SYBERIA 2014 - KULCZYNA TEAM

Moderator: luk4s7

Awatar użytkownika
marzyniu
Posty: 53
Rejestracja: 15 gru 2015, 06:23
Auto: Honda crv mk1 :) i lj78
Kontakt:

Re: SYBERIA 2014 - KULCZYNA TEAM

Post autor: marzyniu »

Nareszcie następny odcinek :D

Awatar użytkownika
wista-wio
Klubowicz
Posty: 697
Rejestracja: 05 lut 2009, 21:59
Auto: BJ42 3,4D / BJ42 3B / BJ45
Kontakt:

Re: SYBERIA 2014 - KULCZYNA TEAM

Post autor: wista-wio »

osiołek z Drogi Wojennej
osiołek z Drogi Wojennej
DSC00318.JPG (132,95 KiB) Przejrzano 5295 razy
Zjechałem z głównej drogi pod jedną z wysokich gór. Paweł zaparzył kawę ja rozłożyłem stolik i krzesła. Cieszyliśmy się pięknymi widokami cudowną pogodą , gruziński serowy placek zwany chaczapuri z pomidorem smakował fenomenalnie. Nagle zjawił się niespodziewanie człowiek , chyba zszedł z gór bo od strony przełęczy nie mógł, wszak na nią patrzyliśmy. Podszedł do nas szczupły zarośnięty Gruzin , ręką wskazałem mu krzesełko które właśnie opuścił Paweł siadając na kamieniu. Bez słowa przysiadł się do nas , wziął do ręki kubek z kawą , który mu podałem wypił łyk patrząc się mi w oczy zapytał; Palaki ? i zaraz dodał gawaritie wy pa ruski ? odpowiedziałem, że i owszem mówię po rosyjsku. Opowiadał o sobie o rodzinie o wojnie jaka tu była w 2008 roku o tym że zginął w niej jego brat a on sam był ranny. Pokazał nam nawet bliznę, ślad po kuli na łydce i udzie prawej nogi. W końcu zapytał czy odwieziemy go do domu, w szyderczym uśmiechu dodał że pochwali się przed sąsiadem jakim pięknym autem przyjechał. Krętą wąską drogą prawie ścieżynką na której z ledwością mieściło się nasze auto zjechaliśmy w dół. Na rozległej łące stało kilkanaście drewnianych domostw wszystkie porastała bujnie winorośl. Nie wiedzieć czemu pomyślałem o Czterech Pancernych i Grigoriju jak opowiadał o Gruzji o dzbanie wina i o tym jak to gwiazdy i księżyc wchodzą do domu przez otwarte drzwi i okna wraz z najwspanialszym snem na świecie. Wchodziłem właśnie w takie domostwo. Obszerny ni to ganek ni weranda prowadziła do środka niewielkiego niskiego domu. Usiedliśmy z Pawłem przy niedużym drewnianym stoliczku na którym gospodyni postawiła ogromny dzban wina cztery gliniane kubki i talerz z czymś co przypominało nasze drożdżowe ciasto z rodzynkami. Przywitała się z nami bardzo serdecznie tak jakbyśmy znali się od lat. Oznajmiłem gospodarzowi, że bardzo go przepraszam ale jedna szklanica wina wystarczy bo dzisiaj jeszcze chcemy dojechać do Tbilisi a ja prowadzę auto. Paweł w tym czasie wychylał już trzeci gliniany kubek wina i zżarł pół talerza ciasta, zapewniając mnie o pyszności łakoci. Widziałem, że gospodarz zasmucił się. Chyba myślał że zostaniemy u niego na dłużej i będziemy być może nocować. Na moje zapytanie ile jestem winny za gościnę i czy płacę za poczęstunek, obruszył się masz gruziński gospodarz przecząco przekręcając głowę. Wstał od stołu i znikł w ciemnym pomieszczeniu domku , obraził się czy co ? pomyślałem. Niebawem wrócił trzymając w ręku piękny kindżał. Podał mi broń i powiedział , że to podarek od niego dla mnie. No teraz to już na dobre byłem zaskoczony , nie wiedziałem jak mam się zachować. Trzymałem w dłoni prawdziwy kaukaski kindżał a pan Gruzin cieszył się jak mały chłopiec poklepując mnie po plecach powtarzał podarok podarok dla paljaka. Głupio się czułem tym bardziej , że nie miałem się czym zrewanżować gospodarzowi. W tym momencie w drzwiach werandy stanęła gospodyni i podała w porcelanowej wazie coś w rodzaju zupy. Zapach był tak wspaniały , że nie sposób byłoby nie skosztować. Gruzin Aleksander bo tak na imię miał nasz gospodarz, nazwał potrawę podaną w wazie charczo. Paweł zaraz sprawdził w przewodniku , że to tradycyjna zupa gulaszowa z cielęciny i orzechów. Ależ ona smakowała, zagryzana gruzińskim plackiem. Jak i sceneria naszej biesiady na gruzińskiej werandzie drewnianego domku schowanego pośród niebosiężnych skał Kaukazu była czymś wyjątkowym. Tak jak nasi gospodarze , zupełnie obcy ludzie napotkani na drodze naszej wędrówki po świecie. W jednej chwili zupełnie obcy nam ludzie stali się bliskimi przyjaciółmi goszczącymi nas w swych progach. Byliśmy tak zaskoczeni gościnnością ludzi Kaukazu aż brakowało nam słów by podziękować za prezent, posiłek i wspaniałą gościnę. Gruzin nie zatrzymywał nas nachalnie , wyściskał na pożegnanie wycałował i wskazał ręką ścieżkę i kierunek jak dojechać do głównej drogi. Ponownie krętym wąskim traktem opadającym stromo w dół dojechaliśmy do rzeki Aragwi. Ten rwący nurt głośno przelewanej wody doprowadził swym szlakiem do ogromnego zalewu Zhinvali i twierdzy Ananuri.
Załączniki
Wysoki Kaukaz
Wysoki Kaukaz
DSC00261.JPG (82,07 KiB) Przejrzano 5295 razy
gruziński kindżał
gruziński kindżał
DSC00526.JPG (98,34 KiB) Przejrzano 5295 razy

Awatar użytkownika
wista-wio
Klubowicz
Posty: 697
Rejestracja: 05 lut 2009, 21:59
Auto: BJ42 3,4D / BJ42 3B / BJ45
Kontakt:

