KONNO do Laskowa

Moderator: luk4s7

Awatar użytkownika
MariuszS
Klubowicz
Posty: 1493
Rejestracja: 27 lip 2007, 10:56
Auto: LJ-79 na do?ywocie
Kontakt:

Re: KONNO do Laskowa

Post autor: MariuszS »

wista-wio pisze: jeśli w drodze nie będę miał problemów z zorganizowaniem owsa

Piotrze, a rozpowszechniłeś swój pomysł w środowisku jeździeckim (wzdłuż trasy rajdu)?
Jest mnóstwo stajni, klubów, pensjonatów dla koni itp...
Kolega "Misiek", który przybył na Campa pojedynczą HZJ-76 z Władywostoku, miał w każdym większym mieście zapewnioną asystę miejscowych klubów... :D
Gdybyś podążał np. przez kielecczyznę, to z pewnością mój Brat by Cię wsparł owsem, derką, i wiśniówką ;-)

Awatar użytkownika
wista-wio
Klubowicz
Posty: 697
Rejestracja: 05 lut 2009, 21:59
Auto: BJ42 3,4D / BJ42 3B / BJ45
Kontakt:

Re: KONNO do Laskowa

Post autor: wista-wio »

problem jest z tym że sam nie wiem jak pojadę na ile pozwoli mi droga ogrodzenia rzeki mokradła itp ... pozatym nie wiem jak długo pojadę i kiedy dotrę do danej miejscowości ... całą frajdą właśnie w takim podróżowaniu jest to że nic nie wiadomo a przygoda jest na kazdym kilometrze trasy . Koń daje nieprawdopodobną frajdę , ale ni jak z samochodem nie można go porównać to zupełnie co innego i w całej tej zabawie to właśnie on jest najważniejszy :mrgreen:
Dziękuję za zaproszenie w kieleckie ...wybiorę się tam chciałbym odwiedzić i przejechać szlak Langiewicza , zaglądnąc na Święty Krzyż , a może pojechać szlakiem Odziału Wydzielonego Wojska Polskiego majora Hubala ? pomysłów mam sporo :D serdecznie dziekuję

Awatar użytkownika
wista-wio
Klubowicz
Posty: 697
Rejestracja: 05 lut 2009, 21:59
Auto: BJ42 3,4D / BJ42 3B / BJ45
Kontakt:

Re: KONNO do Laskowa

Post autor: wista-wio »

Po 430 km tułaczki z moim koniem dotarłem do celu wszystko opiszę po powrocie., moze kogoś zaciekawi podróż koniem przez Polske

górol
Klubowicz
Posty: 1094
Rejestracja: 06 maja 2011, 10:05
Kontakt:

Re: KONNO do Laskowa

Post autor: górol »

wista-wio pisze:Po 430 km tułaczki z moim koniem dotarłem do celu wszystko opiszę po powrocie., moze kogoś zaciekawi podróż koniem przez Polske
Czekamy :!:

Awatar użytkownika
tomwar
Posty: 39
Rejestracja: 07 kwie 2013, 09:47
Auto: HDJ 100
Kontakt:

Re: KONNO do Laskowa

Post autor: tomwar »

wista-wio pisze:Po 430 km tułaczki z moim koniem dotarłem do celu wszystko opiszę po powrocie., moze kogoś zaciekawi podróż koniem przez Polske
Gratulacje !!

Gałka
Sąd Koleżeński
Posty: 4424
Rejestracja: 05 kwie 2007, 21:04
Auto: HZJ73 3w1
Kontakt:

Re: KONNO do Laskowa

Post autor: Gałka »

Brawo!
jak się ma KOŃ globtroter?

Remiołek
Posty: 2200
Rejestracja: 16 paź 2009, 00:25
Auto: VW T4 Syncro- Osio?ek, ale jak w domu si? czuj?
Kontakt:

Re: KONNO do Laskowa

Post autor: Remiołek »

Gratulacje ślemy za udaną realizację marzenia i czekamy na relację.

