Szlakiem Bronisława Grąbczewskiego 2018

Wyprawy off-roadowe po Polsce, Europie, świecie

Moderator: luk4s7

Kajtek z Golfa
Posty: 77
Rejestracja: 19 lis 2018, 19:22

Szlakiem Bronisława Grąbczewskiego 2018

Post autor: Kajtek z Golfa »

Na początek krótki fim/zwiastun Bartosza Grąbczewskiego z naszej wyrypy do Pamiru, gdzie zadaniem naszym było pokonać dwa (udało sie przejść jeden) szlaki, którymi równo 129 lat temu podążał stryjeczny pradziadek Bartka - Bronisław Grąbczewski.
Ten, który przeszliśmy prowadził przez łańcuch Piotra Pierwszego z doliny Raszt (wiodącej przez przełęcz Karamik do Doliny Ałajskiej) do Doliny Obichingoł.

Nie jechaliśmy Toyotą. Środkiem lokomocji był Lublin III w wersji autobus, Golf 2 (ze zmodyfikowanym zawieszeniem) oraz transport lotniczy.
Lublin przejechał bez żadnej awarii (poza wybiciem gum stabiliazatora) 14 000km, Golf o tysiąc mniej i miał trochę problemów z hamulcami na początku (o dziwo).

https://www.youtube.com/watch?v=TNK37_5Tg-s

Awatar użytkownika
sebastian44
Posty: 2141
Rejestracja: 01 lis 2009, 18:23
Auto: była BJ73, była KZJ95, aktualnie TRJ120
Kontakt:

Re: Szlakiem Bronisława Grąbczewskiego 2018

Post autor: sebastian44 »

[MOD] Ciach w prowokacje. Sorry ale nie będzie tu (źle pojmowanej) demokracji.

PS. A tak serio super wyprawa, fajny pomysł, zazdroszczę ;) Fajnie też że się z nami podzieliłeś materiałem a nie tak jak niektórzy tylko krytykują nie dając nic od siebie.

PPS. Zdradzisz jak długo trwał cały wyjazd?

Awatar użytkownika
luk4s7
Moderator
Posty: 3385
Rejestracja: 15 gru 2013, 23:32
Auto: Kiedyś znowu pewnie LC
Kontakt:

Re: Szlakiem Bronisława Grąbczewskiego 2018

Post autor: luk4s7 »

Sebastian, ja Cię uprzejmie proszę żebyś nie prowokował. Niepotrzebna kolejna gównoburza.

Wyprawa również mi się podoba. Przygoda i o to chodzi!
Ciekawe że Lublin tak dobrze dał radę. Czy po prostu Golf był w gorszym stanie technicznym na starcie?

[MOD] Będę teraz ciachał pojedyńcze posty. Zadam sobie ten trud aby gównoburze ubijać w zarodku czy komuś się to podoba czy nie.

Kajtek z Golfa
Posty: 77
Rejestracja: 19 lis 2018, 19:22

Re: Szlakiem Bronisława Grąbczewskiego 2018

Post autor: Kajtek z Golfa »

Golf był po tradycyjnym przeglądzie. W sumie nie doszliśmy, co się stało. Blokowały się przednie hamulce, grzały piasty, wysypały łożyska. Ledwie po 400km. Problem towarzyszył uparcie, niemalże do końca górskiej części wyrypy. W Pamirze praktycznie nie używałem hamulców.
Start przewidziany był na 14.08. Ostatecznie auta ruszyły dwa dni później. Wyrypa zamknęła się w 5 tyg. W tym tydzień akcji górskiej z finałowym podejściem na 5-tkę z wspaniałą panoramą na jez. Karakul, Góry Zaałajskie i Pamir Centralny.
https://www.youtube.com/watch?v=KI5NXeqY5yI

Z Dziennika Wąskiego.

Szukasz przygody?
El wpajał mi to 10-tki razy... Zabieraj ludzi na stopa.
Gdzieś między Samarą a Penzą, mija druga w nocy. Już dwa razy wyłamałem się z zasady. Pierwszym był jakiś młodzian, drugim starzec... Jestem zmęczony, mam 21 lat, studiuję astronomię... Nie umiem... No dobra! Jak się teraz ktoś pojawi, to... Stoi jakaś kobiecina z siatami, z chustą na głowie i macha.

Normalnie bym stanął i poszedł w kimę ale teraz nie wypada. Jezuuu! Blisko trzecia nad ranem i stop z babą... Niech tam. Załatwię to w try miga, niech El, wie, że ten... tego, itd. kurwa mać!

Podwiezie mnie pan 20km?
- Proszę, siada pani!
Boszzz, tylko miejsce muszę zrobić... Na siedzeniu pasażera armagedon, w nogach także... I jeszcze dwa arbuzy... Arbuzy jak telewizory - z Fergany. Też El kazał kupić i wieźć do Polski, no to wiozę. Kurde! Jeszcze wiadro z przyprawami... Siada pani!

Lekko siąpi. Ciemno. Nie potrafię określić wieku kobiety ale głos jakiś taki ciepły.
- Pan z zagranicy?
A tak. Z Polski. Z Tadżykistanu jadę, do domu już.
- To pan podróżnik?
Nie powiedziała - turysta. Powiedziała - podróżnik.
Pewnie dlatego, że wyglądam jak siedem nieszczęść.

Proszę tu mnie wysadzić i wskazuje wielkie nic.
- Tu, to znaczy?
Tutaj. Z drogi mam jeszcze 5km do wioski. Dziękuję bardzo!
- A gdzie tam! Pada przecież, poza tym... Mówi pani gdzie - podwiozę.
Nie trzeba, naprawdę!
- Proszę pozwolić!

