W 2007 roku postanowiliśmy pojechać na Bieszczadzką Tułaczkę, która corocznie jest organizowana w Ustrzykach. Ponieważ w tamtym roku zbyt wiele nie pojeździliśmy motocyklem, bo zasadniczo była tylko wizyta w Garmisch, postanowiliśmy że przed zlotem odwiedzimy Toskanię . Chyba pierwszy raz w karierze motocyklowej skorzystaliśmy z autostrad aby jak najszybciej dotrzeć na miejsce . Ponieważ dla nas najistotniejsza jest jazda sama w sobie oraz obserwacja życia , wizyty w muzeach schodzą zawsze na plan dalszy. Jak mam do wyboru wejść na zaplecze muzeum lub do środka to zawsze znajdziecie mnie na zapleczu.
Ponieważ sama Toskania nie jest obszarowo duża , zdecydowaliśmy się na założenie kwatery głównej w jednym z tzw miasteczek na wzgórzach , wybór padł na Luciniano. Wybór kwatery miał być z przewodnika , ale gdy w gęstym deszczu dobijaliśmy się do drzwi , nikt nam nie otworzył . Z konieczności padło na pobliski hotelik z którego okien roztaczał się taki widok
Samo miasteczko bardzo urokliwe i mieliśmy trochę szczęścia bo w weekend miało być jego święto dzięki temu coś się w nim działo
Sam kwatera była super , restauracyjka na miejscu zdolna zaspokoić każde gusta zgodnie z zasadą slow food. Całkowicie gratisowo w pokoju z kominkiem można było się raczyć różnymi rodzajami grappy , z papryczkami na ostro z ziołami, z przyprawami . Jeżeli w pierwszy dzień odczuwaliśmy pewne skrępowanie , czy nam wypada to w następne dni bez skrępowania nalewaliśmy sobie hojnie za pomocą szklanej chochelki ze stojących wazonów. Oczywiście wszystko z umiarem ,nigdy nie mieliśmy problemów na drugi dzień.
W ramach wycieczek odwiedziliśmy Cortonę gdzie zjadłem ribolittę , smaczna była a samo miesteczko pozwala na ucieczkę przed tłumem turystów nawet w sezonie, chyba.
No i te smaczki , detale
małe knajpki
W drodze do Montepulciano też jest na czym zawiesić oko
W takich miejscach bez problemu kupimy lokalne wino , oczywiście w Montepulciano też je kupimy nawet z opcją wysłania w każde miejsce na ziemi
Nie pamiętam już z którego miasteczka jest to zdjęcie , ale przy odrobinie czasu mógłbym się dowiedzieć bo punktem charakterystycznym jest kot , opisany przez autora , obok można spróbować włoskiego lardo.
Krajobrazy Toskanii
Nie mogło w czasie naszej wycieczki zabraknąć San Gimigniano
Z którego jak z większości miast na wzgórzach też jest niezły widok
Massa Maritimma tam po raz pierwszy spotkaliśmy Carla który być może w przyszłym roku poprowadzi Gsrider do Polski
Z przyjemnością po dniu jazdy wracamy do naszego Luciniano
Gdzie mamy towarzystwo
A w tym budynku znajduje się oryginał tzw świętego drzewka , do tej pory nie wiedziałem że te miniaturki które można u nas nabyć mają jakiś pierwowzór
i to całkiem sporych rozmiarów
Na koniec kilka dodatkowych zdjęć z Luciniano z którym niestety musimy się już wkrótce pożegnać
W tym budynku miała być nasza kwatera , ale nie wyszło
Z Ancony postanawiamy udać się do Splitu, w tym dniu mamy szczęście , są 2 promy odpływające w odstępie jednej godziny. Wybieramy tańszy o poranku w Splicie żegnamy prom który odpływa być może na Hvar.