Awatar użytkownika
wista-wio
Klubowicz
Posty: 697
Rejestracja: 05 lut 2009, 21:59
Auto: BJ42 3,4D / BJ42 3B / BJ45
Kontakt:

Re: KONNO do Laskowa

Post autor: wista-wio »

coś tam zacząłem pisać takie wspominki ... jeśli zbyt nudzę to proszę powiedzcie :mrgreen: a ograniczę się do relacji :oops:
W dwa tygodnie po powrocie z Azjatyckiej wyprawy, powróciły do leśniczówki moje konie ze stajni Śląska i Opolszczyzny gdzie mieszkały podczas naszej nieobecności . Niby wszystko w porządku zadbane odkarmione , stajenni dbali o nie z należytym obowiązkiem i pietyzmem ale… jednak czegoś im brakowało… ich sierść nie błyszczała blaskiem słońca wdzierającego się przez okienka stajni, ich zapach był inny bardziej ostry drażniący, a i one same niepewne podenerwowane przestępowały z nogi na nogę w swoich boksach. Nie bały się mojej obecności nie uciekały od mojej ręki, wręcz przeciwnie starały się jak największą powierzchnia swoich wielkich ciał dotknąć mnie. Ich nozdrza opierały się o moje policzki buchając co rusz gorącym oddechem, który pozostawiał wilgotną skórę twarzy. Po mimo to widziałem w ich oczach, uszach obawę strach, ich ciche rżenie zatrzymywało mnie na godziny w stajni, czułem a nawet byłem pewny że bały się kolejnego rozstania, one tęskniły za swoimi kątami i za mną . To bardzo przejmujące gdy zwierzę okazuje mam swoje przywiązanie wyraża swoje uczucia mówi do nas, że ich dom jest tutaj i tutaj czuje się najlepiej – bezpiecznie. I wtedy właśnie postanowiłem , kolejną wyprawę odbędę z koniem , przyjacielem Denirem . Pojedziemy do miejsca w którym przeżyłem najwspanialsze chwile mojego życia , tam gdzie spędzałem cudowne rodzinne wakacje dzieciństwa , gdzie z czasem jako młody człowiek przyjeżdżałem z przyjaciółmi pod namiot . Zaraz po ślubie z kochaną Urszulą przeżyłem wspaniały tydzień miłości, a po kilku latach moje dzieci weszły w ślady mojego dzieciństwa, i dla nich Laskowo na zawsze stało się oazą spokoju i odpoczynku. Tam postanowiłem pojechać konno w siodle samotnie tylko ja i mój koń . Z pozoru zadanie wydawało się proste ; wyznaczam trasę pakuję konia i w drogę. Najtrudniejsza decyzja zapadła w marcu, wybór padł na Dopinga młody silny sprawny koń pełen energii . Jednak serce przemawiało za Denirem koniem na którym i z którym spędziłem wiele lat, znałem go i wiedziałem że jest zdolny do wszystkiego, że jest silny i dzielny jak żaden inny. Martwiłem się tylko jego wiekiem, dobiegał 19 roku życia i wszyscy wkoło przekonywali mnie że to już podeszły wiek, i nie warto męczyć go mając w boksie obok silnego 15latka. Ustąpiłem, w połowie marca rozpocząłem jazdy na Dopingu, trenowałem przede wszystkim siebie i próbowałem poznać konia który od kilku tygodni siodłany był sporadycznie . Doping to gniady rasowy wałach , który przez 11 lat był ogierem i krył kobyły w Lesznie . Początki były bardzo trudne podobne do tych przysłowiowych trącający groteską dowcipów , gdzie pot mieszał się z furia nerwów tłumionych po obydwu stronach siodła i walką godną gladiatorów z rzymskich aren . Ile razy wylądowałem na ziemi nie pamiętam ile razy tłumaczyłem patrząc w te mądre oczy mojego uparciucha nie pomnę , fakt faktem po trzech miesiącach byliśmy gotowi , tak mi się wydawało , mojemu konikowi chyba też bo pozwalał się siodłać przesiodływać i rozsiodływać, wiązać różne pakunki do swojego grzbietu a znosił to z iście stoickim spokojem .