Re: SYBERIA 2014 - KULCZYNA TEAM

Post autor: wista-wio »

zalew Zhinvali
zalew Zhinvali
DSC00355.JPG (74,36 KiB) Przejrzano 5308 razy
Forteca w dawnych czasach należała do możnego rodu Aragwi, była świadkiem wielu bitew aż do XVIII wieku kiedy to padła. Zdobywca Eristavi Shanshe pochodzący z Kasani mitycznego księstwa w Osetii Południowej ze stolicą w Achalgorii. To właśnie tuż obok tego miasta w Południowej Osetii 28 listopada 2008 roku doszło do incydentu z udziałem polskiego prezydenta Lecha Kaczyńskiego i gruzińskiego Sakaszwilii. Kolumna samochodów z udziałem przywódców została zatrzymana przez wojska rosyjskie. Według innych źródeł gruzińskie siły zbrojne nakazały zawrócić prezydenckim samochodom. Padło też kilkanaście strzałów karabinowych. Incydent ten odbił się szerokim echem politycznym pośród wszystkich państw Unii Europejskiej i Rosji. Polakom przysporzył miłość i wdzięczność Gruzinów. Jednak polski prezydent wystawił swój wizerunek na liczne nie przychylne mu uwagi z powodu niepotrzebnego narażania, oraz nadmiernego epatowaniem nienawiści do władz Rosji i polityki wschodniego sąsiada. Wracając do naszego wojowniczego księcia z Kasani i jego niezbyt przyzwoitych czynów. Eristavi Shanshe w chwili zajęcia zamku Ananuri, wymordował obrońców wraz z całą rodziną Eristava z Aragwi. Po kilku latach sam oprawca został zabity przez zbuntowanych chłopów. W wyniku buntów chłopskich twierdza podupadła a król Teimuraz pomimo przejęcia fortecy nie bardzo zajmował się jej losem. Dziś stanowi interesujący obiekt historyczny potwierdzający potęgę władców Kaukazu i kapitalną atrakcję turystyczną na szlaku Gruzińskiej Drogi Wojennej.
Załączniki
twierdza , przy Drodze Wojennej
twierdza , przy Drodze Wojennej
DSC00354.JPG (88,25 KiB) Przejrzano 5308 razy

Awatar użytkownika
wista-wio
Klubowicz
Posty: 697
Rejestracja: 05 lut 2009, 21:59
Auto: BJ42 3,4D / BJ42 3B / BJ45
Kontakt:

Re: SYBERIA 2014 - KULCZYNA TEAM

Post autor: wista-wio »

;)
;)
DSC00519.JPG (115,71 KiB) Przejrzano 5275 razy
Do Tbilisi dotarliśmy w potwornym upale. Słońce prażyło niemiłosiernie , w takim ukropie zwiedzanie miasta nie należy do przyjemności. Zaparkowałem auto w samym centrum na wzniesieniu tuż obok Soboru Świętej Trójcy. Wybudowany w latach 1995 -2006 zespół sakralny jest największą świątynią prawosławną na świecie. Wysoki na sześćdziesiąt osiem metrów robi monumentalne wrażenie , pomimo zachowania architektury gruzińskich małych skromnych kościółków ten aż przytłacza swoim przepychem. W środku znajduje się jedenaście ołtarzy. Po obejściu monumentalnej budowli udaliśmy się na zachód miasta do świątyni Metechi, zwiedziliśmy zabytkowe fortyfikacje twierdzy Narikila. Prażąc się w słońcu przeszliśmy przez całe miasto do Term i z powrotem. Padnięci, wyschnięci niczym wypieczone na słońcu pomidory dotarliśmy do naszego autka na wzniesieniu w samo południe. Tam czekała na nas grupa ciekawych mieszkańców gruzińskiej stolicy. Zainteresowani nietypowym samochodzikiem dopytywali się wszystkiego. Skąd jesteśmy z jak daleka jedziemy i całej mechaniki naszej maszyny. Dosłownie pytali o wszystkie szczegóły techniczne czterdziestki. Ja nie wiem skąd Paweł wykrzesał z siebie tyle energii. Opowiadał o naszych przygodach i pokonanej trasie, podniósł maskę toyoty opisując silnik i cały ten mechaniczny arsenał naszego auta. Zastanawiałem się w jakim języku on do nich mówi ? Był to bardzo specyficzny i oryginalny dialekt podróżniczy. Mieszanka polskich, rosyjskich i angielskich słów doprawiona niemieckimi dopowiedzeniami. Istny tygiel erudycji językowej, krasomówczych zalet Pawła poligloty. Zadziwiające jest to, że wszyscy wokół go słuchali ze zrozumieniem potakując głową. Na koniec wyciągnął zakamuflowaną paczkę papierosów i niczym w rytualnym paleniu indiańskiej fajki poczęstował wszystkich słuchaczy. Zbawieniem dla naszych przegrzanych organizmów, okazały się zakupy w klimatyzowanym hipermarkecie marki Tesco. Zaopatrzyliśmy się we wszystko Paweł zakupił cały zestaw aprowizacyjny zapewniając mnie, że w Gruzji jest taniej i nie ma potrzeby przepłacać za to samo w Turcji. Do tego nabyliśmy kilkanaście butelek wina i gruzińskiego koniaku. Gdy słońce powoli chowało się za oddalonymi górami ruszyliśmy w stronę Gori. I znowu kolejny już raz nie mieliśmy ani siły ani ochoty na zwiedzanie tego miejsca z wspaniałymi ruinami zamku na wzniesieniu , ale co ważniejsze ponownie darowaliśmy sobie muzeum Stalina i kultu komunistycznego okrutnika , który w tym właśnie miejscu przyszedł na świat, na zgubę kilkudziesięciu milionów ludzkości. Gdzieś w zachodniej Gruzji niedaleko Poti nad rzeką rozbiliśmy nasz obóz. Woda w rwącym potoku była wręcz, nie ciepła a gorąca. Najpierw ja później Paweł wykapaliśmy się za wszystkie czasy zmywając z siebie kurz rosyjskich i gruzińskich bezdroży , potem pyszna kolacja i spokojna noc. Do snu utulał nas szum rzeki Roni , i wcale nie przeszkadzał w zasypianiu nieustanny hałas przewalającej się po kamieniach wody. Przed miastem Samtredia, rzeka rozlewa się w przeróżne mniejsze i większe potoczki, rzeczułki, ruczaje, strugi tworząc istny galimatias strumieni i dopływów tej samej rzeki. Budując liczne wyspy wysepki zakola istną wodną pajęczynę, niczym slalom pięknych meandrów w których można się zaplątać i w kółko brodzić w jej nurtach ani razu nie przekraczając rzeki. Piękny gruziński dzień dobiegł końca. Następnego dnia planowaliśmy przekroczyć granicę gruzińsko turecką opodal Batumi w Sarpi.
Załączniki
DSC00392.JPG
DSC00392.JPG (98,36 KiB) Przejrzano 5275 razy
DSC00384.JPG
DSC00384.JPG (110,79 KiB) Przejrzano 5275 razy

Awatar użytkownika
Michu_1
Posty: 191
Rejestracja: 02 cze 2013, 21:58
Auto: J 95
Kontakt:

Re: SYBERIA 2014 - KULCZYNA TEAM

Post autor: Michu_1 »

A jak bohaterka tej wyprawy się spisała? Kilometrów trochę przybyło, jazda w upale i na wybojach. Jakieś usterki wyszły? Pomysły na przyszłość z udoskonalaniem wozu na kolejne wyjazdy?