Ruszamy ze Splitu w kierunku na Dubrownik oglądając wyspę Brać, na drugim planie Hvar
Kawa w Drveniku skąd jest najkrótsza przeprawa na Hvar
Dalej to taki chorwacki standard
Dolina Neretvy
Neum
Rejon Ston
Most już czynny
W Dubrowniku parkujemy od zaplecza
Zostawiając go w oddali
Wjeżdżamy do Albanii kierując się na Tiranę
Gdy wjeżdżamy do Tirany jest już lekki zmierzch, na ulicach trochę ciemnawo, ruch ogromny. Na 3 pasach jest pięć rzędów pojazdów i każdy próbuje przejechać do przodu. Zastanawia mnie rytmiczny terkot , po chwili już wiemy to małe generatorki które produkują energię elektryczną aby rozświetlić wnętrza sklepów. Temperatura w granicach 35 stopni , z przerażeniem obserwuję wskaźnik temperatury oleju który pnie się w górę a zawory zaczynają dzwonić. Przeciskam się do przodu, już wiem że nie chcemy nocować w tym mieście . Policjanci niby są na ulicach ale kierowcy nie zwracają na nich uwagi , oni też nie przejmują się chaosem panującym na drodze. Po długim błądzeniu , nie ma żadnego oznaczenia jak wyjechać z miasta w kierunku na Macedonię. Na jakimś osiedlu jeden z jego mieszkańców objaśnia nam że jest to główna droga na Grecję ale osobiście nie radziłbym nam nią jechać po nocy. Po pierwszych kilometrach zrozumieliśmy, bo w granicach miasta droga praktycznie nie istniała . Natomiast dalej kierunku Elbasan musieliśmy przejechać przez jakąś przełęcz . Pamiętam tylko słupki na poboczu i dużo zakrętów. Liczyliśmy na nocleg ,było dużo miejsc przy drodze ale głównie knajpki. Teraz już wiemy że wystarczyło się zatrzymać i w każdym z tych miejsc dostalibyśmy nocleg . Zjeżdżamy do Elbasan i zatrzymujemy się na stacji benzynowej. Próbujemy się porozumieć w kwestii noclegu , ostatecznie dostajemy propozycję spania na stacji benzynowej. W międzyczasie z pobliskiej knajpy przychodzi młody człowiek sprawnie mówiący po angielsku. Proponuje nam że zaprowadzi nas do hotelu tylko wcześniej musi zamknąć knajpę. Będąc już w środku rozmawiamy o życiu i po chwili oddaje nam własny pokój przenosząc się z żoną i dzieckiem do kuchni mówiąc że hotele są bardzo drogie . Oczywiście muszę czekać z nim do zamknięcia bo jego małżonka jest u góry a ja jako facet nie mogę się tam udać bez niego.
Rano po śniadaniu trochę nam głupio zostawiając 30 EUR i jedziemy na granicę. W tym mniej więcej czasie moja małżonka tworzy teorię która określa zamożność mieszkańców danego kraju na podstawie ilości przydrożnych myjni. Im jest ich więcej tym ubożsi są jego mieszkańcy.
Już w Macedonii kierujemy się wzdłuż albańskiej granicy ze Strugi na Debar
Później autostradą w kierunku Serbii którą przelatujemy lądując w Rumunii
którą też przelatujemy i próbujemy wjechać na Ukrainę w rejonie Halmeu. Niestety jest już ciemno, duża kolejka a na Ukrainie jeszcze nie byliśmy. Wracamy do Satu Mare gdzie nocujemy i na drugi dzień przekraczamy granicę pomiędzy Węgrami i Ukrainą w Tiszbecs. Próbujemy zatankować ale nie mamy hrywien. na szczęście jedna z taktujących osób odkupuje od nas EURO. Pogoda zaczyna się załamywać , w końcu wracamy do domu . Jadąc w kierunku granicy w Krościenku przez Mukaczewo, Użgorod , przełęcz Użgocką poznaliśmy znaczenie złych dróg oraz jazdy w złej pogodzie. Dodatkową atrakcją były posterunki ze szlabanem podczas jazdy przez przełęcz.
Tym sposobem dotarliśmy koniec końców na Bieszczadzką Tułaczkę aby pojeździć w ładnej scenerii.
Bieszczadzka tułaczka 2007
Moderator: luk4s7
-
- Klubowicz
- Posty: 1889
- Rejestracja: 17 sie 2008, 22:14
- Auto: 4Runner
- Kontakt: