GS Riders Meeting , czyli znów na starych śmieciach
: 31 paź 2013, 14:05
W czerwcu tego roku wybraliśmy się na zlot GSRiders w Toskanii. Zasadniczo zlot był pretekstem aby oderwać się od problemów które ostatnio nas z deczka przytłaczają, był to pretekst na tyle silny aby wbrew rozsądkowi oraz prognozom pogody wystartować jednak na ten zlot , który oficjalnie zaczynał się w piątek 7 czerwca . Do ostatniej chwili jeszcze pilnowaliśmy porządku w pracy załatwiając wszystko co się dało , a pogoda nieszczególna taki krakowski splin . około 11 wracamy do domu , zmieniamy ciuchy i najkrótszą drogą przedzieramy się do granicy w Cieszynie . Tym razem nie przez prom w Czernichowie tylko bokami na Zator. W BB trochę nam pozmieniali drogi i po krótkim przekomarzaniu się z nawigacją trafiamy na DSR w kierunku Cieszyna. Temperatura , mżawka oraz niski stan paliwa zmuszają nas do pit stopu na orlenie w Cieszynie gdzie dokładamy podpinki , przeciwdeszczówki i jedziemy. Gdzieś na wysokości Olomuńca robi się nawet ciepło a tuż za nawet bardzo ciepło ,nie tylko ze względu na temperaturę , ale i na kompletnie zablokowaną dalnicę . Od kierowcy wiem że jest wypadek i następne kilka kilometrów pokonujemy poboczem, środkiem , jak miejsce pozwala aby dotrzeć do najbliższego zjazdu , gdzie policja kieruje na objazdy. W końcu wjeżdżamy ponownie na dalnicę i drzemy dalej , bo plan jest aby zrobić dziś jak najwięcej . Miękkiej gry nie może być , aczkolwiek dostrzegam minusy moich nowych luterek , przy 160 mało co w nich widać a i na kierownicy mam większe drgania , być może opona jest niezbyt dobrze wyważona albo jednak problem od ciężarka przy kierownicy. Teraz w związku z nowymi handbarami BMW zmieniło sobie ciężarek prawy na mniejszy. Te wibracje będą dla mnie pewnym dyskomfortem w drodze powrotnej, bo w prawej ręce mam blachę i chyba ręka mi się szybciej męczy , a może to tylko pesel . Mimo wszystko plan jest planem i trzeba jechać . Postój w Mikulowie tylko aby zatankować i kupić winietę na austrię . Wiedeń, Graz idzie dobrze , ale w kierunku na Villach widać czarne chmury. Gdy zaczyna padać decydujemy na ponowne założenie przeciwdeszczówek i jednocześnie spożywamy posiłek. Z domu w którym w związku z przeprowadzką jest coraz mniej ludzi zabraliśmy jakieś sałatki , ser który nabyliśmy w Sandomierzu i kawałek chleba , na deser kawa z automatu. Ruszamy jeszcze w deszczu ale zaczyna się przecierać , mijamy Villach , odpuszczam pomysł przejechania przez Vrsić i tak dojeżdżamy do Italii. Szybkie tankowanie i następne kilometry pokonuje w warunkach wieczornych. Tym razem poznaję że poprzednio stanęliśmy na nocleg w Terme Eugene , a ja mam z nawigacji coś kilkadziesięt kilometrów bliżej celu . Nowy rekord dziennego przejazdu 1150 km.Około 23 lądujemy na nocleg gdzieś przed Bolonią .
Na drugi dzień mamy do pokonania stosunkowo niewielki dystans , jakieś 300 km . Przed hotelem autobus z polski ale wzbudzamy też zainteresowanie jakiegoś Malezyjczyka który robi sobie sesję zdjęciową przy motocyklu. Pogoda zapowiada się dobrze toteż postanawiamy definitywnie pożegnać się z płatną autostradą zaraz za Bolonią . Śniadanie nietypowo włoskie , bo oprócz herbatnika i kawy jest też bufet z innymi produktami. Za Bolonią zaraz po zjeździe z autostrady na parkingu widzę grupę motocyklistów , podjeżdżam pytając gdzie są ciekawe trasy . Jeden z nich coś się strasznie przygląda mojemu kaskowi i coś tam szepce władającemu językiem angielskim i tamten mówi że powinienem zmienić interkom. Teraz widzę że wszyscy mają Interphone i jest też ekipa która chyba ma zamiar kręcić reklamówkę . Nie pozostawiam mu złudzeń co do ceny swojego urządzenia , ale wymieniamy się wizytówkami. Reszta drogi na miejsce zlotu przebiegła bez specjalnych niespodzianek , wyjątkiem była droga SP18a (super ) oraz współrzędne podane przez organizatora , różnica wynosiła około 6 km , na szczęście w miasteczku słyszano o miejscu zlotu .
Na miejscu przydział apartamentu i propozycja wycieczki do Massa Maritima aby zgodnie z włoskim zwyczajem wypić wspólnie apero. Miałem zdjęcie fresku z czasów etrusków na którym porozwieszano męskie członki. Historia mówi o wojownikach którzy po powrocie z długiej wyprawy zastali swoje nałożnice w ciąży, kobiety tłumaczyły że to przez drzewo.
Na drugi dzień mamy do pokonania stosunkowo niewielki dystans , jakieś 300 km . Przed hotelem autobus z polski ale wzbudzamy też zainteresowanie jakiegoś Malezyjczyka który robi sobie sesję zdjęciową przy motocyklu. Pogoda zapowiada się dobrze toteż postanawiamy definitywnie pożegnać się z płatną autostradą zaraz za Bolonią . Śniadanie nietypowo włoskie , bo oprócz herbatnika i kawy jest też bufet z innymi produktami. Za Bolonią zaraz po zjeździe z autostrady na parkingu widzę grupę motocyklistów , podjeżdżam pytając gdzie są ciekawe trasy . Jeden z nich coś się strasznie przygląda mojemu kaskowi i coś tam szepce władającemu językiem angielskim i tamten mówi że powinienem zmienić interkom. Teraz widzę że wszyscy mają Interphone i jest też ekipa która chyba ma zamiar kręcić reklamówkę . Nie pozostawiam mu złudzeń co do ceny swojego urządzenia , ale wymieniamy się wizytówkami. Reszta drogi na miejsce zlotu przebiegła bez specjalnych niespodzianek , wyjątkiem była droga SP18a (super ) oraz współrzędne podane przez organizatora , różnica wynosiła około 6 km , na szczęście w miasteczku słyszano o miejscu zlotu .
Na miejscu przydział apartamentu i propozycja wycieczki do Massa Maritima aby zgodnie z włoskim zwyczajem wypić wspólnie apero. Miałem zdjęcie fresku z czasów etrusków na którym porozwieszano męskie członki. Historia mówi o wojownikach którzy po powrocie z długiej wyprawy zastali swoje nałożnice w ciąży, kobiety tłumaczyły że to przez drzewo.