Wyjazd zaplanowałem na 29 czerwca spakowany byłem już na dwa tygodnie wcześniej ale jak to zwykle bywa termin rozpoczęcia wyprawy spadał z dnia na dzień następny . Najpierw narada w pracy potem goście i moje imieniny a w końcu ulewny deszcz uniemożliwiający wyjazd i ruszenie w trasę , bo moknąć na starcie to już zupełna głupota silniejsza od chęci podróżowania w siodle a tak naprawdę to szkoda konia … ruszyliśmy zaraz po godzinie ósmej pierwszego lipca dokładnie w 28 lat po tym jak osiadłem i rozpocząłem moją przygodę ze Smolnickim lasem , niby nic ale zawsze rocznica. Pogoda była świetna, słońce niemrawo rozpędzało chmury wspomagane lekkim wiaterkiem idealnie na konną przygodę . Drobne kłopoty rozpoczęły się już na starcie w połowie drogi do Sośnicowic Dopingowi nie spodobały się słupki drogowe które za wszelką cenę chciał ominąć szerokim łukiem zatrzymując przy okazji dwa Tiry , pomyślałem że jak tak pójdzie a raczej pojedzie dalej to daleko nie dobrniemy . W myślach liczyłem pokonane kilometry przeliczałem na procenty zaplanowanej długości trasy . Cieszyłem się pogodą polami lasem i w tym nastroju pomyliłem drogi i zamiast wyjechać na leśnym dukcie prowadzącym do autostrady A4 my trafiliśmy na szeroki trakt kolei . Wylądowałem w samym środku torów które bardzo szybko zbliżały się do siebie tworząc jedno wielkie torowisko. Po obu stronach wysokie na 8-10 metrów skarpy ni jak wjazdu a po środku szeroka i długa niby studzienka cała wyłożona betonowymi płytami . Torami nie pojadę bo zaraz, znając szczęście wyprawowiczów przejedzie całe mnóstwo pociągów drezyn czy co tam jeszcze porusza się tym żelaznym traktem. Wolniutko przeszliśmy przez torowiska i ze sprawnością kozicy Doping wskoczył na skarpę pozostawiając obsypany piach i głębokie ślady kopyt . Klika kilometrów powłóczyliśmy się lasem, polem kukurydzy i w końcu jest tunel pod autostradą tuż naprzeciwko pałacu w Pławniowicach i zalewu . Moja germina wyświetliła wielkimi cyframi 25km czas na pierwszy popas. Rozsiodłałem Dopinga nasypałem do miski zboża i…
zdziwienie koń nie chce jeść nawet nie popatrzył na ziarno , zajął się nerwowym skubaniem trawy . No cóż stres pewno szybko minie pomyślałem zsypując owies z powrotem do sakwy. Robiło się coraz cieplej gdy wyjechałem z lasu na rozległe pola wsi Dąbrówka uderzył mnie żar zmieszany z zapachem dojrzewającego rzepaku słodko kwaśny zapach mieszał się i kotłował z dusznym powietrzem. Polna droga zamieniła się w wąski asfalt , najwyraźniej Dopingowi to nie bardzo się spodobało bo zwolnił tempa wpatrując się we własne kopyta. Tuż przy kościele wjechałem w stary park, trójka młodych ludzi wskazała mi drogę jak mamy przebrnąć przez liczne rowy i dopływy niegdyś pięknych stawów dziś rozległych wylewisk cuchnących gnijącą roślinnością. Coś nie bardzo dokładnie mi wytłumaczyli , pomyślałem cofając konia przed kolejną pułapka z rowów . Nie skończyłem jeszcze myśli a mój koń nabrał energii i animuszu . Zwróciłem głowę podążając za wzrokiem mojego przyjaciela . Tuż za mną stały dwa koniki a na nich na oklep siedziała poznana wcześniej młodzież . Z uśmiechem stwierdzili że pewno sobie nie poradzę z tym parkiem bo… bramy nikt nie otworzył a inny wyjazd jest niemożliwy i postanowili mnie odprowadzić do leśnego duktu prowadzącego do wsi Barut. Tuż pod lasem pożegnałem Majkę Maćka i małego braciszka który całą drogą podążał za nami co rusz dobiegając by zrównać się z nami i zapewnić mnie że jak urośnie to też będzie miał własnego konia . Po rozstaniu ruszyliśmy dalej w kierunku ,,Śląskiego Katynia,, - Polany Śmierci. Nieopodal miasteczka Jemielnica gdzie we wrześniu 1946 roku funkcjonariusze UB dokonali mordu na bliżej nie określonej ilości żołnierzy AK , WiN , NSZ (szacuje się około 200 osób) spędzając jeńców do stodoły, by po chwili odpalić ukryte ładunki wybuchowe… rannych dobijano strzałem z pistoletu. Na polanie pozostał duży drewniany krzyż przybrany katolicką stułą i tablica z krótką lakoniczna informacją , licznik kilometrów wskazał 54 sporo czas na odpoczynek.
