Podepnę się pod wątek, bo nurtuje mnie pewien pokrewny hipotetyczny dylemat (być może dyletancki, ale za takowego się uważam
):
Wpadłem do rowu bokiem - np dwa prawe koła. Oba rzeczone koła nie mają przyczepności (w rowie mamy śnieżno-błotną breję), koła lewe stoją na rozmokniętej błotnistej drodze, więc raju też nie ma. Zakładam, że próby wyjazdu na redukorze i tylko centralnej blokadzie nie poskutkowały. Mam jeszcze blokady na mostach - ale droga i rów ciągną się długą prostą, więc ucieczka jest tylko w wydostaniu się na drogę. Załączenie tylko blokady tyłu (plus centrala) nadal nic nie dało. Zapada decyzja o zapięciu przodu. Zakładam, iż aby wyjechać z rowu muszę mocno (na maxa) skręcić koła (w moim wypadku w lewo). Co robię:
1a. Skręcam na maxa koła w lewo i dopiero zapinam blokadę przód
1b Zapinam blokadę przód i potem skręcam na maxa koła w lewo
2. Ruszam (i wyjeżdżam, bo to przecież Toya
)
3a Zatrzymuję się w chwili, kiedy tylko przednie wciaż skręcone w lewo koła są już poza rowem, zdejmuję blokadę przodu, prostuję koła przednie, wyjeżdżam do końca tyłem z rowu (już swobodnie manerwując przodem), odpinam tył i centrum.
3b Wyjeżdżam całym autem (łącznie z tyłem) co oznacza, że po drodze musiałem wyprostować (a nawet na pewnym etapie manewru skręcić lekko w prawo) koła przednie, żeby nie spaść po drugiej stronie z drogi, zatrzymuję się już na drodze i odpinam wszystkie blokady.
Jaki zestaw (z czterech możliwych) jest najpoprawniejszy?
Pozdrawiam
Lecch(u)