...i skończył się dośc długi urlop jutro a raczej dzisiaj do pracy
coś tam zaczynam pisać o tej naszej najdłuższej i bardzo ekscytującej wyprawie ...jeśli bedę nudził to przepraszam
Podobno zawsze realizuję swoje plany , tak mówi Ula mój towarzysz kilkudziesięciu lat życia razem. Jak nikt inny na świecie potrafi trzeźwo ocenić moje najdziwniejsze pomysły i z surową konsekwencja poddać krytyce to co robię a raczej co zamierzam zrobić. Jednak tym razem jakby była obok, zajęta swoimi sprawami nie komentowała moich przygotowań, które nie ograniczały się do przytargania kufra ze strychu i zagracenia całego mieszkania manelami wyprawowymi. Nie narzekała na bałagan i nieustannie znoszone i donoszone tylko i wyłącznie potrzebne przedmioty , które z czasem zapełniły cały przejściowy pokoik uniemożliwiając swobodne przejście przez mieszkanie. Nawet troszkę martwiłem się, obojętnością Urszuli. Jak niebawem się okazało to nie był brak zainteresowania tylko bezradność wobec naszych (moich i Pawła ) podjętych decyzji. Ula starała się cały czas nie myśleć o odległościach jakie mieliśmy do pokonania. Przyjęła do wiadomości , że nie będzie nas 5-6 tygodni i to zaakceptowała a przy jej zapracowaniu i nawale zawodowych obowiązków wydawał się znośny. Bo cóż to jest te pięć czy sześć tygodni i ma się to ni jak do osiemnastu czy dwudziestu tysięcy kilometrów jakie mieliśmy przed sobą.
Zaraz po powrocie z wyjazdu do Azji Mniejszej , e co ja mówię po powrocie już w trakcie długiej i monotonnej drogi z Grecji myślałem o Syberii. Kraina ta cały czas siedziała w mojej głowie i wszystko co robiłem zmierzało w tym właśnie celu … by pojechać i zobaczyć bezkres przestrzeni ujrzeć własnymi oczami to o czym czytałem co prześladowało mnie w snach, w marzeniach , gdy odkładając książkę biłem się z myślami...Czy ja żyjąc w czasach carskich restrykcji tłumiących kolejne zrywy narodowościowe zamartwiałbym się zesłaniem? . Słowo katorga gułag kibitki sybir budziło we mnie srogie myśli a wyobraźnia kreśliła kolejne obrazy… nie wyobrażalne cierpienie, głód, strach, przenikliwe zimno , które przeszywało moje kości na samą myśl o setkach kibitek zmierzających na wschód w biała przestrzeń wszechobecnego mrozu i strachu samotności . Ale było coś jeszcze , dziesiątki stronic książek pochłanianych przeze mnie - oczami wspomnień zesłańców spisanych na kartach, które nie czytałem a wchłaniałem całym ciałem czując i widząc to co bohaterowie powieści. W kolejnych relacjach zesłańców zauważyłem pewną zadziwiającą zbieżność coś co łączyło je, spajało w jedna całość i nie mam tu na myśli opisów strasznego głodu zmęczenia czy patetycznych słów i wyznań mówiących o tęsknocie za krajem i zmarnowanych latach spędzonych z dala od ukochanej ojczyzny. We wszystkich wspomnieniach przeplatał się watek pięknej wręcz dziewiczej przyrody, cudownej krainy, świata oderwanego od rzeczywistości. Ucieczka marzeniami w bezkres piękna krajobrazów, który pozwalał przetrwać mroźne zimy, fizyczny ból, zmęczenie nadludzką pracą, tęsknotę za ukochanymi istotami oddalonymi tysiące kilometrów i tą niepewność jutra która szarpiąc całym ciałem w chwilach bezsilności ogarniała umysły zesłańców. Przyroda pozwalała przetrwać. I to właśnie chciałem zobaczyć.
Narysowałem trasę na mapie komputerowego monitora. Teraz wydaje się to tak odległe tyle strasznych rzeczy się wydarzyło. Ukraina stała się śmiertelnie niebezpieczna, rozpętało się w tym cudownym kraju piekło wojny. Krainę tę znałem, znali ja moi synowie to właśnie w tym kraju stawialiśmy pierwsze kroki ofroudowych rajdów to ten kraj uczył nas dystansu do przemierzanego świata poznawania innych kultur innych narodowości . To Ukraina i Ukraińcy uczyli mnie i moich synów jak można wspólnie spędzać czas jak można nawzajem się szanować i być i gośćmi i gospodarzami. To na Mołdawii pierwszy raz w stepie doznaliśmy nauczki własnej niefrasobliwości łamiąc przedni most na odludziu. To tam nauczyliśmy się radzić sobie z rzeczywistością rajdowych przygód. I brać odpowiedzialność za dziesiątki pokonanych kilometrów w nieznanym świecie . Moi synowie sprawdzili i sprawdzają się w każdej sytuacji, kolejne wyprawy i przygody sprawiły z nich ludzi umiejących znaleźć się w trudnych sytuacjach. Paweł twierdzi , ze dużo pewniej i swobodniej czuje się na pustkowiu niż w zatoczonym mieście, mówi : ,,w stepie każdy napotkany człowiek ci pomoże , w mieście niekoniecznie,, i jest w tym dużo racji. Nawet w największym odludziu nie mieliśmy uczucia strachu czy osamotnienia, to prawda ze czasami i przez kilka godzin nie widzieliśmy żywej istoty … ale jakież to ma znaczenie gdy pierwszy napotkany człowiek okazywał swoje zainteresowanie i zawsze ofiarował pomoc, i to w stepie, pustyni, tajdze jest najpiękniejsze. Nie liczy się narodowość polityka ustrój czy jesteś biały żółty , czarny , czy masz skośne czy niebieskie jak niebo oczy, ba nawet język nie bardzo jest potrzebny . Tu na pustkowiu wszystko jest jasne i wszystko wiadome – jesteśmy ludźmi jesteśmy przyjaciółmi.