Awatar użytkownika
wista-wio
Klubowicz
Posty: 697
Rejestracja: 05 lut 2009, 21:59
Auto: BJ42 3,4D / BJ42 3B / BJ45
Kontakt:

Re: SYBERIA 2014 - KULCZYNA TEAM

Post autor: wista-wio »

do domu z Tbilisi pozostało około 3-4 tyś kilometrów ... samochód spisywał się świetnie poza przepalonym łącznikiem tłumika to :mrgreen: ... ale o tym opowiem w dalszej części ... pozostało już niewiele jeszcze kawałeczek Gruzji , Góry Pontyjskie , Kapadocja, Konstantynopol, Bułgaria, Rumunia, Węgry... Słowacja i Czechy to już jak w domu...

o modernizacji autka ... założyłem dodatkowy zbiornik 45 l , pod maską był przykręcony zapasowy alternator i komplet pasków klinowych, od spodu do ramy przykręciłem w poprzek główne pióra resorów i po pierwszym pomocniczym. na kole zapasowym zamocowany był kanister 20 l ... a tak :D jeszcze miałem przetwornicę napięcia 230V miałem starego GPS samochodowego ale ma świetny kompas satelitarny oraz 2 Germiny jedną nową eTrex 30 i starą legend która robiła za licznik podróżny. Miałem bardzo dobre mapy Reise Know-How , kilka przewodników ... od Koperskiego dostałem konspekt rajdu Rosja - Mongolia z 2006 roku, z tym że my jechaliśmy w przeciwnym kierunku , ale z kilku miejsc noclegowych z zapisanych współrzędnych skorzystaliśmy pomocne też w nim opisy trasy i odległości podane pomiędzy poszczególnymi punktami . Opony miałem nowe Bf 235/85/16 ( gumy nie złapałem) ... ale wszystkie elementy ,,wymienialne,, i ,,przeglądowe,, miałem w aucie nowe , tak jak końcówki drążków szczęki i klocki hamulców wraz z cylinderkami i przewodami , tarcze hamulcowe łożyska kół półośki zamieniłem ( lewa-prawa) wszystkie nowe krzyżaki , naprawiona - wykonany przegląd kompletem naprawczym skrzynia biegów i reduktor nowe amortyzatory (monroe oryginały ) nowe zawieszenie dabinsona ... jak skończę opowiadanie opowiem o moich spostrzeżeniach i doświadczeniach ... na co moim zdaniem należy zwrócić uwagę co jest ważne a co sobie można darować :mrgreen:
Załączniki
nowe końcówki
nowe końcówki
DSC01098.JPG (89,52 KiB) Przejrzano 5257 razy
resory chroniły skrzynię i reduktor
resory chroniły skrzynię i reduktor
DSC00765.JPG (81,76 KiB) Przejrzano 5257 razy
kanister
kanister
DSC01099.JPG (111,82 KiB) Przejrzano 5257 razy

Awatar użytkownika
wista-wio
Klubowicz
Posty: 697
Rejestracja: 05 lut 2009, 21:59
Auto: BJ42 3,4D / BJ42 3B / BJ45
Kontakt:

Re: SYBERIA 2014 - KULCZYNA TEAM

Post autor: wista-wio »

czyż nie jest pięknie :)
czyż nie jest pięknie :)
DSC00573.JPG (78,76 KiB) Przejrzano 5275 razy
Upał nie dawał za wygraną , już od samego rana słońce paliło z siłą hutniczej surówki. Bez śniadania spakowaliśmy obóz, Paweł jeszcze raz wskoczył do rzeki, aby choć troszkę ochłodzić się na dalszą drogę. Stwierdził jednak, że chyba temperatura wody jest wyższa od powietrza bo za nic w świecie nie była to orzeźwiająca kąpiel. Minęliśmy śpiące miasto Samtredia, zupełnie pozbawione ruchu ulicznego , może wyprzedziły nas trzy samochody jeden nadjechał z naprzeciwka i to wszystko. Prościutkim gładkim asfaltem numer dwanaście dotarliśmy jeszcze przed południem do brzegów Morza Czarnego. Piękna jest trasa wzdłuż promenad morza. Od Poti do samego Batumi prowadzi pięknymi plażami zbaczając tylko w kilku miejscach w pachnące pola herbaciane . Jedzie się jakby bulwarem nadmorskim , mijając małe miejscowości, można wspaniale nacieszyć oczy bezkresnym widokiem błękitnych wręcz lazurowych wód. A swoją drogą zawsze zastanawiało mnie czemu Morze Czarne jest nazywane czarne , skoro ze wszystkich stron jest błękitne. Widziałem te wody wszędzie no może poza odcinkiem z Kerczu do Ankali, objechałem je dookoła i nie zauważyłem ciemnych wód. Muszę to kiedyś sprawdzić i dojść do genezy nazwy. Zatrzymałem autko przy małej knajpce krytej trzcinowo-bambusową strzechą nad samym brzegiem. Kaw zamówiłem cztery, nauczony doświadczeniem i wielkością serwowanych filiżanek tego czarnego płynu. Tu w Gruzji podawany napar kawy jest w malutkich filiżaneczkach piekielnie mocny i zawsze jak ulep słodki. Tłumaczyłem kilka razy paniom kelnerką , że nie chcę aby słodzili. Zawsze na darmo, zawsze dostawałem słodką, posłodzoną chyba kilogramem cukru i mocną jakby do tej jednej malutkiej filiżanki zmieścili całą garść ekstraktu kawy . Jedyną niezaprzeczalną zaletą tego płynu, przez dziwny tylko przypadek kawą zwanym jest taki , że naprawdę otwiera oczy i to na długo, na bardzo długo. Paweł zamówił i z apetytem zjadł trójkątny placek wypiekany z mąki kukurydzianej z rodzynkami zwany tu mechaci. Ja poprosiłem o adżaruli to z kolei jest taki rarytasowy placek w kształcie łódki wypełniony rzadką ledwo ściętą jajecznicą a całość obficie polana roztopionym masłem. Po śniadaniu bez specjalnego celu włóczyliśmy się oboje brzegiem morza zbierając kamyczki i muszelki. Jak małe beztroskie dzieci wybieraliśmy co ładniejsze kolorowe kamyki, finezyjnie korzenie jakiś nieznanych nam roślin wypłukanych przez fale morskie. Liczne muszle i muszelki które tutaj wypełniały plaże zamiast piasku, różniły się tym bardzo od polskiego żółtego przymorza. Z daleka widać było zarysy olbrzymich budowli Batumi niebosiężne wieżowce wypełniały morski horyzont. Miasto rozległym półwyspem, głęboko wciskało się w morze. Wyglądało z daleka jakby to fale i woda morska były intruzem i cały czas ze zmorzoną siłą atakowały spokojne majestatyczne drapacze chmur które spokojnie stały niczym olbrzymy, opierając się morskim atakom. Piękny widok cieszył nas oboje, zapytałem Pawła czemu się nie kąpie ? odpowiedział , że za ciepło aby się moczyć. Poza tym jest czyściutki i to umyty słodką wodą i nie chce by go znowu wszystko szczypało od morskiej soli. Miał chłopak rację, ja też nie miałem ochoty na słoną kąpiel chociaż morze kusiło swym niepowtarzalnym kolorem i wspaniałymi falami wylewającymi swe białe bałwany na plażę. Nawet przez chwilę chciałem się pokusić by zidentyfikować kolor wody. Widocznie za mało, za ubogi jest polski język by określić nazwać barwę wody zbliżonej do mieszaniny bieli błękitu zieleni i żółci. Nie sposób jednoznacznie określić zabarwienia morza jedyne co przychodzi na myśl to lazur.
Załączniki
piękne Morze Czarne
piękne Morze Czarne
DSC00588.JPG (75,41 KiB) Przejrzano 5275 razy
Batumi
Batumi
DSC00600.JPG (73,11 KiB) Przejrzano 5275 razy