Golf pływa mi po drodze w błocie po kostki albo i gorzej. Jadę w skupieniu, by nie stanąć, bo z jednej strony wstyd a z drugiej czarna dupa. Nie idzie zagaić. Kobita pracuje w barze. 14h dziennie ale nie narzeka. Bo co ma robić...?
Taa...
Pojawiają się jakieś mikre światła, zaczynają ujadać psy. Pomagam wysiąść kobiecie i nagle pytam ni stąd ni zowąd.
- A pałatkę u was w ogrodzie postawić mogę?
A zaczemu pałtatkę?
- No..., bo zmęczony jestem i po prostu bym się tu rozbił na nocleg. Niekoniecznie u was. Byle gdzie.
Ale zachodzicie do domu! Miejsca dostatek. Starszy syn w wojsku, młodszy w internacie. Miejsca wystarczy.
- ,Nie, nie... Nie chcę robić problemu!
Ależ to żaden problem! Zachodźcie!

Wchodzimy do ciepłego domu. Klasyk, z sienią. Prosto do kuchni. Wiera zapala światło, zdejmuje chustę i widzę... piękną kobietę! Sprawnie rozpala ogień pod kuchnią i uśmiecha się do mnie.

Po kolacji pijemy czaj z prawdziwego samowaru. Kipiatok wrze na węglu, na górze czajniczek z naparem z czarnej, aromatyzowanej kwiatem róży herbaty. Do tego łyżeczka cukru... Magia...

Wiera ma 36 lat. Pierwszego syna urodziła mając lat 16. Drugiego cztery lata później. Mąż - pijak, zginął w wypadku drogowym, który sam spowodował, kiedy młodszy syn miał 5 lat...
Wygląda na moją rówieśniczkę...

Przeciągam rozmowę, ile mogę... Jestem tą kobietą zauroczony. Ona też nie lgnie się do łóżka. W końcu jednak wstaje i szykuje czystą pościel dla mnie.
Jutro sobota. Wiera ma wolne ale ja muszę jechać. W poniedziałek mam poprawkowy egzamin w Warszawie. Tam muszę... Nic nie muszę!

Łapię Wierę odruchowo za dłoń, że niby poduszkę chciałem... Potem dotykam ust...

Wiera budzi mnie o 6-stej. Przyciągam ją do siebie. Chcę z nią tak trwać bez końca. Poddaje się szepcząc do ucha.
- Cymek... Ale ja nie jestem taka...
Cicho kochana... Cicho. Nie mów nic.

Pije kawę i patrzę na Wierę. Czuję się, jakbym z nią przeżył pół życia.
I tak wiem, że przeciekło mi ono przez palce strumieniem. Taka konkluzja najmłodszego uczestnika tej wspaniałej wyrypy!
Dalej nie jestem pewien, co mam w tym życiu robić, ale już wiem, czego nie powinienem.

Awatar użytkownika
luk4s7
Moderator
Posty: 3385
Rejestracja: 15 gru 2013, 23:32
Auto: Kiedyś znowu pewnie LC
Kontakt:

Re: Szlakiem Bronisława Grąbczewskiego 2018

Post autor: luk4s7 »

Łooo... ale historia - podróżnicza, romantyczna przygoda... :) Pojechałbym!

Kajtek z Golfa
Posty: 77
Rejestracja: 19 lis 2018, 19:22

Re: Szlakiem Bronisława Grąbczewskiego 2018

Post autor: Kajtek z Golfa »

Z Pamiętnika znalezionego w koszu.

To już nasze ostatnie, wspólne chwile w Pamirze.
Z Cichym za pilota parkujemy Golfa przed pierewałem Akbajtał. Czekamy na Lublina.
Senni, niewyspani w oczekiwaniu przymykamy oczy....

Słyszę warkot silnika, trzaśnięcie drzwiami. Nawet nie patrzę w lusterko... Pukanie w szybę, w której pojawia się jakaś obca twarz.
- Wszystko u was w porządku?
Tak, wsio w pariadkie.
Nie chce nam się z Cichym nawet ruszyć ramieniem.
Kolega (wyraźnie mundurowy) odchodzi ale po chwili puka ponownie.
- A stakana wypijecie?
Patrzymy po sobie z Cichym i jak jednojajowe bliźniaki meldujemy chórem: KANIESZNA!

Akcja nabiera tempa.
Zaparkowała za nami Toyota Surf z czterema urzędowymi osobnikami. W dłoni naszego kolegi ląduje flaszka, w drugiego szklanka, trzeci sięga po puszki z tuńczykiem i chleb, czwarty po baniak z... gulaszem.
Co tu się wyrabia?!:)

No to za... waditieli ordynuje przyjmując pierwszy służbowy "kieliszek". Wszyscy wybuchają śmiechem. Rusza górska kolejka. Połowa 0,7 znika w mgnieniu oka.
No, to za przyjaźń! I mamy po pierwszej flaszce. W tym momencie nadjeżdżają Lublinem nasi.
- Co tu się dzieje?! Oblizuje się Fazik. Nic o nas bez nas! I szybko wyciąga flaszkę z wozu.
Niet, niet Druzja! Zostawcie sobie wódkę na później! My zapraszamy!

Impreza rusza w najlepsze tym bardziej, że dołącza druga, służbowa Toyota. Chłopaki - kawał chłopów, komandosi jacyś czy cuś.
Nasi zgarnęli Lublinem na stopa parę Rosjan ale ci odmawiają wódki.
- To chyba nie Ruskie, konstatuję i wojacy ponownie wybuchają gromkim śmiechem.
Gulasz jest pyszny, wódka wchodzi bez mydła, od razu z Cichym dostaje,my wigoru. Nikt nie wylewa za kołnierz. Robi się cudnie wesoło.

Po półgodzinie kończymy imprezę. Służba nie drużba! W ruch idą niedźwiedzie. Żegnamy się wylewnie we wspaniałych nastrojach.
Jeszcze tylko podpisy na Golfie i wojacy ruszają dalej, kontrolować teren.

