny cały dzień postanowiliśmy spędzić w Wierszynie, wypocząć i zregenerować siły. Ta miejscowość stała się punktem zwrotnym naszej podróży. Choć do pokonania mięliśmy jeszcze czternaście tysięcy kilometrów a do Wierszyny licznik GPS wskazał niewiele ponad siedem tysięcy. To tu Paweł przeszedł swego rodzaju inicjacje wielkich podróżników. Do tej pory najdłuższa wyprawa liczyła zaledwie dziewięć tysięcy ta miała ją pobić ponad dwukrotnie. Ale jego uczucie niepewności i chyba swoistego lęku nastąpić miało za dwa dni. Teraz byliśmy gotowi na zwiedzanie Wierszyny naszym przewodnikiem został Danił, który przebrał koszulkę na której widniał dwugłowy rosyjski orzeł na koszulkę z wielkim polskim herbem. W drodze do drewnianego kościółka odwiedziliśmy ,,Dom Polski,, Gospodarstwo wykupione od Rosjan i przeznaczone jako schronienie i noclegownia dla przybyszów z Polski. Do ubiegłego roku funkcjonowała w nim Polska Szkoła gdzie uczono miejscowe dzieci. Niestety władze rosyjskie nie przedłużyły wizy polskiej nauczycielce i w tym roku szkolnym Polska Szkoła przestała funkcjonować i uczyć dzieci. Ksiądz na plebani przyjął mnie i Pawła bardzo serdecznie, okazał się polakiem urodzonym pod Olesnem, a swoja syberyjską posługę duszpasterską pełnił w Wierszynie od pięciu lat. Oprowadził przbyszy po kościółku zaprosił na południową mszę. Opowiedział o wszystkich parafialnych problemach o remontach i braku pieniędzy. O małym zainteresowaniu wiernych i ogólnym ateizmem mieszkańców. Na malutkiej plebani panował nieład ksiądz Karol nie należy do ludzi miłujących bezkrytyczny porządek. Jednak udało się, odszukać cukiernicę na stole i kilka kubków do zaparzenia kawy. Ciasteczka mieliśmy swoje. Podarowałem księdzu kilka polskich książek. Ksiądz Karol w zamian udostępnił nam swój Internet. Paweł połączył się ze Smolnicą przekazał całą informację o naszej podróży i syberyjskich przygodach na fejsie. Proboszcz nie omieszkał nam zakomunikować , że na obiedzie będziemy mieli znamienitego gościa, który jak się dowiedział o przybyszach z Polski koniecznie chciał nas poznać. Więcej księżula nie zdradził. Na mszy byliśmy my i małe dwie dziewczynki Danił czynił posługę jako ministrant. Prawdę mówił proboszcz tej malutkiej parafii wiernych można liczyć na palcach. Inaczej to wygląda jak kościół rozdaje dary potrzebującym w tedy wiernych natychmiast przybywa i to lawinowo. W domu pani Franciszki czekał już na nas gość, okazał się nim Biskup Diecezji Irkuckiej Jego Ekscelencja Cyryl Klimowicz. My zobaczyliśmy wesołego pana przed sześćdziesiątką, po cywilnemu… przywitał się z nami bardzo serdecznie przedstawiając swoją osobę ,,jako starszy ministrant Syberii,, Był dowcipny i bardzo serdeczny, niczym nie przypominał nadętych polskich hierarchów kościelnych. W przemiłej atmosferze zjedliśmy obiad podany przez panią Franciszkę. Rozmowa trwała w nieskończoność ksiądz biskup co rusz zaskakiwał nas swoją wiedza i zainteresowaniem naszym krajem , znał i miał świeże wiadomości z Polski , ba rozumiał naszą polska i europejską mentalność. Sam urodził się w Kazachstanie w polskiej rodzinie, wychował na Białorusi a na dostojność biskupią wyświecił go Jan Paweł II. Przewodzi największej katolickiej diecezji świata przekraczającą swoja powierzchnią trzydzieści dwa razy powierzchnie Polski . Strasznie podobało się mu nasze auto nie mógł się nadziwić że z góra trzydziestoletnia maszyna dowiozła bezpiecznie w te odległe dla ,,cywilizowanego,, świata strony przybyszów z Polski - jak sam zaznaczył . Pobłogosławił Pawła i mnie na odjezdnym oraz nasze auto, zaprosił na diecezję za Irkuckiem życzył szczęścia i ruszył z powrotem sto pięćdziesiąt kilometrów do domu swym Subaru. Wypoczęliśmy w Wierszynie, wiosce ukrytej w syberyjskiej tajdze, spędziliśmy trzy dni pośród serdecznych i życzliwych mieszkańców. Pożegnaniom nie było końca, Pani Franciszka przebrała się w odświętne ubranie do wspólnej pamiątkowej fotografii. Na drogę dostaliśmy słoik gęstej śmietany, butelkę bimbru i kawałek swojskiej kiełbasy, zatopionej w słoiku ze smalcem. Tak wyprawieni z błogosławieństwem księdza Karola ruszyliśmy w kierunku Irkucka.
Załączniki
Polski Dom w Wierszynie
Polski Dom w Wierszynie
DSC08249.JPG (113,85 KiB) Przejrzano 4094 razy
Biskup Cyryl Klimowicz i Paweł
Biskup Cyryl Klimowicz i Paweł
DSC08297.JPG (108,74 KiB) Przejrzano 4094 razy
Pani Franciszka , Galina i my :)
Pani Franciszka , Galina i my :)
DSC08303.JPG (105,55 KiB) Przejrzano 4094 razy