Awatar użytkownika
wista-wio
Klubowicz
Posty: 697
Rejestracja: 05 lut 2009, 21:59
Auto: BJ42 3,4D / BJ42 3B / BJ45
Kontakt:

Re: SYBERIA 2014 - KULCZYNA TEAM

Post autor: wista-wio »

Batumi
Batumi
DSC00619.JPG (92,1 KiB) Przejrzano 5236 razy
Do Batumi wjechaliśmy główną arterią, w centrum skręciłem w prawo, i jakimś cudem wjechałem w wolne miejsce do zaparkowania auta. Samochody stały wszędzie, zaparkowane wypełniały każdy skrawek wolnej przestrzeni mogący pomieścić samochód. W Batumi w przeciwieństwie do Samtredi ruch panował okropny. To nawet trudno nazwać ruchem ulicznym to był swego rodzaju uliczny bezład, tumult aut istny bazar i przekładaniec miejskiego zgiełku. Każdy jeździł jak chciał, niczym na obrazach surrealistycznego artysty kolory pojazdów w bezładzie mieszały się ze sobą. Na pewno żaden szofer nie kierował się jakimikolwiek przepisami , kwitła radosna twórczość i nieprawdopodobna pomysłowość połączona z niefrasobliwością ludzi za kierownicą. W tym wszystkim dopatrzyłem się jednak pewnej logiki , w którą zresztą zaraz sam się włączyłem. Jeżdżąc po drogach Gruzji trzeba przyjąć pewną zasadę , polegającą na absolutnym wykorzystywaniu sytuacji jaka w danym momencie zdarza się na drodze i tym się kierować , a resztę zastąpi refleks i zdolność przewidywania co zrobi inny kierowca. Ot jakie to proste. Powędrowaliśmy do centrum batumskiego Dubaju, czarnomorskich drapaczy chmur, naziemnych zdobywców przestworzy sięgających błękitnego nieba. Dziwaczne to są wieżowce ze stali i szkła z kręcącymi się galeriami w których siedzą ludzie. To takie dziwaczne kawiarenki w złotych gondolach obracające się na wysokości pięćdziesiątego piętra w olbrzymim kole młyńskim…ciekawe. Usilnie szukaliśmy Internetu w naszych urządzeniach. Łączy WiFi były setki ale wszystkie zahasłowane , dopiero pod jakimś bankiem Paweł złapał zasięg i pogadaliśmy z domem i kolegami. Enduranse namawiał mnie na odwiedzenie koleżanki , która w Batumi prowadzi knajpę i motel. Ale gdy sprawdziłem adres i porównałem z mapą byliśmy już za daleko, a wracać nie bardzo miałem ochotę. Tym bardziej że oboje byliśmy cali mokrzy. Niby świeciło słońce, upał był okropny a wilgotność powietrza tak wielka , że po godzinie zwiedzania miasta całe ubranie było mokre do tego stopnia, że można je było wykręcać. Strasznie dziwne uczucie być zalany wodą która nie pada a która jest wokół nas. Nie wiem jak sobie mieszkańcy radzą z wysuszeniem na przykład prania , przecież to w tych warunkach jest nie możliwe. Tu powietrze i słońce nie suszy a moczy. Za miastem zatankowałem wszystkie zbiorniki do pełna. Turcja ma najdroższe paliwo na świecie. Tam litr oleju napędowego dochodzi do ośmiu złotych. Policzyłem, że aby pokonać tereny Turcji potrzebuję raz zatankować w tym kraju po drakońskich cenach do pełna wszystkie moje zbiorniki. Czyli około sto pięćdziesiąt litrów, aby spokojnie móc przejechać całą Anatolię. Na granicy a raczej przed nią panował ogromny ruch. Dziesiątki samochodów i autobusów zastawiały w bezładzie olbrzymi parking. Dookoła którego przy małych sklepikach i równie małych knajpkach kłębiły się tłumy ludzi załatwiających swoje sprawunki. Wydałem ostatnie gruzińskie pieniądze kupując jeszcze kilka butelek wina i kaukaskiego koniaku. Paweł w tym czasie nabył tureckie wizy i poszedł piechotą do odprawy. Zostałem sam w długiej kolejce aut. Gruzińska odprawa zajęła dosłownie kilka sekund błyskawicznie odprawili mnie i moje auto kaukascy pogranicznicy. Natomiast Turcy wcale nie śpieszyli się i każdy z nich widocznie bardzo szanując swoją pracę ruszał się jak przysłowiowa mucha , tylko nie w maśle a pomiędzy szlabanami i budkami granicznymi. Utknąłem przy okienku pani od ubezpieczeń, w żaden sposób nie umiałem jej zrozumieć. Celniczka w mundurze przesłonięta chustą na twarzy nie mówiła ani po angielsku, rosyjsku czy niemiecku. Opatulona chustą na głowie , pewno ortodoksyjna muzułmanka z uporem czegoś ode mnie żądała co rusz wykrzykując tureckie słowa. Nic nie rozumiałem i stałem jak ten słup przepuszczając kolejne auta a baba w chuście trajkotała nie zamykając ani na moment buzi. Zapewne trwało by to w nieskończoność gdyby nie irański tirowiec. Przyszedł z odsieczą i to w samą porę bo moja bezradność i nerwy muzułmańskiej celniczki były mocno napięte. Po angielsku wytłumaczył mi , że pani żąda zielonej karty , którą to od pół godziny trzymała w ręku. Pokazałem jej zielony papier palcem, uciszyła się i znikła za drzwiami. Dwie minuty później słuchałem od Pawła wymówek, że bardzo długo wypatruje naszej toyoty i już się martwił i denerwował. Tym razem ja mogłem mu powtórzyć jego ulubione powiedzonko ,,ciśniesz kloca,, synku. Po obiedzie nad brzegiem morza ruszyliśmy w wspaniałą znaną nam już z poprzedniej wyprawy trasę wiodącą przez całe pasma wschodnich Gór Pontyjskich. Dziesiątki kilometrów nieprawdopodobnie długich tuneli przecinało góry. Wjeżdżaliśmy w brzuch wielkiego wzniesienia i po kilku kilometrach wyjeżdżaliśmy po drugiej stronie całego pasma. W niektórych miejscach wpadaliśmy wprost lub znienacka na wymyślne kaskady wiodące ponad dolinami i srogimi przepaściami górskich zboczy. Wspaniałe widoki umilały nam podróż tym bardziej , że pogoda sprzyjała. Świeciło słońce a przejrzyste jak kryształ powietrze pozwalało cieszyć się przestrzenią wspaniałych górskich krajobrazów. Na godzinę przed zmierzchem wjechałem w boczną drogę prowadzącą w dół wąskiego i bardzo głębokiego wąwozu, którego prawie bezdennym jarem płyną rwący górski strumień. Z ogromnym trudem obróciłem samochód w stronę wyjazdu. Uniemożliwiały mi manewry wysokie pionowe granie skał. Dróżka była tak wąska że nie dało się na oścież otworzyć drzwi samochodu a co dopiero go obrócić. Paweł w tym czasie gdy ja zmagałem się z kierownicą , znalazł na tyle szeroką i płaską półkę skalną, tuż nad wodą gdzie z powodzeniem zmieściła się nasza toyota a nawet stolik i krzesełka. Miejsce na obóz było wyjątkowo malownicze z jednej strony opływał nas strumień z drugiej wysokie skały nadawały tajemniczy , osjaniczny wręcz baśniowy nastrój. Zasnęliśmy obydwoje prawie natychmiast zanim zupełne ciemności opanowały góry i nasz wąwóz. Wstałem wcześnie jeszcze o zmroku przed świtem. Nie budziłem Pawła umyłem się w strumyku usiadłem i przy gorącej kawie czekałem na wschód słońca.
Załączniki
gondole ;)
gondole ;)
DSC00613.JPG (96,77 KiB) Przejrzano 5236 razy
w Górach Pontyjskich
w Górach Pontyjskich
DSC00643.JPG (156,85 KiB) Przejrzano 5236 razy

