Cześć, Za pozwoleniem autora wątku dorzucę swoje trzy grosze..
Pojechaliśmy w podobną trasę jak Wojtek,zresztą ktoś wcześniej słusznie zauważył że program obowiązkowy jest praktycznie podobny dla każdego. Mieliśmy do dyspozycji 16 dni ,więc naturalnym wyborem był samolot do Biszkeku i wzięcie auta na miejscu. Po podpowiedzi Franza jedynym słusznym wyborem była Delicja i to był strzał w 10 . Bardzo dzielne i wygodne auto dla 5 osób,mnóstwo miejsca w środku wg mnie lepsze do takiej objazdówki niż tlc. Co prawda były nerwowe 2 godziny gdy okazało się,że na lotnisku nikt na nas nie czekał i już oczami wyobraźni widziałem wtopione 500 usd zaliczki ale okazało się,że jedna durna pipa pomyliła datę przylotu
Z racji krótkiego pobytu zdecydowaliśmy się tylko na Kirgistan i to było najlepsze co mogliśmy zrobić.
Nie było gonienia z wywieszonym jęzorem,a już
wg mnie piłowanie przez całą Rosję aby dojechać z Polski to kompletna abberacja.
Ekipa była mocno nastawiona na treking w związku z tym zrobiliśmy ok 60 km po górach. Kirgiskie doliny np Araszan potrafią mieć po 15 km podejścia
,Poza tym są absurdalnie piękne.
Namawiam wszystkich aby wysiedli z naszych stalowych potworów i ruszyli w góry. Nagrodą są takie widoki jak na załączonym obrazku.
Spotkaliśmy wielu przyjaznych ludzi zarówno miejscowych jak i backpatersów z Indii ,Niemiec,Francji wycieczkę z elektryków z Uzbekistanu i wielu innych. Nocowaliśmy w guesthousach, a gdy po przekroczeniu przełęczy Tossor zastała nas noc w najbliższej wsi gospodarz odstąpił nam swoją cześć domu.
Ale zastrzegam jeśli ktoś oczekuje powiedzmy europejskich standartów to lepiej niech weźmie namiot.
Żeby nie było tak słodko 2 razy próbowano nas oszukać w kantorze bankowym w Jalal-abad trzeba dokładnie przeliczać pieniądze.
Byliśmy bardzo sympatycznie traktowani,przeciętny Kirgiz wie o wiele więcej o naszym kraju niż my o ich. Zna nazwisko Kaczyński,Lewandowski i parę innych duża część służyła w wojsku i stacjonowała w naszym kraju w latach 80.
Temperatury to od 30 stopni na południu do -8 i 1,5 m śniegu na Piku Lenina,który uważam za swój osobisty sukces: doszliśmy do pierwszej bazy na ok 4400 mnpm. Nie było żadnych problemów żołądkowych mimo,że jadaliśmy przeważnie na bazarach w urągających dla nas warunkach a jedzenie właśnie na bazarach jest przepyszne uwierzcie.
To chyba tyle tej chaotycznej relacji,dziękuję Wojtkowi i Franzowi za pomoc
pozdrawiam
Maciek