Gałka
Sąd Koleżeński
Posty: 4425
Rejestracja: 05 kwie 2007, 21:04
Auto: HZJ73 3w1
Kontakt:

Re: SYBERIA 2014 - KULCZYNA TEAM

Post autor: Gałka »

czytam...i wyobrażam sobie...

Awatar użytkownika
wista-wio
Klubowicz
Posty: 697
Rejestracja: 05 lut 2009, 21:59
Auto: BJ42 3,4D / BJ42 3B / BJ45
Kontakt:

Re: SYBERIA 2014 - KULCZYNA TEAM

Post autor: wista-wio »

Irkuck to miejscowość do której trafiało setki polskich zesłańców. Po roku 1863 liczba Polaków wynosiła ponad dwa tysiące i z każdym rokiem wzrastała, do dziś żyją tutaj potomkowie polskich patriotów. Wielu naszych rodaków przybywało w te strony Syberii z własnej woli jako kupcy i przemysłowcy zajmowali wysokie stanowiska w hierarchii społecznej tego regionu. Wielu znamienitych naukowców antropologów poczęło badać te arcyciekawe ziemie, gdzie świadkami najstarszych dziejów okolicy są naskalne rysunki odkryte na wyspach Angary. Carscy zesłańcy z całej europy stanowili wieloetniczny przekrój ludności Irkucka gdzie katolicyzm mieszał się z islamem a wiara muzułmańska z prawosławiem. Do niedawna świadczył o tym ekumeniczny cmentarz jerozolimski, który istniał do czasów sowieckich. Niestety bolszewicy zrównali go z ziemia tworząc na nim park kultury i wypoczynku. To w tym mieście mody zesłaniec Józef Piłsudski przeżył swą pierwszą miłość do Leosi Lewandowskiej, gdzie na swoją prośbę został przeniesiony z Kyreńska. By zamieszkać wraz z ukochaną kobietą.
Do miasta wjechaliśmy szerokim i długim mostem przerzuconym nad rzeką Angarą. Wjechaliśmy wprost w tysięczny tłum samochodów, ruch jaki panował w mieście zaskoczył nas zupełnie. Zdążyliśmy się już przyzwyczaić do pustkowia syberyjskich ścieżek, a tu szpilki nie wciśniesz samochód za samochodem do tego absolutny brak kierunkowskazów uniemożliwiał nam zupełnie poruszanie. Do tego liczne mosty i rzeki dwu poziomowe mosty jak mi się wydawało. Angara nie jest jedyną rzeką przepływającą przez Irkuck jest jeszcze Irkutu i Uszakowka, To wszystko powoduje że miasto jest poszatkowane z jednej strony rzekami i rozlewiskami z drugiej strony siecią dróg prowadzących bóg jeden wie gdzie. W końcu znalazłem wyjście starym zwyczajem na światłach zagadnąłem kierowcę jak wyjechać z tej gmatwaniny dróg by wyskoczyć na drogę do Ułan-Ude. I jak w poprzednich przypadkach nie zawiodła mnie rosyjska gościnność. Po krótkiej wymianie słów kierowca zielonej samary kazał jechać za sobą by po półgodzinie kluczenia ulicami wyprowadzić mas na drogę o symbolu M55 wiodącą do samiutkich brzegów Bajkału. Troszkę dziwnie zachowywał się Paweł nie odzywał się, w ogóle nic nie mówił. Nie pomagał w