Awatar użytkownika
wista-wio
Klubowicz
Posty: 697
Rejestracja: 05 lut 2009, 21:59
Auto: BJ42 3,4D / BJ42 3B / BJ45
Kontakt:

Re: SYBERIA 2014 - KULCZYNA TEAM

Post autor: wista-wio »

Gdzieś daleko za nami pozostała Mongolia, Syberia, Kaukaz , jeszcze kilka dni i dojedziemy do domu. Parę lat temu mówiąc o trzech tysiącach kilometrów wyprawy myślałem jak o wielkiej, prawie nieosiągalnej drodze jaką musimy pokonać. Dziś to niespełna sześć dni spokojnej jazdy, było czymś tak normalnym jak wyjazd do miasta na zakupy. W tych krótkich chwilach , zagubiony gdzieś w świecie, w miejscu zupełnie obcym a jednocześnie tak bliskim memu sercu. Myślę o Urszuli, domu, koniach, moim lesie. Wracam pamięcią do rodziców, których już nie ma od tylu lat obok mnie a których tak bardzo mi brakuje. Bawię się wspomnieniami, odkrywam na nowo chwile , które spędziłem z ukochanymi synami. Powracam w myślach, gdy we trójkę wraz z Stasiem rozpoczynaliśmy naszą wspólną wędrówkę po świecie , pełnym tajemnic ukrytych przygód i wspaniałych przeżyć. Na początku były Pałuki potem Mazury, Bieszczady i tajemniczy Dolny Śląsk. W szrankach czekała Słowacja, Węgry, Rumunia by stoczyć z nami pojedynek i nauczyć nas podróży po nieznanym świecie. Pierwszy oficerski stopień wytrawnych podróżników nadała nam Ukraina ze swymi pięknymi dzikimi Gorganami, Pokuciem i Podolem. To na stepach Besarabii zdobyliśmy drugą gwiazdkę oficerów wyprawowych. Łamiąc przedni most w naszym malutkim Samuraju, zdaliśmy egzamin z przetrwania , stalowych nerwów i zaradności wytrawnych globtroterów. Nabierałem coraz większej świadomości, że pewien etap moich podróży mojego życia należy zamknąć , że moi chłopcy którzy do tej pory nie odstępowali mnie na krok idą swoją drogą. Staszek ostatni raz pojechał ze mną w 2010 roku gdy zdobyliśmy razem Inflanty i zatokę fińską. Pływając promami z naszą toyotą po estońskich wyspach, poczym co innego zajęło jego zainteresowania. Paweł mój wierny druh podróży, niezastąpiony pilot i wspaniały gawędziarz postanowił ożenić się z Majką i założyć własną rodzinę. W zespole pozostawałem sam. Dumałem nad tym wszystkim, obrazy dawnych przygód podgrzewała gorąca kawa a szum strumyku pisał w mej głowie melodie nie tak odległych wyjazdów. Z zadumy wyrwał mnie głos Pawła ; co tak siedzisz nad tą kawą ? spytał . Spojrzałem w górę było już zupełnie jasno , ale się zamyśliłem odparłem, dorzucając głośniej by już złaził z tego namiotu i zabrał się za śniadanie bo to dzisiaj jego kolej. Coś tam mruczał pod nosem , ale frajda kolejnego rozpalenia kelerka dodała Pawłowi wigoru. Z żalem i dziwnym smutkiem , który niespodziewanie mnie opanował i zalazł gdzieś we łbie, opuszczałem głęboki pontyjski jar.
Załączniki
DSC01120.JPG
DSC01120.JPG (122,71 KiB) Przejrzano 5199 razy

Awatar użytkownika
wista-wio
Klubowicz
Posty: 697
Rejestracja: 05 lut 2009, 21:59
Auto: BJ42 3,4D / BJ42 3B / BJ45
Kontakt:

Re: SYBERIA 2014 - KULCZYNA TEAM

Post autor: wista-wio »

... już mogę oficjalnie powiedzieć , że będzie moja książka o podróży z Pawłem po Azji w przyszłym tygodniu mam spotkanie redakcyjne a Pan wydawca powiedział że chce aby moja książka była wydana na najwyższym poziomie edytorskim ... cokolwiek to znaczy brzmi fantastycznie :D kurcze normalnie najzwyczajniej w świecie cieszę się :D
Załączniki
teraz to już moje wydawnictwo tak powiedział Pan wydawca
teraz to już moje wydawnictwo tak powiedział Pan wydawca

górol
Klubowicz
Posty: 1094
Rejestracja: 06 maja 2011, 10:05
Kontakt:

Re: SYBERIA 2014 - KULCZYNA TEAM

Post autor: górol »

Nie chcem ,ale muszem 3 strona wątku. :D
górol pisze:
wista-wio pisze:jeśli bedę nudził to przepraszam :oops:
Nudź,nudź dalej i dużo tak pięknie nudzisz,a nie myślałeś cobyś tak książkę wynudził,masz talent do nudzenia.:mrgreen:
Gratulacje.Zamawiam egzemplarz z podpisem autora.