Oni odjeżdżają, pojawia się niemiecka Austryjaczka (albo odwrotnie) na rowerze. Pizga zdrowo a ona w króciutkich spodenkach, czerwona na każdym skrawku nagiego ciała jak burak.
Wszystko pięknie, tylko widelec nie w tę mańkę do kierunku jazdy, co należy. Dostrzega to Słodki i szybko koryguje błąd.
Tak jej złożyli na lotnisku w Duszanbe rower i z tą ch... geometrią pokonała nieświadoma ponad 1000km...
Piękne, co...?:)

Awatar użytkownika
luk4s7
Moderator
Posty: 3385
Rejestracja: 15 gru 2013, 23:32
Auto: Kiedyś znowu pewnie LC
Kontakt:

Re: Szlakiem Bronisława Grąbczewskiego 2018

Post autor: luk4s7 »

30min dla których warto żyć! Fajna historia. Człowiek jest najważniejszy. Szkoda że politycy nie podzielają tego poglądu...

A pani na rowerku to z choinki się urwała? Pierwszy raz siadła na pojazd że nie zauważyła takiej przypadłości?

Awatar użytkownika
Mirekk
Klubowicz
Posty: 665
Rejestracja: 12 wrz 2017, 21:46
Auto: KZJ95, A6 Allroad
Kontakt:

Re: Szlakiem Bronisława Grąbczewskiego 2018

Post autor: Mirekk »

Kto potem prowadził? Ten, który pił najmniej?

Awatar użytkownika
plum76
Klubowicz
Posty: 2127
Rejestracja: 10 gru 2009, 16:04
Auto: UZJ40
Kontakt:

Re: Szlakiem Bronisława Grąbczewskiego 2018

Post autor: plum76 »

Te opisy są gdzieś w jednym miejscu czy przez relacje FB trzeba się przekopać?
Paweł

Wysłane z mojego C6603 przy użyciu Tapatalka

Kajtek z Golfa
Posty: 77
Rejestracja: 19 lis 2018, 19:22

Re: Szlakiem Bronisława Grąbczewskiego 2018

Post autor: Kajtek z Golfa »

Mirekk pisze:Kto potem prowadził? Ten, który pił najmniej?
Nie. Ci sami kierowcy, ktorzy de facto wypili najwięcej.
plum76 pisze:Te opisy są gdzieś w jednym miejscu czy przez relacje FB trzeba się przekopać?
...
Wstawiałem linka na forum Afry. tam jest najwięcej w kupie. Na fejsie nie ma Wąskiego.

Zasadniczo temat ruszył w czerwcu 2007, kiedy zgadaliśmy się z Karpiem. Rzuciłem pomysł.
W październiku skontaktowałem się przez Ponckiego z Bartkiem Grąbczewskim. Ten poznał mnie z Adamem Pleskaczyńskim - współautorem świeżo wydanych Podróży nieodkrytych obejmujących owoc trzyletniej pracy z przekopaniem archiwum Towarzystwa Geografucznego w Petersburgu.
Tam Adam natrafił na dziennik z podróży do Kafiristanu (Grąbczewski nigdy tam nie dotarł) z lat 1889-90. Trasa została szczegołowo opisana (w książce powyzej) a ja w prezencie dostałem nigdzie dotąd niepublikowane mapy kreślone samą ręką Bronisława.

Na listopadowym Biesowisku dogrywamy udział i zamykamy listę uczestników.
31.12 wybiegam na stadion... Przez 5 m-cy intensywnie trenuję, całkowicie odstawiam alkohol. W marcu spotykamy się na obowiązkowym szkoleniu lodowcowym. Okazuje się, ze Bartek ma lęk wysokości ale się przełamuje i szkolenie (pod okiem Maćka Stańczaka) kończy.
Ekipa wpłaca bezwrotne wpisowe i powoli odlicza dni do wyjazdu.

Równolegle kończy się czteroletni remont Lublina. Temat na osobną opowieść.
Barterk ląduje w TVP ale zjadda go trema, bo to skromny chłopak jest.

Sama wyrypa jest niesamowitym zjawiskiem. Tworzymy monolit. Wszyscy sie wspierają. Mucha nie siada.
Kazachskiego celnika wyrywa z butów, kiedy między lasem wszelkiego rodzaju szpeju odkrywa reduktor na pace z dwonma wałami.
- Co to jest?!
Zapcziasti.

Z Dżigartal lata się np. helikopterem pod Pik Komunizma. Lotnisko, jak lotnisko.
- Szukamy placu na kimę.
Parkujcie na płycie.
- Na lotnisku?
Dzisiaj nikt nie lata. Nie ma prabliema!
Zdaje się, że wszystko na trzeźwo, co wzbudza pewien niesmak ale... cha, cha:D
Jakoś nie mamy szczęścia do pedalskich wycieczek.

https://www.youtube.com/watch?v=PO_QtfMnWfk

Kajtek z Golfa
Posty: 77
Rejestracja: 19 lis 2018, 19:22

Re: Szlakiem Bronisława Grąbczewskiego 2018

Post autor: Kajtek z Golfa »

luk4s7 pisze: A pani na rowerku to z choinki się urwała? Pierwszy raz siadła na pojazd że nie zauważyła takiej przypadłości?
Pani na rowerku parła do przodu nie zwracając uwagi na takie detale. Nawet stakana wypiła:)

Ale spotkała nas większa radość dzień wcześniej. Spotkaliśmy parę rowerzystów z Polski - Krzyśka i Adelę... 100 tygogni równe w podróży... NIEWIARYGODNE! Super para. Sprawilismy im naszą obecnością ogromną radość. No trza było sięgnać do lodówki i flaszka czystej berbeluchy poszła migiem. Adela nie wylewała za kołnierz:) Nie opuściła żadnej kolejki a było ich najmniej 5.
Oczywista musieli się podpisać na Golfie...