Pierwsze obozowisko założyłem na polanie pod lasem przywiązałem konia pozostawiając go pośrodku gęstej soczystej trawy, rozpaliłem ognisko i przygotowałem sobie posłanie tuż obok Dopinga po godzinie przyjechała Ewa przywożąc mi i koniowi kolację . Ja swoją zjadłem z apetytem popijając kawą. Natomiast Doping martwił mnie coraz bardziej , w dalszym ciągu nie był zainteresowany owsem nie chciał nawet zbliżać do niego swojego pyska , skubał trawę ale w tym nie było nic z normalnego pasienia się… nerwowa chaotyczna walka z uwiązem a raczej ze swoimi emocjami, przez całą noc był niespokojny nerwowy. Od samego rana sytuacja nie wyglądała za dobrze z pozoru niewinne zaciągnięcie liną prawej tylniej pęciny w efekcie po 20 kilometrach zaowocowało opuchlizną i co gorsza koń zaczął kuleć… . Upał od samego poranka lał się z nieba , do tego wszystkiego pomyliłem kierunki i zanim się zorientowałem zdążyliśmy przejść około kilometra w przeciwną stronę. Leśny dukt zaprowadził mnie do miasteczka Jemielnica . Zbliżało się południe gdy wjechałem w otwartą bramę gospodarstwa prosząc o napojenie konia. Doping wypił dwa wiadra wody , a ja kawę i zostałem poczęstowany przez gospodynię drugim śniadaniem, od gospodarza w prezencie otrzymałem parę ostróg ujeżdżeniowych. W znacznie poprawionych humorach ruszyliśmy dalej tym razem ścieżka wiodła przez las do samego miasteczka Kolonowskie. Jednak coś było nie tak. Koń inaczej niż zwykle się zachowywał był niechętny , kłusować nie chciał z trudem utrzymywał kierunek. Zmęczenia na nim nie widziałem jednak czuć było rosnącą niechęć do współpracy. Z trudem dopełzaliśmy do miasteczka , w sklepiku kupiłem jabłka, bułkę, kiełbasę, zimną kolę. Wychodząc ze sklepu ścisnęło mi gardło …mój koń stał na trzech nogach , tylnia prawa była podkurczona i opuchnięta . Wyglądała jak noga słonia , natychmiast rozpiąłem ochraniacz i wprowadziłem Dopinga do cienia chłodząc mu obolałą pęcinę zimna wodą. W apteczce miałem jeszcze kilka tabletek naproksenu forte , podałem je koniowi nie przerywając masażu i chłodzenia zimną wodą. Po piętnastu minutach opuchlizna zaczęła ustępować , jednak koń kulał . Decyzja mogła być tylko jedna … po telefonie do mojego przyjaciela lekarza weterynarii zadzwoniłem do Asi , w cztery godziny później byłem z koniem w leśniczówce gdzie czekał już na mnie dr Wojtek z zastrzykami i lekami . Prawdo podobnie zaciągnięciem liną koń uszkodził sobie wiązania i torebkę stawową co przy dużym wysiłku w bardzo wysokiej temperaturze zaowocowało opuchlizną i bólem . W tym momencie myślałem że to koniec mojej przygody i po 80 kilometrach będę musiał się poddać, z pomocą przyszła Asia …Panie leśniczy przecież jest jeszcze Denir , powiedziała głośno to co całą powrotną drogę kołatało się w mojej głowie. Karinie z przejęcia i wrażenia wypadła z ręki szczotką , którą właśnie czyściła konia. Otworzyła usta by zacząć protestować bronić zwierzą , ale jej już nikt nie słuchał decyzja zapadła . Dalszą drogę odbędę na Denirze …widocznie tak musiało być pomyślałem dopowiadając; na tym koniu robiłem już wszystko , przejdę i te czterysta kilometrów.
Załączniki
Doping w tym momencie nic nie zapowiadało nadchodzących kłopotów
Doping w tym momencie nic nie zapowiadało nadchodzących kłopotów
P7010028.JPG (79,61 KiB) Przejrzano 6681 razy
młodzi towarzysze podróży :)
młodzi towarzysze podróży :)
P7010038.JPG (129,01 KiB) Przejrzano 6681 razy
Denir gotowy do drogi
Denir gotowy do drogi
484660_10201617571545796_1226628230_n.jpg (124,14 KiB) Przejrzano 6681 razy