Awatar użytkownika
wista-wio
Klubowicz
Posty: 697
Rejestracja: 05 lut 2009, 21:59
Auto: BJ42 3,4D / BJ42 3B / BJ45
Kontakt:

Re: SYBERIA 2014 - KULCZYNA TEAM

Post autor: wista-wio »

w Turcji
w Turcji
DSC00682.JPG (81,19 KiB) Przejrzano 5150 razy
[/quote]
Nudź,nudź dalej i dużo tak pięknie nudzisz,a nie myślałeś cobyś tak książkę wynudził,masz talent do nudzenia.:mrgreen:[/quote]
Gratulacje.Zamawiam egzemplarz z podpisem autora.[/quote]

I Górol przepowiedział ... ale nie bardzo to jeszcze do mnie dotarło :oops:
oczywiście ... wydawca zapewnił że będzie do czerwca czyli na campa powinna być ... w środę mam spotkanie w sprawie poopisywania zdjęć i dopasowania ich do tekstu :shock:


pozostała do przejechania Kapadocja , kawałek Turcji i będziemy w Europie , Koledzy to jeszcze jakieś dwa tygodnie postów i będziemy w domciu :mrgreen:

Z mozołem na włączonym reduktorze wyrywając kamienie z pod kół wydrapałem się z powrotem na asfaltową drogę. Ruszyliśmy w stronę wspaniałej arcyciekawej Kapadocji. Za miejscowością Ordu skręciliśmy na południe w głąb Turcji, kierując się na miejscowość Kayseri. Do pokonania mieliśmy niewiele ponad czterysta kilometrów, na warunki europejskie całkiem sporo na syberyjsko- rosyjskie niewiele ot rzut kamieniem. To był bardzo spokojny odcinek naszej wyprawy. Z zielonych pontyjskich wzgórz powoli wjeżdżaliśmy w inny świat pozbawiony bujnej roślinności, w ekstensywne obszary Turcji środkowej. Krajobraz wokół nas stawał się pusty rozległy wręcz monotonny. To ogromny Płaskowyż Centralny obejmujący wielkie przestrzenie na wschód od Ankary rozciągający się aż do Wyżyny Armeńskiej. Wjeżdżaliśmy w pradawne ziemie, skąd według legendy pochodził prorok Abraham. Jednak naszym głównym celem była Kapadocja z jej atrakcjami. Ogromnym wulkanem , który to przed milionami lat przyczynił się do stworzenia tej przedziwnej krainy. Z daleka dostrzegliśmy olbrzymią górę Erciyes Dagi wygasły wulkan znany w starożytności jako Argeus. Jest to trzeci co do wielkości szczyt Turcji liczy bowiem aż 3916 m n.p.m. Rzymianie twierdzili, że każdy któremu uda się zdobyć wiecznie ośnieżony szczyt i stanie na jego wierzchołku dojrzy Morze Czarne i Morze Śródziemne. To tutaj miliony lat temu nastąpił największy , jak niektórzy historycy i badacze dziejów sądzą kataklizm w dziejach świata. Góra wybuchła i ziemię w promieniu setek kilometrów pokryła grubą warstwą gorącej lawy. Z czasem deszcze i wiatry wyrzeźbiły finezyjne wręcz fantastyczne kształty na powierzchni wulkanicznej ziemi , tworząc w niej głębokie doliny korytarze wąwozy. A wzgórza i wzniesienia zamieniając w przedziwne stożki, kolumny, wręcz niespotykane nigdzie indziej na kuli ziemskiej twory jakby nie z tego świata. Wokół góry i ziemia przybrała barwę i strukturę białego piasku. Nie wątpliwym twórcą tej skądinąd żyznej pylistej gleby była właśnie erupcja i wypływająca z wnętrza krateru masa wulkaniczna. Powierzchnia białego pyłu jest o wiele żyźniejsza od gleby okolicznych stepów centralnej Anatolii. Winorośl, sady i rosnące w nich drzewa owocowe mają świetne warunki rozwoju i wegetacji, o czym przekonali się już prehistoryczni emigranci. Przybywający tu pierwsi ludzie odkryli, że otaczające ich skały nie tylko wyglądają jak zaczarowane budowle ale też wykazują magiczne niespotykane nigdzie indziej właściwości. Materiał z którego są zbudowane zachowuje miękkość aż do momentu zetknięcia z powietrzem. Dzięki tej zadziwiającej właściwości powstały podziemne budowle, domostwa, kościoły a nawet całe miasta. Dziełem wielu pokoleń mieszkańców tego rejonu są niezliczone kilometry korytarzy sal i pomieszczeń. Powstały całe ludzkie osiedla, stajnie, kurniki a nawet zakłady pracy jak kuźnie, rymarnie, piekarnie, wręcz rozległe wielotysięczne podziemne metropolie starożytnych czasów. Do dzisiaj w pomieszczeniach tych żyją ludzie, bowiem ziemia Kapadocji ma doskonałe właściwości izolacyjne w zimie chroni przed mrozem , latem przed nieznośnym upałem. Porowatość skał działa jak naturalne klimatyzatory przynosząc wspaniały chłód i ukojenie osłaniając przed prażącym słońcem jednocześnie zapewniając zatrzymanie ciepła zimą. Kapadocja to baśniowy świat, to wspólne dzieło przyrody, natury i ludzi. Jeden dzień na zwiedzanie zaczarowanej krainy to zdecydowanie za mało. Także przejezdne wpadnięcie na kilka godzin do państwa kamiennych grzybów to tylko dobry powód by zaznaczyć teren i po jakimś czasie zorganizować osobną wyprawę w ten arcyciekawy i tajemniczej świat. W Kapadocji oprócz jaskiniowych miast istniało kilkanaście tysięcy podziemnych kościołów i klasztorów. Historycznie to bardzo ciekawe miejsce , bezludna kraina stała się azylem dla setek pustelników poszukujących miejsca gdzie mogliby w samotności oddać się modłom i służyć Bogu. Z czasem mnisi wokół siebie poczęli gromadzić uczniów dając w ten sposób początek pierwszym chrześcijańskim zakonom. Chrześcijaństwo na tym terenie przetrwało wieki wyparte na przełomie ósmego stulecia naszej ery przez islam. Nowa religia zabraniała przedstawiania boga w rzeźbach czy obrazach. Arabscy mułłowie nakazali zniszczyć wspaniałe malowidła i freski. Na początku tysiąclecia nastąpił niespodziewany powrót na te ziemie chrześcijaństwa odnowiono kościoły i klasztory trwało to aż do wielkiej bitwy pod Menzikertem w 1071 roku kiedy to padła wielka religia Bizancjum i Anatolia wraz z Kapadocją przeszła pod panowanie tureckie, i tak jest po dziś dzień.
Załączniki
w tle największy wulkan Turcji
w tle największy wulkan Turcji
DSC00789.JPG (95,52 KiB) Przejrzano 5150 razy
Kapadocja
Kapadocja
DSC00864.JPG (97,26 KiB) Przejrzano 5150 razy

Awatar użytkownika
wista-wio
Klubowicz
Posty: 697
Rejestracja: 05 lut 2009, 21:59
Auto: BJ42 3,4D / BJ42 3B / BJ45
Kontakt:

Re: SYBERIA 2014 - KULCZYNA TEAM

Post autor: wista-wio »

