Grecja w październiku

Dział dotyczy wszystkich miejsc Świata ( Polska, Europa, Azja, ... )
Zamieszczamy tutaj TYLKO NIEKOMERCYJNE ogłoszenia.

Moderator: luk4s7

consigliero
Klubowicz
Posty: 1889
Rejestracja: 17 sie 2008, 22:14
Auto: 4Runner
Kontakt:

Grecja w październiku

Post autor: consigliero »

Na początek statystyka 5 dni w aucie 2900 km, 12 dni motocyklem 4 dni powyżej 400 km, 3 dni ponad 300 km, 2 dni poniżej 200 km, 3 dni poniżej 100 km , razem około 3300 km, poza domem 19 dni.
3 dni z deszczem , około 3 z dużym wiatrem , minimalna temperatura 8 maksymalna 31, maksymalna różnica wzniesień 1300 m.
Brak paliwa a raczej błędne wskazania , słaba pompa , dwukrotnie, awaria wspomagania hamowania, czujnik przy tylnym hamulcu domagał się kontroli ustawienia.
Następny wyjazd bez namiotu i tych kempingowych klamotów, użyliśmy tego tylko przez 2 noce.
Dwie kąpiele morskie , raz windsurfing, udało się wrócić do brzegu

Obrazek

Obrazek


Obrazek



Plan wyjazdu do Grecji urodził się pewnego wrześniowego weekendu , gdy znajomy wspomniał o możliwości zakupu ładnych żyrandoli w Salonikach . Będąc w Barcelonie byliśmy o krok od zakupu takowego , tylko problem był z transportem. Cena była taka o jakiej w naszym kraju można tylko pomarzyć . Po chwili plan był gotowy, plan to może za dużo powiedziane , mamy 2 punkty pewne a reszta jest otwarta.
W Grecji byliśmy 2 razy ale były to krótkie wizyty i jeszcze przed tych ich kryzysem.
Ruszamy zestawem 4R z przyczepką lekką , aby było miejsce na 3 sztuki żyrandoli w aucie. Szybki przelot do Tesalonik i na miejscu max 3 dni. Następny punkt programu to Limnos gdzie mamy miejscówkę i możemy tam zostać jak długo chcemy , ale jedziemy też po to aby pojeździć. Obowiązkowo chcemy zwiedzić wyspę motocyklem .
Najtrudniejsza część wyjazdu , czyli co dalej, wracać na północ to pakowanie się w lekkie kłopoty , idealnie byłoby dostać się na południe w rejon Peloponezu , ale to w Październiku może być trudne, ze względu na możliwą mniejszą ilość połączeń promowych. Oczywiście może się też zdarzyć że Limnos wciągnie nas na dłużej i wypuści dopiero pod koniec Października.
Ruszamy w piątek 3.10 około godziny 12 tankujemy się na wylocie z Krakowa i kierujemy się na przejście w Chyżnem. Zasadniczo dopiero za przełęczą Donovaly klaruję cały takielunek , od tego momentu nie muszę zaglądać co się tam dzieje z tyłu. Pogoda zmienna, albo jak to określał świętej pamięci , redaktor Zalewski , przekropna. Jedyne czynności to trzymanie kierownicy i kontrolowanie hamulca. Prędkość ustalona na 110 km/h pozwala na rozsądne przemieszczanie się w kierunku Salonik . Po przekroczeniu granicy z Serbią , gdzie zwyczajowo jest korek , dodatkowo trzeba się zatrzymywać w miejscach poboru opłat . Nocleg gdzieś przed Belgradem na resztkach paliwa , ale w kanisterku jest 10 litrów jakby co.
O poranku ruszamy dalej i zatrzymujemy się aby zatankować na stacji MOL tuż przed Dunajem , udaje się coś zjeść i wypić kawę , płatność w EUR bo maszyna nie działa , restauracja jest nowa a ajent działa pod własnym szyldem . Znajduję resztki tutejszej waluty z poprzednich wyjazdów i mamy 2 następne kawy. Przelatujemy przez Belgrad i szybko podążamy w kierunku granicy z Macedonią . Trwają intensywne prace nad skończeniem autostrady , ale na razie kluczymy po różnych zakamarkach . Granica z Macedonią wyróżnia się tylko tym że kolejka jest mniejsza , a zrobienie zdjęcia wiszącej flagi Macedonii kończy się jakimiś pogróżkami ze strony jakiegoś gościa w mundurze . Jestem zaskoczony jakością drogi w kierunku Skopje , pamiętając ją sprzed 2 lat , ale uczucia zaskoczenia mija przy dojechaniu do Kumanovo, do tego momentu jakość już zapamiętana . Postanowiłem że pokażę Beatce Skopje i nadkładamy trochę drogi , już po fakcie i zjedzonym posiłku , zgodnie stwierdzamy że można sobie było to doznanie , zwłaszcza kulinarne odpuścić. Bardzo denerwujące są tutaj te mikropłatności za autostradę , ale pewnie dzięki temu kilka osób ma pracę. Ponieważ zbliża się wieczór i nie chcę podejmować próby poszukiwania miejsca na nocleg w Salonikach , decyduję się na nocleg po stronie Macedońskiej , wybór pada na miejscowość Stary Dorjan , nad jeziorem Dorjan w hotelu znanym z poprzedniej wizyty w Grecji. Dojeżdżamy na miejsce , przed hotelem trwają przygotowania do wesela , ale pani nie widzi problemu w zaparkowaniu na ich trawniku oraz przenocowaniu. Mam lekkie obawy co do możliwości spania w towarzystwie weselników ,ale na razie się z tym nie zdradzam. Podejmujemy próbę zdobycia posiłku ale kończy się tylko na rakii z oliwkami a reszta lokalnej waluty wystarcza mi na jedno piwo liczone bez kaucji bo na to już nie starczyło. Wracamy do hotelu i siadamy na tarasie gdzie obserwujemy weselników tańczących w takt rytmicznej muzyki. Mimo że wesele było raczej w obrządku słowiańskim muzyka to mieszanka typowo bałkańska i wliczyłbym też do tego nurtu Grecję . Często muzyka tzw grecka grana w radio , słyszana w telewizji czy też na owym weselu, to muzyka która równie dobrze mogłaby by być grana na krakowskim Kazimierzu, w Izraelu czy w którym z krajów arabskich. Po skończeniu piwa idziemy na górę i już wiemy , spania tutaj nie będzie . W pobliżu jest hotel którego wcześniej nie było, Romantika , pełen wypas i pełni obaw udajemy się aby zapytać o cenę . Jest akceptowalna bo ze śniadaniem mamy płacić 50 EUR a w poprzednim 35 bez śniadania. Wracamy do pani i informujemy ją że przenosimy się w inne miejsce i mamy nadzieję że zestaw drogowy może u nich zostać na noc. Pani nie jest specjalnie zaskoczona i nie robi też trudności co do samochodu. W nowym miejscu nie ma problemu z płatnością kartą a restauracja wygląda zachęcająco , to serwujemy sobie posiłek.
Następnego dnia wcześnie rano jedziemy w kierunku granicy, czynności Macedończyków ograniczają się głównie do sprawdzania zielonych kart , tylko jeden z celników chce pogadać. Oczywiście jest zainteresowany motocyklem , a czy pracuję dla NG , a to ile trzeba zapłacić za motocykl . Po krótkiej pogawędce jedziemy do Greków gdzie wita nas starszy pogranicznik w lekko rozchełstanym mundurze i pierwsze jego słowa brzmią , dzień dobry . Dalsza rozmowa jest prowadzona w naszym języku , a wyjaśnienie tak dobrej znajomości polskiego jest prozaiczne, przez długi czas , jeszcze za poprzedniego systemu pracował na granicy grecko bułgarskiej i nasi turyści byli mu dobrze znani, słowa namiot , kuchenka gazowa, krem nivea były zapewne kamieniem węgielnym znajomości mowy Kochanowskiego i Reja. Z grzeczności nie pytaliśmy ile namiotów i butli posiadał.
Thessaloniki
Po krótkim przelocie przez centrum , jest już jasne , zostawienie naszego auta w tym mieście to mission imposible , a co dopiero zestawu z przyczepą. Po krótkim kluczeniu odwrót do hotelu który znalazłem w tripadviser , hotel di Tania . Przybywamy na miejsce i jest nieźle , ale czy można będzie zostawić zaprzęg, nikt nie odpowiedział na mojego maila wysłanego w połowie września. Miła pani na recepcji , bardzo skora do pomocy , ale musi zapytać managera, tak zna naszego maila ale nie wie dlaczego manager nie dał żadnej odpowiedzi. Po dłuższej chwili jest decyzja , nie ma żadnego problemu , tylko trzeba zostawić kluczyki . Z pomocą małżonki zrzucamy motocykl i w końcu może o własnych siłach przejechać kilka metrów
Niby wszystko jest zorganizowane i taksówka do miasta miała kosztować 10 EUR , wiecie mamy specjalny agrément , ale pan z taksówki skasował nas 14 , z powrotem miało być 14, ale musiałbym najpierw dzwonić do hotelu , wziąłem z ulicy i wyszło 15.
Jeżeli ktoś był w Tangerze lub Tunisie , to nie powinien być zaskoczony tym miastem , bliżej im do tych metropolii w warstwie mentalnej i kulturowej niż do tzw. cywilizacji europejskiej . Nie byliśmy w Atenach ale chyba coś jest na rzeczy w określeniu przez ateńczyków , Salonik jako Bułgarii .