Awatar użytkownika
wista-wio
Klubowicz
Posty: 697
Rejestracja: 05 lut 2009, 21:59
Auto: BJ42 3,4D / BJ42 3B / BJ45
Kontakt:

Re: KONNO do Laskowa

Post autor: wista-wio »

chyba troszkę za dużo pisaniny :mrgreen: a to dopiero początek ...to może fotka mojej autentycznej trasy jaką przemierzyłem z moim koniem :D
Załączniki
trasa naszego marszu :)
trasa naszego marszu :)
moja trasa konno do laskowa.jpg (114,43 KiB) Przejrzano 6660 razy

szelma
Posty: 127
Rejestracja: 23 gru 2011, 18:54
Auto: RAV4 2,0 , Hilux 2,5 d4d
Kontakt:

Re: KONNO do Laskowa

Post autor: szelma »

Nie kokietuj tylko pisz. Dobrze to się czyta, masz dar opowiadania.

Awatar użytkownika
tomwar
Posty: 39
Rejestracja: 07 kwie 2013, 09:47
Auto: HDJ 100
Kontakt:

Re: KONNO do Laskowa

Post autor: tomwar »

szelma pisze: Dobrze to się czyta, masz dar opowiadania.
racja, pisz początek wciągający ..

Awatar użytkownika
wista-wio
Klubowicz
Posty: 697
Rejestracja: 05 lut 2009, 21:59
Auto: BJ42 3,4D / BJ42 3B / BJ45
Kontakt:

Re: KONNO do Laskowa

Post autor: wista-wio »