W centrum kamiennego miasta w małej kawiarni Paweł zlokalizował Internet, wypiliśmy tu turecką kawę podaną z dziwnym ciastkiem przypominającym nasze drożdżówki. Poznaliśmy sympatycznego właściciela campingu o jakże swojskiej nazwie ,,Cappadociapanorama,, Achmeda Demirci . Młody bardzo sympatyczny człowiek zachęcał nas do noclegu chciał częstować kolacją. Pawła jednak już bardzo ciągnęło w kierunku Polski. Coraz częściej zamyślał się, stawał się z lekka być rozdrażnionym. Panował nad sobą ale wyczuć można było nieuchronnie zbliżającą się burzę nagromadzonych emocji i ogromną tęsknotę za ukochaną osobą. Z wielkim żalem żegnaliśmy piękny rejon Anatolii i gościnnego gospodarza, chociaż Achmed uparcie twierdził że on żadnym Turkiem nie jest tylko kapadokiem jak i wszyscy mieszkańcy tej zaczarowanej baśniowej krainy. Wprost na zachodzące słońce jechaliśmy w stronę Ankary. Ponownie wjechaliśmy w pustynny krajobraz do złudzenia przypominający ten z mongolskich szlaków. Byłem już bardzo zmęczony, gdy Paweł powiedział do mnie : wiesz ojciec czas na odpoczynek i wskazał ręką kierunek. Niech ojciec skręci tu i tym szlakiem pojedziemy pod tą wysoką górę, tam rozbijemy obóz - dopowiedział. Góra zdawała się być blisko, widziana z perspektywy asfaltu. W rzeczywistości oddalona była o ponad dwa kilometry od głównej drogi. Minęliśmy opuszczone kamienne gospodarstwa wkomponowane w skarpę podnóża wielkiego wzniesienia. Obóz rozbiliśmy opodal w cieniu wielkiej góry. Czuliśmy się jak w Ameryce Północnej krajobraz żywcem wyjęty z westernów przypominał kowbojskie filmy z Gregorem Peckiem , Burtem Lancasterem, Gary Cuperem czy John Wayne . Paweł zaserwował pieczenie kapadockiego mięsa, chyba był to wędzony baran bo koza nie miewa tak tłustych kawałków. Do tego chińska zupka . Jedna z nielicznych potraw , która zakupiona pod dowolną szerokością geograficzną zawsze smakuje tak samo. Wszystko zagryźliśmy naprawdę wspaniałym tureckim pszennym plackiem posypanym czarnuszką. I w końcu mogliśmy się najeść do woli pomidorów które w Turcji są wyjątkowe, są nieprawdopodobnie smakowite. Ciepła spokojna noc przebiegła błyskawicznie. Wieczorem nie zauważyłem tego, teraz Paweł odkrył, że w zbocze góry włożona jest metalowa rura z której sączy się woda. Wystarczyło zastawić głazem kamienne koryto i po chwili mieliśmy pustynną wannę do kąpieli. Ależ to była frajda, woda lecąca z rury była ciepła. Widocznie nagrzane w ciągu dnia kamienie oddawały teraz swoją temperaturę wodzie która wypływała z ich wnętrza. Każdy z osobna kąpał się w swojej wodzie. To od pobytu w Wierszynie była pierwsza ciepła kąpiel pod bieżącą wodą. I to gdzie? na środku pustyni. Pawłowi przeszły wczorajsze rozterki. Po tak wspaniałej poranne kąpieli pysznym śniadaniu i naprawdę spokojnej nocy humor powinien dopisywać i tak też było. Przed dziesiątą dojechaliśmy do najprawdziwszej autostrady wiodącej przez Ankarę do Konstantynopola.
DSC00936.JPG
DSC00936.JPG (103,48 KiB) Przejrzano 5120 razy
Załączniki
DSC01020.JPG
DSC01020.JPG (79,12 KiB) Przejrzano 5120 razy
DSC01018.JPG
DSC01018.JPG (82,41 KiB) Przejrzano 5120 razy

Awatar użytkownika
wista-wio
Klubowicz
Posty: 697
Rejestracja: 05 lut 2009, 21:59
Auto: BJ42 3,4D / BJ42 3B / BJ45
Kontakt:

Re: SYBERIA 2014 - KULCZYNA TEAM

Post autor: wista-wio »