Taka juz moja tradycja. Od kilku lat podpisują się na nim wszyscy, których spotykam w drodze. Z tej wyrypy ostało się trochę wolnego miejsca na dachu ale niezawiele.
Golf wzbudzał wszęzie apluaz. Komendant rajonu darwazkiego podpisał się "tak jak na dokumentach".
- Wszyscy tu mój podpis znają! To wasza przepustka:)
Wiele było takich momentów...

O samym Grąbczewwskim, szlaku itp. wymodzę osobny post, był miał charakter edukacyjny:D I mazeniak skorzysta.
Muszę swpomnieć słów kilka o Maxie Cegielskim i jego Wielkim Graczu. Mozna sobie wygóglać film z wywiadem i opowieścią o książce i jego wyrypie śladami Bronisława Grąbczewskiego.
Otóż uważam, że my dochowalismy znacznie więćej staranności w przygotowaniu wyprawy, dotarciu do źródłowych materiałów itp.

Tymczasem Lublin i Golf...
https://www.youtube.com/watch?v=0nr12OVFT50

mazeno
Posty: 110
Rejestracja: 22 maja 2012, 20:31

Re: Szlakiem Bronisława Grąbczewskiego 2018

Post autor: mazeno »

>> Kto potem prowadził? Ten, który pił najmniej?
> Nie. Ci sami kierowcy, ktorzy de facto wypili najwięcej.


no, w rzeczy samej - fajna historia.
nic tylko przyklad brac.

Kajtek z Golfa
Posty: 77
Rejestracja: 19 lis 2018, 19:22

Re: Szlakiem Bronisława Grąbczewskiego 2018

Post autor: Kajtek z Golfa »

Nie dla psa kiełbasa:D
A jednak się kręci.

Kilka ująć z alkowy:
https://www.youtube.com/watch?v=P2cV3EblH-I
https://www.youtube.com/watch?v=UQ9ODlT_mrk

Zabraliśmy ze sobą 15l likieru podlaskiego, idealnego środka do dezynfekcji. Taką rolę najepeij wypełnia alkohol 60% absolutnie nie spirytus.
Nasze żołądki dlugo opierały się obcej florze dzięki temu.

Likierem zdjęciliśmy z posterunku Batyra - "sędziego pokoju" z Dżigartal. Spotkaliśmy się pierwszy raz nad jeziorem Zielonym, miescem startu do Szlaku nr 1, prowadzącego doliną Karaszury wzdłuż łańcucha Gór Piotra I, do pierwszego biwaku w okolicach uroczyska Kulika.

Bartek z kuzynem wypełnili pierwszy punkt programu czyli zidentyfikowali kadr ze starej fotografii pradziadka sprzed 129 lat. Fajny moment dla nich i dla całej ekipy. Coś w rodzaju duchowego przeżycia. Celebrowali tę chwilę we dwójkę, my zaś w tym czasie z Cichym, Karpiem i Fazikiem wspięliśmy się na górę otwierajacą wspaniałą panoramę płaskowyżu Tupczek i dwóch dominantów - Piku Siewiertsowa i Tyndal.

Obrazek
Jezioro Jaszyl Kul (zielone). Zdjęcie z archiwum Bronisława Grąbczewskiego.

Obrazek
129 lat później.

Pogoda tego wieczora była pod psem ale ubogacę obraz panoramą sprzed lat 6-ściu, z wyrypy z Czystym Benkiem, kiedy to pierwszy raz wizytowałem wspomniany płaskowyż. Wtedy Patrolem:)

Obrazek

Kajtek z Golfa
Posty: 77
Rejestracja: 19 lis 2018, 19:22

Re: Szlakiem Bronisława Grąbczewskiego 2018

Post autor: Kajtek z Golfa »

Z Dziennika Wąskiego.

Słuchaj Wąski... Ja tego do końca nie rozumiem. Karpiu od razu powiedział, że będą z tego nici a Fazik utkał z tego prawdziwy, wełniany sweter....
Taki razgawor w Golfie z jego kierownikiem, gdzieś na płaskowyżu...

Właściwie koło zapasowe.
Opowiadam to staremu, on na mnie patrzy i... nalewa sobie kieliszek.
- Nie krępuj się...!

No więc, to było tak.
Wał crystan.pl (nóweczka na zamówienie) okazał się krzywy jak banan. Ten łączący reduktor z tylnym mostem... To było jeszcze poza mną... Fazik na 24h przed wyjazdem podejmuje decyzję, by Lublina przywrócić do... stanu fabrycznego.
- Bo to się nam po drodze to rozpier... A trza jechać minimum te 80km/h.
To się dzieje naprawdę...

Zastanówmy się nad logistyką, bo akurat jest wtorek w południe a dnia następnego jest święto (15 sierpnia). Potrzeba fantów!
Te zostają namierzone w... Strykowie na szrocie lublinowym. Przy okazji Fazik "zamawia" oryginalny tunel i lepsze śmigła do chłodzenia.
Cichy startuje z Radomska do Strykowa, stamtąd w opolskie, gdzie na przeciw wyjeżdża mu Karpiu i przejmuje fanty.
Mamy wtorkowy wieczór.

Nocą Lublin wraca do starych szatek. Rankiem dopieszczany jest system chłodzenia. Chłopaki (Fazik i Karpiu) po wypiciu stu piw... No może 105-ciu padają na ryj i idą spać.
Wieczorem kładą kafelki na podłodze i coś tam jeszcze. Maurycy rzeźbi kuchnię w drewnie z litego dębu. Fantazyjne wzory (liście laurowe chyba), system zawiasów XIX-wiecznych w oryginale i inne takie cuda cudeńka. Każdy ma zajęcie.