nie... to nie kokieteria raczej obawa o bazgranie po samochodowym forum wspominkami miłośnika Toyoty a jednak koniarza :wink: ok dalej przemierzamy kraj
Zbliżała się siódma gdy na podwórko leśniczówki wjechała Nawara Asi , bez zbędnych słów i ceregieli począłem pakować manele do samochódu . Zrezygnowałem z wielu rzeczy w domu pozostała kuchenka i pojemniki z gazem przybory toaletowe uszczupliłem do minimum , menażka także pozostała na wieszaku jej miejsce zastąpił metalowy kubek . Cały mój ekwipunek zmieściłem w dwóch przednich sakwach podwieszając z tyłu jedynie dwa owsiaki z ziarnem dla konia. Zważyłem cały rząd o dziwo nie wiele przekroczył dwadzieścia jeden kilogramów to prawie o dziesięć mniej … i po co ja tak ładowałem przecież nie wybieram się na Syberię , dumny z siebie i z wiarą we własne siły ruszyliśmy z Asią do miejscowości o nazwie Kolonowskie. Z nóg także zrzuciłem oficerki , nie ukrywam że robiłem to z bólem serca bo bardzo lubię swoje buty ale przemówił pragmatyzm na korzyść sztybletów i czapsów. A jak oficerki zostały w domu to i ostrogi, bata nie znoszę od zawsze więc i palcat pozostał na swoim miejscu przymocowany do sportowego siodła . Eleganckie podszyte skórą bryczesy zamieniłem na lekkie bawełniane firmy Amigo , niezbyt eleganckie ale bardzo wygodne i w razie prania szybkoschnące . Sam nie wiem kiedy wylądowaliśmy w miejscu przymusowego postoju. Asia poczekała aż ubiorę Denira , jeszcze kilka zdjęć i znów w drodze. Jedziemy przez las szerokim bitym traktem jest ciepło wręcz upalnie jak na dziesiąta godzinę słońce doskwiera nawet poprzez liście drzew których cień wcale nie łagodzi upału , ale to mi nie przeszkadza . Ciesze się swoim koniem co rusz głaszcząc Denira po szyi dodaję mu pewności siebie a sam utwierdzam się w przekonaniu że damy sobie rade że pokonamy trasę choćby nie wiem ile to miało trwać. Dojechaliśmy do miejscowości Turza to tutaj skończyła się leśna droga , następny odcinek postanowiłem pokonać przez las wzdłuż jak się okazało nieczynnego od wielu lat torowiska ciągnącego się aż do Kluczborka. Leśnych dróg nie za wiele, zresztą te co są i tak przeważnie ,,idą,, ze wschodu na zachód a ja zmierzam w zupełnie innym kierunku . Postanowiłem poruszać się pasem przeciwpożarowym , który to powinien przebiegać równolegle do torów. I owszem na przeważającym odcinku pasy były , ale po co komu utrzymywać te szlaki jak kolej od lat nie kursuje po tych torach. Dobrze że Denir to leśny koń i świetnie daje sobie radę w kluczeniu pomiędzy gałęziami drzewami przeciskając się w największym buszu krzewów . Tym dziewiczym terenem napotykając po drodze bagna oczary i rozlewiska po niedawnych ulewach doszliśmy do maleńkiej wioski zwanej Radawką. Tu napoiłem konia ale co ważniejsze Pan który udzielał mi informacji świetnie znał teren a co ważniejsze umiał w prosty i klarowny sposób to przekazać .Bez problemu trafiliśmy z Denirem do opuszczonej wsi Kamieniec znalazłem bez problemu ,,święte,, źródełko , woda w nim była czysta i zimna a przy tym pyszna . Odpoczęliśmy w tym miejscu dłuższą chwilę , ktoś ustawił tu ławy do siedzenia, na małym płotku okalającym święty obrazek prawie kapliczkę , ktoś pozostawił kilka glinianych kubków , zapewne by ułatwić nabranie wody tryskającej z kamieni. Schłodziłem koniowi nogi przynosząc mu ulgę po przejściu wielu kilometrów wzdłuż torów po kamiennym podłożu. Wąską ścieżynką ruszyliśmy dalej… pewno pielgrzymi idący po wodę do źródełka wydeptali tą ścieżkę , która niebawem doszła do rozlewiska tworzącego dość pokaźne bagienko, przez które pomysłowi piechurzy przerzucili kładkę z podkładów kolejowych . Wyglądało to zabawnie , zawrócić koniem nie