Konstantynopol
Konstantynopol
DSC00140.JPG (38,26 KiB) Przejrzano 5095 razy
I także w tym momencie Turcja nas zaskoczyła. Nauczony poprzednim pobytem w tym kraju , że autostrady są płatne chciałem przed wjazdem zakupić karnet autostradowy. Taką specjalną płytkę identyczną w kształcie do naszych kart kredytowych, na której jest określony limit i można bez przeszkód poruszać się po autostradach nie narażając się na nie otwarcie bramki czy karę podczas kontroli. Atu proszę bramki i szlabany otwarte na oścież w budkach nikogo nie ma zjechałem na parking zamyślony o co tu chodzi? Do czasu aż podjechał do nas Turek i poinformował, że mamy ramadan i przez trzy dni w związku ze świętem wszystkie autostrady są darmowe. Proszę jak fajnie można uczcić święto , pięknie… pięćdziesiąt euro pozostało w kieszeni. Bez przeszkód w kilka godzin dotarliśmy na przedmieścia miasta , zresztą trudno określić gdzie zaczyna się i gdzie kończy Istambuł. To ogromna metropolia położona na dwóch kontynentach. Upał doskwierał , ruch samochodowy jeszcze na sto kilometrów przed pierwszymi zabudowaniami zagęszczał się z każdym metrem. A ja chciałem dotrzeć w samo centrum starego miasta - Złoty Róg. Paweł do pewnego momentu w tym mi dzielnie towarzyszył i pomagał. Jednak pomimo mapy GPS a także tego że z daleka widzieliśmy wysokie minarety Haga Sofii i sześć kolumn Błękitnego Meczetu nie potrafiłem tam dotrzeć. Co chwilkę gubiłem kierunek , błądziłem uliczkami Stambułu nie potrafiąc dojechać do celu. Tłumaczył nam Turek , ochroniarz, policjant i arab, dopiero roztańczony murzyn wskazał jak najprościej dostać się na tą wyjątkową starówkę wielkiego miasta. Późnym popołudniem wjechałem w znane mi uliczki i zakamarki starej zabudowy Konstantynopola. Bez trudu odnalazłem znany z poprzedniego pobytu parking gdzie zostawiłem samochód. Paweł do mnie przestał się odzywać , gdy go zagadnąłem odburknął niegrzecznie z włączonym w głosie agresorem. Zapytałem o co chodzi co się stało ? i wtedy cierpliwość nerwów Pawła dała swój upust a raczej powinienem napisać niecierpliwość i zew wszystkich skumulowanych złości. Zrobił mi najnormalniejszą awanturę. Buczał w nerwach, że on już zwiedzał Złoty Róg i poco tu przyjechaliśmy błądząc przez parę godzin po Istambule traciliśmy tylko czas. Próbowałem go uspokoić tłumaczyłem, że chcę zrobić zakupy i nabyć pamiątki dla znajomych nic nie pomagało, żadna moja argumentacja do mojego syneczka nie przemawiała. Ogromna frustracja i nagromadzone złości agresja i tęsknota kilku tygodni spędzonych z ojcem dały swój upust słowom które teraz całą rzeką żalu wypływały z pawłowego serca. W pierwszej chwili zdenerwowałem się i ja a do tego zrobiło mi się przykro. Usiadłem na kamiennym progu i patrzałem na miotającego się w nerwach syna. Złość moja powoli ustępowała miejsca zrozumieniu żalu młodego chłopaka. To nie Istambuł był winien, nie droga, nie korki i całe zamieszanie z zakupami i zwiedzaniem. Po prostu trzeba było dać ujść nerwom i już wyrzucić z siebie żal. Postanowiłem dać mu czas, jest mądrym chłopakiem sam za chwilę zrozumie swoje irracjonalne zachowanie. Po godzinie Paweł zaczął się uspokajać, zapytałem czy ma ochotę na kawę ? skinął bez słowa głową , że tak. W Stambule knajpki są wprost na ulicy, rozsiedliśmy się na wygodnej sofie przykrytej stertą dywanów i różnych narzut, które tworzyły mięciutkie barwne posłanie i siedzisko. Kawa też była inna kelner postawił przed nami różnobarwny dziwny dzban i dwie finezyjnie kolorowane filiżanki. Obsługa tego wszystkiego należała do nas. Im bardziej naciskałem dźwignię wystającą z dzbanka tym kawa stawała się bardziej aromatyczna i mocniejsza. Do tego dostaliśmy zapiekane fistaszki i taki dziwny jakby pudding o nazwie sudlak , bardzo słodka potrawa zapiekana z ryżem. Ale co tak naprawdę było jej składnikami nie dowiemy się nigdy. To właśnie ona nawróciła Pawełka na dawne tory dobrego nastroju. Po kawie przyszła herbata i przepyszna turecka pizza tutaj zwana pide. Jest ona zdecydowanie mniejsza od włoskiej i bardziej aromatyczna doprawiona ziołami, serem, szpinakiem, młoda kozina na cieście smakuje wybornie. Po objedzie poszliśmy na turecki targ. Paweł pełen już pozytywnego wigoru włączył się w wir zakupów prezentów. Kupiliśmy zestawy przypraw, młynki do pieprzu miseczki i szklanki. Różne gatunki herbat i tytoń do sziszy, złote i srebrne łyżeczki koraliki i wiele innych pierdółek które potem rozdaliśmy znajomym.
Załączniki
przejazd nad Cieśniną Bosfor
przejazd nad Cieśniną Bosfor
DSC00120.JPG (86,55 KiB) Przejrzano 5095 razy
Paweł pobiera instrukcje dojazdu na Złoty Róg
Paweł pobiera instrukcje dojazdu na Złoty Róg
DSC00141.JPG (93,57 KiB) Przejrzano 5095 razy

Awatar użytkownika
wista-wio
Klubowicz
Posty: 697
Rejestracja: 05 lut 2009, 21:59
Auto: BJ42 3,4D / BJ42 3B / BJ45
Kontakt:

Re: SYBERIA 2014 - KULCZYNA TEAM

Post autor: wista-wio »

Haga Sofia
Haga Sofia
DSC00149.JPG (67,93 KiB) Przejrzano 5071 razy
Jeśli ktoś pomyślałby, że wyjazd z miasta jest prostszy niż wjazd to zapraszam do Istambułu. Trzy razy przyszło mijać mi cieśninę Bosforu i na zmianę raz być w Azji to znowu w Europie i tak do znudzenia. Kręciłem się wąskimi zaułkami wielkiej metropolii i jak bym nie skręcił lądowałem na innym kontynencie. Po dwóch godzinach ulicznej mordęgi zdarzył się cud i wyjechaliśmy na autostradę zmierzającą do granicy z Bułgarią. Doprawdy do dzisiaj nie wiem jak to nam się udało, że na godzinę przed zmierzchem podążaliśmy na zachód w jakże prawidłowym kierunku. Było już zupełnie ciemno jak zaparkowałem wśród tirów na ogromnym parkingu MOP. Na sporym postoju znajdowało się kilka knajp, sklepów i otwartych kramów targowych z wszystkim co nie potrzebne a podróżnik może kupić. Zjedliśmy porządny obiad na kolację i to dwudaniowy. Obeszliśmy sklepy i kramy Paweł stwierdził że najwyższy czas na sen. To miała być nasza ostatnia noc w Turcji. Zapytałem pana wulkanizatora , który miał otwarty parkingowy warsztacik czy możemy tu przespać spokojnie noc. Nie widział w tym nic złego , ze zrozumieniem pokiwał głową oraz wskazał miejsce gdzie będzie nam najwygodniej. Zaparkowałem we wskazanym miejscu Paweł rozłożył namiot , zasnęliśmy natychmiast. Jednak nie dany nam był spokojny sen, w niespełna godzinę jak zamknęliśmy oczy i zapadliśmy w pierwszy sen ktoś zaczął szarpać drabinką namiotu. Wyjrzałem pod samochodem stało dwóch uzbrojonych żandarmów. Nie wiem do dzisiaj o co im chodziło i dlaczego kazali nam się z tego postoju zabierać. Tłumaczyłem że jesteśmy turystami, że chcemy spokojnie przespać noc i pojedziemy dalej do granicy. Nic nie pomagało jak osły uparli się , że nie możemy tu spać i koniec. Nawet pan z Tira którego także obudzili nic nie wskórał tłumacząc dwóm tępym żandarmom , że chłopaki śpią spokojnie i nic nikomu nie robią. Trzeba było zwinąć obóz poskładać namiot i odjechać. Nie było innego wyjścia. Ale byłem zły i zmęczony Paweł jeszcze bardziej. Przejechaliśmy nocą około 30 kilometrów poczym ponownie skręciłem na kolejnego MOP-a. Dotankowałem auto i powiedziałem panu obsługującemu stację paliw, że do rana zatrzymam się na parkingu. Kiwnął głową ze zrozumiem i wszedł do środka sklepiku. Wjechałem w zadrzewione tirowskie zatoczki, Paweł kolejny raz tej nocy rozłożył namiot i ponownie ułożyliśmy się do snu. Nim jeszcze zasnąłem, podjechał radiowóz ale tym razem tylko zwolnił i powolutku odjechał nie niepokojąc i nie budząc nas. Spaliśmy prawie do południa. Na śniadanie! zawołał wesoło pan ze stacji, pozwolił skorzystać z łazienki , poczęstował herbatą i maślanym rogalem. Nie chciał zapłaty życzył udanej podróży i szerokich dróg , myślę że to właśnie powiedział bo i tak nie rozumiałem po turecku.
Załączniki
DSC00200.JPG
DSC00200.JPG (51,9 KiB) Przejrzano 5071 razy

ODPOWIEDZ