Zaraz potem startują na Wschód, zabierając Cichego i Bartka po drodze, gdzie Fazik we W-wie na ulicy wymienia tarcze hamulcowe i tak długo weryfikuje sprawność działania układu, że w końcu mucha zdycha w locie.

I to słuchajcie... jedzie! Sunie ta fleche 5000km i gdzieś na rogatkach Duszanbe Fazik ordynuje pit stop.
Cały majdan ląduje na zewnątrz a z luków naszej torpedy wyciągamy... reduktor i dwa wały!
Pamiętam minę kazachskiego celnika, kiedy wywalaliśmy wszystko przed rentgenem i ujrzał na podłodze nasz zestaw...
- Co to jest...?!
Zapcziasti...

Znajdujemy kanał na stacji paliw wieczorem. Wymagana jest zgoda kierownika, którego nie ma. Dzwoni do niego ochroniarz...
- Chłopaki robią serwis. Montują... nowe auto! Mówią, że zajmie im to chwilę.
Ok.

Fazik wchodzi w trans. Karpiu i Bartek działają jak automaty. Kubica chciałby ich mieć w Williamsie, gdzie pracuje kuzyn mego ojca.
Ale... Stelaż podpory nie pozwala włożyć reduktora! Trza go przyciąć... blacha 6-stka... Jest brzeszczot na szczęście ale trzeba nim bardzo delikatnie operować. Do akcji wchodzi El, który przez 6-mcy z grubasa zrobił z siebie atletę (codziennie rano na wyrypie 150 pompek plus na finał po 20 jeszcze na jednej ręce!
Wyklucza go Fazik:
-El, ty upier... brzeszczot chwila moment! Ściągaj olej z mostu!

Piłują: Fazik, Karpiu i Bartek na zmianę... Całe 2h!
Karpiu, w czym mogę pomóc?
- Nie przeszkadzaj!
Cichy ordynuje zatem robotę przy kolacji. Dzisiaj ziemniaki w warzywach plus peklowany gulasz Maurycego!
Jedziemy z El`em po produkty.
Bez problemu kupujemy worek ziemniaków, kilka kilo marchwi, cebuli i bladej papryki.
- Weź Wąski jeszcze 30 piw i 2l wódki... Nie... Trzy! Ciężko pracują chłopy i głupio by było, by zabrakło.

Znam już możliwości tej załogi, więc wykonuję polecenia bez szemrania.

Jak przyjeżdżamy Alik na linie w środku Lublina przytrzymuje reduktor. Trza się spieszyć z kolacją, chłopaki finiszują!
Do szybkowara smalec ze skwarkami, full ziemniaków, pokrojona w słupki marchew i w kosteczkę cebula. Jak El ekspresowo szatkował cebulę (sic!)... Kurde, jak w kitajskiej kuchni!
Papryki nawet nie opierał o deskę (tu całusy dla Izeczki gołąbowej- od El`a i Karpia!)...
Kiedy zdejmujemy szybkowar z gazu chłopaki dokręcają ostatnie śruby...

Jestem w szoku... Teraz już jestem pewien, że ta wyprawa nie ma prawa się nie udać... Wszyscy, jak jeden wykonywali polecenia Fazika i szefa Kuchni - Cichego bez mrugnięcia okiem.
Jemy, walimy stakany jeden za drugim... Zalegamy na "tapczanach". Tak się nazywają te ichnie łoża do siedzenia po tadżycku. Teraz już wiecie, skąd polskie tapczany
Skąd się na nich wzięlismy...? Ano do zaprawki przylegała... knajpa
Polegliśmy około trzeciej, może czwartej nad ranem...

Miny pań "kelnerek" o 6-stej rano - bezcenne. Tylko Maurycego się przestraszyły, bo wygląda jak Afganiec.

Niestety, przy kolejnej akcji w Biszkeku, kiedy to znowu wracał stan fabryczny już mnie nie było. Podobno operacja trwała chwila moment... Nie było sensu gotować... Ledwie po kilka stakanów padło...


Metamorfoza Lublina.

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Kajtek z Golfa
Posty: 77
Rejestracja: 19 lis 2018, 19:22

Re: Szlakiem Bronisława Grąbczewskiego 2018

Post autor: Kajtek z Golfa »

Z Dziennika Wąskiego.

Suplement.
Wzruszenie - etiuda pierwsza.

Idziemy doliną Karaszury dzielącej łańcuch Gór Piotra Pierwszego na część zachodnią, niższą, ku której zmierzamy i wschodnią - za naszymi plecami, której sercem jest ponad 70 szczytów przekraczających 5000m a 12 - 6000 z Pikiem Moskwa (6875m) na czele.
Po lewej, na wyciągnięcie ręki - chowają się w chmurach, dominujące: Pik Agasus i Siewiercowa.

Spakował mnie Karpiu, wszystko posprawdzał, ustawił i podociągał paski:
- No... Wąski... Elegancko! Teraz maszeruj i głośno krzycz: niech żyje nam Wołodia Ilicz!
Nie mam tylko kijków, ponoć nieodzownych dla ochrony stawów ale ja nigdy z nich nie korzystałem więc...
Wcześniej kierownikowi nakłamałem, że zszedłem całe Tatry wzdłuż i wszerz a tak naprawdę najwyżej byłem na Tarnicy i to z rodzicami z jakie 10 lat temu...

Dzień 1.
Trochę mnie przydusza (wysokość) ale idzie mi się nad wyraz lekko. Trzymam tempo El`a, który idzie pierwszy. Rozmawiamy o Grąbczewskim. El tłumaczy mi "okolicę" jakby tu mieszkał. Jest fantastycznym przewodnikiem. Okazuje się, że wizytował tutejsze, letnie pastwiska wcześniej, ledwie kilka kilometrów dalej na wschód. Biwakował nad jeziorem Chary Kul, gdzie rozpoczyna się ogromny płaskowyż z jednej strony stromo spadający do doliny rzeki Muksu (zbierającej wody z lodowca Fedczenki) z drugiej otwiera się na dolinę, którą obecnie idziemy.