mogłem bo i gdzie miałbym wracać ? przejść trudno bo kładka szerokości dwóch podkładów kolejowych i długości kilku nie była stabilnym i bezpiecznym przejściem dla konia. Denir początkowo chciał mi powiedzieć że to głupi pomysł i że nie ma zamiaru bawić się w tańczącego na linie osła. Patrzą na mnie z politowaniem parskał z dużą dezaprobatą moich poczynań i prób przekonania go do karkołomnej sztuki chodzenia wąskimi przejściami. Ja byłem jednak stanowczy. Puściłem wodze koniowi a jedynie w ręku pozostał mi długi na parę metrów uwiaz. Po kilku krokach nie oglądając się za siebie usłyszałem głuche stąpanie podków po drewnie a przy tym parskanie i burczenie, byłem pewny ; mój przyjaciel robi mi wyrzuty i informuje mnie o swojej niechęci do pokonywania tego rodzaju przeszkód. Po zejściu na suchy ląd był wyraźnie z siebie dumny łeb zadzierał wysoko i nie ciał bym go po nim głaskał ….chyba był zły.
Wieś Lasowice Małe zasługuje w pełni na swoją nazwę , od strony północy zalewają ją rozległe stawy od południa lasy , w środku kilka gospodarstw i kilka zrujnowanych domów. Spytałem gospodarza o wodę dla konia , zaprosił mnie do środka gestem ręki, poczym polecił synowi napojenie konia a gospodyni zaparzeniem dla mnie kawy . Ochrypłym głosem spytał się mnie czy jestem głodny. Nim zdążyłem cokolwiek odpowiedzieć wyszła gospodyni z kubkiem kawy i pajdą chleba z smalcem i pomidorem, a młody chłopak przytaszczył wiadro owsa zapewniając mnie że nakarmi mojego konia. Może i małe te Lasowice ale ludzie mają w nim wielkie serca , dla mnie i Denira mieli. Z żalem odmówiłem gościny i próśb przenocowania po godzinie ruszyliśmy dalej w stronę Kluczborka .
Coś nie dobrego wisiało w ciężkim powietrzu muchy i komary kąsały nie miłosiernie powietrze było gęste gorące z trudem się oddychało Denir pocił się całym ciałem. Gdy wjeżdżałem w Kuniów niewielką wieś tuż przed Kluczborkiem , za plecami zaczęło mnie gonić czarne niebo. Mimo że to dopiero osiemnasta zrobiło się ciemno a z czarnego nieba spadło kilka pierwszych kropel deszczu. Tak wielkich że po czterech całą koszulkę miałem mokrą. Dosłownie w ostatniej sekundzie uciekłem pod podcienie obory. Troszkę niegrzecznie włamałem się w nieznane mi gospodarstwo . Podszedł do mnie gospodarz Krzysztof , bez zbędnych uprzejmości polecił konia przywiązać do ściany a mnie zaprosił na kolację . Na moje przeprosiny zakłócenia spokoju odparł jedynie że już się stało i gościa się nie wyrzuca , przy czym nie krył swojego zdziwienia takim przybyszem. Z czasem złagodniał pozwolił nam przenocować i nawet nakarmił konia zbożem i sianem . W tym czasie burza rozszalała się na dobre . Cała wieś stanęła do walki z żywiołem w godzinę spadło z nieba sześćdziesiąt litrów na jeden metr kwadratowy. Zalewając ulice, samochody ba nawet domy, niektóre gospodarstwa odcinając od świata. Tuz przed jedenastą dotarła do mnie Ewa z ziarnem i kolacją … gdybym wcześniej wiedział jak będę przyjmowany przez gospodarzy nie fatygowałbym dziewczyny tyle kilometrów , była to ostatnia pomoc z zewnątrz od tej chwili liczyliśmy tylko na siebie ja na Denira a on na miłość gospodarzy do koni . Noc przespałem spokojnie tuż obok mojego konia rozkładając karimatę na wymoszczonej słomie , Denir też odpoczął . Obudziłem się kilka minut po godzinie czwartej .
Załączniki
,,święte,, źródełko pośrodku lasu schowane wśród bagien
,,święte,, źródełko pośrodku lasu schowane wśród bagien
P7040059.JPG (122,39 KiB) Przejrzano 6638 razy
moje wyrko tuż przy koniu
moje wyrko tuż przy koniu
WP_000072.jpg (112,38 KiB) Przejrzano 6638 razy
zamek-pałac w Gołkowicach
zamek-pałac w Gołkowicach
WP_000077.jpg (102,23 KiB) Przejrzano 6638 razy