jeździe po miećcie nie krytykował moich pomyłek drogowych. Nie mówił nic po prostu zawisł w myślach zamknął się w sobie. Na początku nie zwracałem na to uwagi ale dalsze milczenie Pawła zaniepokoiło mnie. Na moja próbę rozmowy odwrócił twarz do szyby i milczał dalej, co zmartwiło mnie jeszcze bardziej. Trwało to kilka godzin prawie do samych wód Bajkału. Kilka dni później zdradził mi mój syneczek co go trapiło. Naszedł go kryzys psychiczny, kryzys dalekich i niebezpiecznych podróży w nieznane. Zdał sobie sprawę że już dwa tygodnie byliśmy poza domem a czekało nas jeszcze co najmniej cztery tygodnie podróży i nawet jeszcze połowy nie widać było. Rozluźniła jego nastrój domowa atmosfera Wierszyny i zamiast zmobilizować do dalszej podróży spowodowała nostalgię i tęsknotę za domem Majka mamą i tym wszystkim co zostało za nami ponad dziesięć tysięcy kilometrów.
Załączniki
Irkuck
Irkuck
DSC08383.JPG (79,57 KiB) Przejrzano 4051 razy
Angara
Angara
DSC08390.JPG (36,84 KiB) Przejrzano 4051 razy
nowoczesne miasto w budowie :)
nowoczesne miasto w budowie :)
DSC08391.JPG (71,93 KiB) Przejrzano 4051 razy

Awatar użytkownika
wista-wio
Klubowicz
Posty: 697
Rejestracja: 05 lut 2009, 21:59
Auto: BJ42 3,4D / BJ42 3B / BJ45
Kontakt:

Re: SYBERIA 2014 - KULCZYNA TEAM

Post autor: wista-wio »

Licznik wskazał równe dwieście kilometrów od Wierszyny gdy zobaczyliśmy święte jezioro Bajkał. Srebrzyło swa taflę w dole kilkaset metrów pod nami. Zatrzymałem auto na zakręcie , ilość wyjeżdżonego i wydeptanego w tym miejscu terenu świadczyło o tym ze wszyscy turyści przybywający nad Bajkał stają w tym miejscu by uczynić pierwsze zdjęcia tego wielkiego jeziora. Ja niczym się od setek przybywających turystów nie różniłem. Z jednej strony byłem szczęśliwy z drugiej wody jeziora przykuwały mój wzrok , była jednak i trzecia strona. Pewnego rodzaju rozczarowanie, że to już , już tu jestem patrzę na wodę zaraz się w niej wykąpię , ze ten mit niedostępności, gdy zasłuchany w relacje podróżników chłonąłem ich opowieści całym ciałem. Bajońska wręcz nie wyobrażalna ogromna odległości od domu prysła w jednej chwili. To marzenie podróżnika amatora Mekka wielu wypraw jest w zasięgu mojego nie tylko wzroku ale i reki. Na Pawła zadziałało to zupełnie inaczej zrobił się radosny szczęśliwy chwycił aparat i cykał zdjęcie za zdjęciem. Cieszyłem się wraz z nim. Mimo wszystko, mimo wielu trudności czasem i wyrzeczeń wielu miesięcy przygotowań to wspaniałe dotrzeć tu z synem przeżyć ta wspaniałą przygodę jaką tak łatwo nazywamy wyprawą.
Załączniki
Bajkał
Bajkał
DSC08412.JPG (48,17 KiB) Przejrzano 4010 razy

ODPOWIEDZ