Zmierzamy do uroczyszcze Kulika. Cha, cha... Z każdym kilometrem coraz bardziej jednak odczuwam trudy marszu, czego zupełnie nie widać po reszcie ekipy.
Dzisiejszy etap, to 15km. Pod koniec dnia tempo spadło z mojego powodu znacznie, niedomaga też Alik - kuzyn Bartka -"Grąbczewski Duży". Coś mu się dzieje ze stopami.
Rozbijamy się na nocleg i kontestujemy obolałe części ciała.
Alik prezentuje okazałe pęcherze,symetrycznie rozłożone na podeszwach stóp.
Rany Julek... W życiu takich nie widziałem! Są ogromne. Wina nowych butów. Nie udało się ich Alikowi rozchodzić. Po prostu ordynował zbyt krótkie marsze przygotowawcze (dzisiaj to wiem). Wysłuchałem przy okazji całej teorii rozchodzenia butów i jest to kawałek praktycznej wiedzy!
Dużo bardziej doświadczony w temacie Cichy również nabawił się otarć kontestując buty krótko:
- Nie polubimy się chyba...
Ostatnio (kilka lat wcześniej) zdobywał w nich Kazbegi ale czas robi swoje. Stopa z wiekiem się rozbija (taki dzisiaj mądry jestem) i trza numerację butów weryfikować. Słodki (dołączył w drugim etapie wyprawy) uważa, że co 10 lat powinniśmy weryfikować buta. Notuję więc w mózgu, co następuje

Na same pęcherze są dwie teorie. Alik potwierdzi słuszność. Na jednej stopie przykleja żelowe plastry,na drugiej pęcherze przebija i zostawia.

Dzień 2.
Wstaję jak z krzyża zdjęty... Nie mam apetytu, trochę ćmi głowa (3000m), zakwasy wszędzie, najgorsze na barkach. Nie jestem wstanie dotknąć "kaptura". Przygryzam wargi. Na śniadanie piję kawę, nic stałego nie jestem wstanie. Karpiu każe mi coś zjeść, bo "wydechniesz na podejściu, które nas czeka". Ratuje mnie El robiąc koktail na bazie wody, izostara w proszku,mleka w proszku i białka serwatkowego WPC-80. Wmuszam w siebie solidny kubek o wskazanej treści, nawet to smakuje...
Alik na dzisiaj zakłada... sandały i nie jest to głupie rozwiązanie.

Pierwszy problem do rozwiązania: przeprawa przez Karaszurę. Problem się rozwiązuje sam. Przy hutorze Kulika czeka na nas mostek. W samym hutorze napotykamy Kirgiza z Dżigartal. Z mocnymi papierami, jak się okazuje. Polują tu na kozły. Są tu ich dwa rodzaje. Powszechny Kiik i Archar pod ochroną. Polują naturalnie na oba. Mięso tego drugiego wyborne... Przekonamy się o tym osobiście niebawem.

Tymczasem popiwszy czaju przekraczamy Karaszurę i rozpoczyna się podejście uroczyskiem Tupczek... 400m w pionie i to prawie dosłownie! Szybko przeliczam to na wieżowce. 400m dzielone przez 28... Matko Boska...
Karpiu wspina się w abstrakcyjnym tempie. Za nim Cichy i El. Ja idę z Alikiem i Bartkiem, który świadomie zamyka peleton.
Wspiera kuzyna, który walczy z bólem jak gdyby nigdy nic.... Żeby mnie tylko coś podobnego nie spotkało! Rzuciłbym się do Karaszury z miejsca!

Trójka liderów osiąga wzniesienie w niespełna godzinę! Mnie to zajęło 2,5 ledwie trzymając tempo Alika,który siłą rzeczy w sandałach szedł wolniej na tak niestabilnej, stromej ścieżce.
Kierownictwo na górze ordynuje znalezienie osłoniętego noclegu w sąsiedztwie jakiegoś strumienia i na dzisiaj chwacit. To ukłon w stronę"cierpiących". Padam w namiocie jak kafka. Na kolację budzi mnie Karpiu:
- Masz i jedz. Sił nabieraj, bo... wstanę!
Normalnie się wzruszam po raz pierwszy. Kocham kierownika naszego!

Dzień 3.
El:
- Dzisiaj czeka nas krótki dzień. Przeprawimy się przez Zurazamin i rozbijemy na początku doliny prowadzącej pod Gardani Kaftar. Nie ma sensu pchać się dalej. Wyjdzie z jakie 8km.
Program przyjmuję z ulgą.

Przez Zurazamin w czasach Grąbczewskiego chodziło się mostem śnieżnym ale w hutorze Kirgiz wspominał coś o moście kamiennym. Mieliśmy o niego dopytać na płaskowyżu Tupczek ale okazało się, że tutejsi Kirgizi praktycznie nie mówią po rosyjsku, tym bardziej, że głównie trafialiśmy na młodych.Jednym słowem nie ustaliliśmy nic ale nic to.
Do przeprawy prowadzi wyraźna ścieżka i widać jej kontynuację po drugiej stronie rzeki.

Zurazamin w południe tłoczy ogromne masy wody w szalonym tempie. Budzi to we mnie grozę. Każdy metr w dół potęguje zjawisko....
Dochodzimy na skraj ścieżki bardzo szybko (schodziliśmy w dół) pokonując różnicę wzniesień ze 300m.
Dochodzimy i dupa... Zwężenie idealne na most śnieżny ale mostu nie ma. Gorzej, że kamiennego również...
Karpiu schodzi do koryta rzeki i testuje możliwe brody. Taki malutki człowieczek w obliczu żywiołu... Symbolika pełna.
Robi krok do pół uda w wodzie i ta nagle go porywa!
Rzuca Karpiem jak piłką! Rany boskie! Na szczęście rzuca go na kamień, którego się Karpiu kurczowo chwyta. Wszystko z plecakiem...
W dół szybko rusza Cichy i El ale kierownik wychodzi cały z opresji sam.