Awatar użytkownika
kpeugeot
Klubowicz
Posty: 2506
Rejestracja: 24 cze 2009, 06:52
Auto: Taro(hilux) 3.0 V6
lj70 2LTII r1986
LJ78 2LT EFI 1991
Kontakt:

Re: KONNO do Laskowa

Post autor: kpeugeot »

piękna opowieść masz dar pisania i opowiadania

czekam z niecierpliwością

cieszę się ze jednak w polsce duch gościnności nie zaginął

Awatar użytkownika
wista-wio
Klubowicz
Posty: 697
Rejestracja: 05 lut 2009, 21:59
Auto: BJ42 3,4D / BJ42 3B / BJ45
Kontakt:

Re: KONNO do Laskowa

Post autor: wista-wio »

... jadę dalej na grzbiecie mojego konia :wink:

Po mimo deszczu, powietrze nadal było ciężkie duszne przepełnione wilgocią parującej wody. Ciężkie ołowiane niebo wisiało tuż nad miastem , zdawało się że w minutę rozpęta piekło deszczu . Nic takiego się nie wydarzyło . Przez całe miasto przeprowadziłem konia w ręku. Nikt mnie nie zaczepił nikt nie zwrócił mi uwagi , tylko w oczach przechodniów widziałem zdziwienie, ale także uśmiech i ciekawość. Tak dotarłem do rogatek miasta a raczej śmiertelnej drogi numer 11 , której kawałeczek musiałem przejść. Wąski asfalt wił się wzdłuż pól przecinając je . Teraz te pola przypominały stawy a może właśnie tak wyglądają pola ryżowe w dalekim Wietnamie czy Chinach , do samej Byczyny prowadziły mnie zalewiska , ale deszcz z nieba nie spadł. Tylko ja z każdym kilometrem byłem coraz słabszy czułem jak ta pogoda wysysa ze mnie energię zabiera siły . GPS wskazywał dziewiętnaście kilometrów gdy skręciłem w boczna dróżkę . Rozsiodłałem Denira i wyciągnąłem się na kocu , był wilgotny i pachniał koniem… Chyba zasnąłem na moment. Nie wiedzieć czemu wszystko mnie bolało kolana, stopy, ramiona , byłem zły znużony , wyrzucałem sobie moje głupie pomysły. Szukałem w głowie powodu by to wszystko zakończyć! przerwać! wrócić do domu i cieszyć się spokojnym czasem przed telewizorem. Obserwowałem mojego konia jak spokojnie się pasie, co jakiś czas podrzucając energicznie głowę do góry patrząc w tylko sobie znanym celu i kierunku. Rozpuściłem w wodzie tabletkę z ,,uzupełniaczem,, witamin , osiodłałem konia i ruszyłem dalej w drogę , ale bez wczorajszego entuzjazmu bez wczorajszej siły i energii byłem słaby i bardzo… nie wiedzieć czemu zmęczony. Zastanawiałem się dlaczego aż tak bardzo bolą mnie ramiona , wcześniej jeżdżąc konno takiego uczucia nie doznawałem hmm dziwne ? Wieś Jaśkowice to pięć domów i trzy gospodarstwa w jednym z nich postanowiłem napoić konia . Gospodarz dziarski pan napoił konia i … o dziwo zaprosił mnie na popas do swojego brata do zamku. Zamku? Zastanowiłem się, tak odpowiedział. Brat ma konie i z pewnością mnie przyjmie i to z otwartymi rękami zapewniał gospodarz. Do Gołkowic doszliśmy piechotą, to znaczy ja szedłem obok konia. Niestety Pana na zamku nie było, a sam zamek okazał się pałacem magnackim z połowy osiemnastego wieku zatopionym w pięknym parku tuż przy drodze numer 11 . Bardzo gościnnie przyjął mnie syn gospodarza nakarmił konia i mnie ugościł gorącym posiłkiem , zapewniając ze niebawem przyjedzie ojciec. Po godzinie przybył dziarski Pan tuż po sześćdziesiątce Janusz Jasiński , od razu wyczułem mocny wschodni akcent (syn już go nie posiadał) . Pochodził z kresów podobnie jak moja rodzina z tą różnica że moją w całości repatriowano do Polski a Ci którzy pozostali zostali zamordowani . Jego część rodziny nadal mieszka na wschodzie (obecnej Ukrainie).
Rozmowy nie miały końca a pałacowy klimat sprzyjał snuciu opowieści o wyprawach o moim zmaganiu się z tym wspaniałym krajem jakim jest Ukraina, końmi, historią i pewno zastał by nas brzask poranka gdyby nie zamkowy zegar wybijający głośno północ. Nawet nie wiem kiedy zasnąłem koń otrzymał wygodny boks w przypałacowych stajniach z pełnym żłobem owsa i końmi w sąsiednich stanowiskach . Zerknąłem na zegarek … kwadrans po piątej , wciągnąłem bryczesy i zszedłem do kuchni zapach smażonej jajecznicy dopadł mnie już na schodach. Gospodarz kończył czyścić mojego konia , już po śniadaniu! zameldował, zapraszając serdecznym gestem do kuchni.
Na rowerze Pan Janusz odprowadził mnie do rogatek wsi. Cichaczem tak bym nie zauważył wycierając rękawem łzę z oka , chyba nas polubił , na pożegnanie rzucił jeszcze: tylko żebym nie zapomniał o jego pałacu i koniecznie go odwiedzał w drodze na wakacje, kiedy tylko będę przejeżdżał . Ciężko opuszcza się tak wspaniałych ludzi jak Pan Jasiński Pan na zamku w Gołkowicach .
Załączniki
Pan na ,,zamku,, w Gołkowicach  Janusz Jasiński
Pan na ,,zamku,, w Gołkowicach Janusz Jasiński
WP_000088.jpg (99,2 KiB) Przejrzano 6599 razy
moja sypialnia
moja sypialnia
WP_000083.jpg (67,99 KiB) Przejrzano 6599 razy
wnętrze pałacu
wnętrze pałacu
WP_000087.jpg (85,08 KiB) Przejrzano 6599 razy

Gałka
Sąd Koleżeński
Posty: 4424
Rejestracja: 05 kwie 2007, 21:04
Auto: HZJ73 3w1
Kontakt:

Re: KONNO do Laskowa

Post autor: Gałka »

jak bym się przeniósł w czasy sprzed 200 lat...
co dalej ? :)

ODPOWIEDZ