Spotykamy się wszyscy na dole i szukamy owego kamiennego mostu. Nic z tego... Nawet najmniejszej szansy na przeprawę. Cichy wypatrzył wcześniej z Karpiem kilka głazów tkwiących w korycie rzeki i tylko one dają szansę przejść rzekę suchą stopą ale...?
Ale trza teraz wrócić na górę i zrobić trudny trawers przez dwa żleby.
Dopiero teraz widzę to, czego nie widziałem przy zejściu do koryta rzeki... STROMIZNY! Ponad 70% nachylenia ale to nie wszystko... Schodzimy ze ścieżki i brniemy przez gąszcza Ho. To taka kolczysta endemitka, połączenie jeżyny z różą. Nie jestem wstanie bez kijków przez to iść, nie raniąc się dotkliwie...

Podchodzi do mnie El i odstępuje swoje kijki.
- Ale...
Wyreguluj je sobie pod swój wzrost. Mamy lewy trawers, więc lewy kijek sobie nieco skróć.
- Ale...
Ee tam... Nie lubię kijków... Są dla pedałów! Cha,cha.

El znika w jakimś kosmicznym tempie, chwytając się na zmianę Barszczu Sosnowskiego i Ho... Masakryczna mieszanka zieleniny...
Pierwszy pokonuje pierwszy żleb, potem puszcza przodem Karpia i Cichego, którzy szybko znikają mi z pola widzenia. El zostaje,jako łącznik optyczny. Jak to dobrze, bo mnie ogarnia przerażenie. Jest już tak stromo, że boję się o każdy krok. Jeden błąd i lecisz w kilkusetmetrową przepaść, kończąc w rwącym nurcie Zurazaminu...

Równolegle Bartek wspiera Alika, który musiał założyć buty, bo w sandałach tu iść niepodobna. Wbijasz stopę w zbocze usypane drobnym piargiem jak na lodowcu...I tak kroczek za kroczkiem. Alik zupełnie nie kontroluje stopy w bucie, która mu w nim po prostu pływa. Mi, całemu posranemu ze strachu nie wypada narzekać, dlatego odmawiam pacierz za pacierzem, obiecując sobie, że jak tylko to się szczęśliwie zakończy, to... Ale to się nie chce kończyć!

Staję przed żlebem i dostaję paraliżu. By ten żleb pokonać muszę jakby skoczyć z balkonu na balkon na 10-tym piętrze... Nie jestem wstanie... Uda mi drżą ale nie mam jak przykucnąć, oprzeć się...
- Dawaj Cymek! No dawaj kurwa mać!
Głos El`a jakby z tunelu jakiegoś...
El... Nie mogę! Nie mam siły...
- Rzuć mi kijki!
Nie wiem jak to zrobić! Opieram się na nich ostatkiem sił, na szczęście dochodzą Alik z Bartkiem. Bartek najpierw pomaga mi się przeprawić, potem wraca po Alika... Wzruszenie nr 2.

Siadam przy El`u... Ciężko oddycham...Boże jakbym ich teraz wycałował wszystkich! El klepie mnie po barkach... Dopiero teraz widzę, co widzę. Jego lewe przedramię jest całe we krwi, podobnie odsłoniętych dwoje goleni. Bartka golenie wyglądają podobnie, ramiona znacznie lepiej, bo szedł z kijkami.
- El...
Spoko, zwykłe zadrapania. To nie to, co spierdolić się na golasa w pokrzywy z drzewa.
Nie śmiem pytać o oparzenia barszczem... Wzruszenie nr 3.

Ruszamy. Jest trochę łatwiej ale jeszcze jeden żleb trza pokonać. El oddala się ekspresowo. Zatrzymuje się ponad 500/700m dalej, jako kolejny optyczny łącznik. Karpia i Cichego nie widać już od dwóch godzin. El kuca i czeka na nas. Dojście do niego zajmuje nam godzinę.
Ma dobre wieści. Chłopaki znaleźli coś, po czym da się przejść na drugą stronę rzeki. Tak zakładają...
Ja sobie nie wyobrażam innego scenariusza!

Po kolejnej godzinie docieramy do skraju wąwozu. Widzę ogromne głazy, które tworzą kamienny most. Co za ulga!
Jednak tylko do czasu, kiedy zsunął się po zboczu do nich Cichy... Wygląda przy nich jak Dawid przy Goliacie...
Teraz zaczyna się wspaniały spektakl! Muszę tak ten opis zacząć. Próby Cichego sforsowania/znalezienia drogi wzbudzają tak ogromne emocje, że trudno jest mi je teraz wyrazić. Na zmianę modlę się za niego, to przygryzam wargi albo zamykam oczy. Kiedy kolejny raz je otwieram, nie wytrzymując wcześniej napięcia - Cichy jest na środkowym głazie!
Hurrraaa!!!! Drę ryja ale nikt mnie słyszy!

Po chwili Cichy ląduje suchą stopą na drugim brzegu. Za nim Karpiu. El zostaje na pierwszym głazie. Dołącza do niego Cichy i Karpiu tworząc jakby łańcuch dla nas.
Ale trzeba tam jeszcze zejść. Z emocji nie zwracałem uwagi na ten "problem". To jak zsuwać się po balkonach zarośniętego wieżowca... Zajmuje mi to całe wieki. Tuż za mną schodzi Bartek z Alikiem.

To, co zastaję odcina mi całkowicie prąd. JAK CICHY TO ZROBIŁ?!! Jest mniejszy ode mnie o dobre 10cm a tu zasięg ramion i nóg ma kluczowe znaczenie! Puszczam Alika przodem. Też jest chłop zmęczony, styrany... Przyglądam się przeprawie.
Chłopaki już uzgodnili scenariusz. El, jako najsilniejszy (najcięższy) przyjmuje się na siebie opadające ciało Alika. To znaczy, Alik robi jeden krok do przodu, na ostatni mały kamień, z którego trza paść dłońmi/oprzeć się o kolejny - wielki głaz odległy o jakieś 1,20/1,30m...
Alik to kawał chłopa, podobnie jak ja. Utrzymać takiego z plecakiem nie jest lekko.
Alik pada, El chwyta go za ramię, przyciąga do siebie, w tym samym momencie Cichy chwyta Alika za plecak i...mamy chłopa szczęśliwego.
Teraz Bartek. Piękny dubel. Szczęśliwcy!

Kolej na mnie... Sytuacja się powtarza ale teraz, to już koniec... Naprawdę nie dam rady! Wtedy Bartek... wraca po mój plecak! Boże... Bartek Druhu! Wzruszenie nr 3.
Niby jest mi łatwiej ale kiedy robię ten pierwszy krok i widzę szalejącą wodę w wąskim gardle, to ponownie mnie paraliżuje. Nic do mnie nie dociera, dopiero stek przekleństw El`a!

Dobra, zbieram się! Robię krok, rzucam się rękoma na głaz i nagle... stopa mi się obsuwa na kamieniu, dłonie nie wytrzymują oparcia i lecę w dół!...
...moment wyświetla mi się życiorys. Znikam pod wodą i lecę nią porwany w czeluść ale... na czymś mnie zatrzymało! Coś mnie trzyma, jakaś zapora rozciągnięta między dwoma głazami! Zapora ma ręce! Ale ja nic nie widzę, to coś jest pod wodą!
- Trzymaj się kurwa!!! Jest dobrze! Trzymam cie!

Rany Boskie!!! To El!!!
Drę się w niebogłosy - trzymam się, trzymam!
- Postaw stopę na moim udzie i się odbij! Bartek przechwyci i
wyciągnie cie na brzeg. Na raz, dwa, trzy!
RAZ... DWA... TRZY!!!
Odbijam się i ląduje na Bartku! Jestem roztrzęsiony ale szczęśliwy.

Widzę teraz El`a rozpiętego między głazami po oczy w wodzie. Cichy z Alikiem szybko wiążą powertape cztery kijki w jeden "dyszel". Alik asekurowany przez Cichego podaje go El`owi. Ten się jego chwyta i zwalnia nogi (rozpięte w mega rozkroku). Zurazamin wyrzuca El`a w powietrze jak wichura styropian! Ale się El trzyma i chłopaki wyciągają go szczęśliwie na brzeg...

Teraz trzeba tylko jeszcze... powtórzyć manewr! Tym razem wykonuję szybko polecenia Karpia w jakimś amoku i chwila moment jestem na drugim brzegu. Nic z tego nie pamiętam!
Ot, znalazłem się na drugim brzegu i już.
Karpiu uśmiecha się do El`a:
- W życiu nie widziałem tak durnego zachowania! Trza mieć coś z czajnikiem nie tak! Trza było Wąskiego zostawić i wysłać sms-a Fazikowi, by se Wąskiego odebrał w Obichingoł a tak dalej mamy kłopot!

Przywołuje mnie Alik...
- Chcesz coś zobaczyć...? Strzeliłem 5 kadrów, by mieć jakąś pamiątkę z tej przeprawy. Padło na ciebie, cha,cha!
Wszystko jest jak na dłoni.
Kadr 1 - opieram dłonie o głaz.
Kadr 2 - odpadam ale... równolegle widać El`a skaczącego przede mnie!
Kadr 3 - znikamy pod wodą. Widać kawałek mojej czupryny.
Kadr 4 - wybicie.
Kadr 5 - lądowanie na Bartku.
Szkoda, że nie ujęliśmy El`a w locie z kijkami w dłoniach

Jeszcze to do mnie nie dociera, co się stało, poza krótką uwagą El`a:
- Kurwa... zgubiłem okulary...
To mnie przywraca do żywych. Wzruszenie nr 4.

- Dobra dzieci! Jeszcze się z tego wąwozu musimy się wydostać. Za 2h zajdzie słońce i nie wysuszycie fantów a mokre buty, to nie jest dobry pomysł na wycieczkę. Drugie, jest jasne, że nie ma drogi powrotnej. Tyle ode mnie, rzucił Karpiu ruszając szybko w górę.
Tych kilka pięter wspinaczki pokonujemy w kwadrans. Rozbijamy nieopodal,w osłoniętym od wiatru ogromnymi głazami miejscu. Do strumienia około 200m... Dobra miejscówka.

Karpiu wyciąga cytrynówkę i bierzemy po solidnym łyku.
- El... Jeżeli jeszcze raz usłyszę od ciebie: dzisiaj, to będzie krótki i łatwy odcinek, to... Wąski od razu ląduje w jakimś kolejnym "zulazula" bezdyskusyjnie.

Przełęcz Gardani Kaftar osiągnęliśmy dwa dni później. Oj działo się po drodze. Może nie tak ekstremalnie ale emocji było naprawdę sporo. W końcu pomyliliśmy doliny
Zejście do Langar w dolinie Obichingoł też z przygodami nie byle jakimi było. Łącznie z interwencją ratunkową dyrektora narodowego parku, któremu na ośle Dariuszu towarzyszył Słodki...

Ostatniej nocy na szlaku, niebo było na wyciągnięcie ręki. Przed wschodem księżyca, bez "cienia" jakiejkolwiek łuny pstryknąłem moim Wielkim Kolegom fotę...Tylko tak byłem im wstanie podziękować za wszystko, co dla mnie zrobili...

ODPOWIEDZ