Jeszcze jedna refleksja już po powrocie , Grecja a zwłaszcza Peloponez to wspaniały kraj do jazdy motocyklem . Gdy wykreślimy ze swojego słownika słowo autostrada, to w zasadzie większość dróg może nam dostarczyć namiastkę przygody i tylko od nas zależy jak bardzo będziemy chcieli się w tą przygodę pakować. Pewną trudność sprawia nawigowanie, dobra mapa jest pożądana. Garmin się bardzo przydaje ale większość byłaby zdziwiona jak potrafi nawigować , szczególnie przy przejazdach przez wioski i górskie ostępy. Plusem jest to że droga jest przeważnie drogą w jakimś stopniu utwardzoną , tylko na wyspie trafiliśmy na odcinki które w warunkach deszczu byłyby absolutnie nie do przejechania , na szczęście było sucho. Nie wszystkie drogi są uwidocznione w GPS , to też wprowadza pewne zamieszanie , dzięki temu przygoda jest pełniejsza.
Poniedziałek
Podejmujemy decyzję że udajemy się do miasta autem , pogoda za oknem mało zachęcająca , zapowiadają opady. Jeszcze w Polsce Beatka bardzo się dziwiła że pakuję do bagażnika parasol, na co ci parasol w Grecji . Docieramy w miarę sprawnie na parking w pobliżu portu , gdzie liczą tylko 1,5 za godzinę . Sprawnie docieramy na bazar gdzie są między innymi żyrandole i pierwsze rozczarowanie, to nie tak miało być. Niby coś można by kupić, ale problemem jest co i za ile. Po krótkiej chwili odchodzimy i próbujemy coś pozwiedzać . Jeżeli ktoś jest z Krakowa to mógł się poczuć mocno rozczarowany. Zasadniczo tutejsze atrakcje są mocno zrujnowane i do tego porozrzucane na dużym obszarze. Na szczęście bazar , promenada nad morzem dodają uroku temu niezbyt pięknemu miastu. Po kilku godzinach wracamy do auta i mamy atrakcję, godziny szczytu po grecku, gdy już udaje nam się wyrwać z matni , próbujemy coś zjeść. Niestety wszystkie knajpy są w mieście, a na przedmieściach raczej trudno coś trafić. Gdy wchodzimy do pizzerii która głównie dowozi do klienta , nie wiedzą co z nami zrobić. Po chwili konsternacji wracamy do naszego hotelu i pani zamawia dla nas pizzę i risotto, na szczęście jest to zjadliwe a buteleczka tsipouro tłumi w zarodku ewentualne kłopoty.
Wtorek
Po przemyśleniach mamy już wybrane 2 lampy i jedziemy dokonać ostatecznej transakcji. Pierwszy problem to parking , musimy coś znaleźć w pobliżu i w pewnym momencie wydaje się że mamy problem z głowy , prosimy taksówkarza aby się przesunął do przodu. On mówi że i owszem może się przesunąć i nawet to czyni, ale ostrzega nas że nam auto usuną. Rzeczywiście widać jakąś taśmę i kartkę z wizerunkiem holowanego auta , co nie przeszkadza innym parkować przy owej taśmie, nie dyskutujemy bo pewnie taksówkarz ma rację , a lokalny może więcej. W końcu i my trafiamy do parkingowego raju i zostawiamy auto usiłując zapłacić za ów parking, ostateczna decyzja , krótki targ , pan dorabia brakujące elementy. Mając w pamięci doświadczenie z poprzedniego dnia jemy w mieście. Samo miasto też zyskuje przy bliższym poznaniu, gdy odrzucimy stress związany z parkowaniem i poruszaniem się po mieście , to spacer może sprawiać pewną przyjemność. Układ architektoniczny jest łatwy do ogarnięcia , szczególnie w rejonie ścisłego centrum, a wycieczka na pobliskie bizantyjskie mury też jest w miarę ciekawa. Niestety kuchnia grecka wyraźnie nam nie służy i naruszamy prezent w postaci żołądkowej gorzkiej. Ten dzień był lepszy niż poprzedni bo tylko lekko pokropiło .

Wieczorem , po powrocie do hotelu widzimy że nie jesteśmy sami , motocyklowo. Przed budynkiem stoi dumnie GS w wersji ADV na szwajcarskich blachach. Rano porozmawialiśmy z parą która wracała do domu z Turcji i byli bardzo zadowoleni ze swojego motocykla jak i wycieczki. Październik jest miesiącem w którym zasadniczo jest mniejszy ruch turystyczny i ilość połączeń promowych znacznie spada. Ponadto kompania obsługująca połączenia z wyspą Limnos od lat udaje greka , wykazując straty i balansując na krawędzi bankructwa. We wrześniu nie byli w stanie podać rozkładu jazdy na Październik, dopiero na kilka dni przed wyjazdem dostaliśmy informację o ustanowieniu takowego. Nie był to najbardziej idealny rozkład bo albo wyjazd o 13 albo o 21 , zdecydowaliśmy się na późniejszą godzinę , głównie licząc na poprawę pogody oraz chęć zobaczenia ciekawych motocyklowo dróg. Dosłownie w poniedziałek znalazłem na facebooku sprawozdanie z wycieczki w rejonie Salonik , wyglądało to interesująco , a piszący nawet zachęcał do odwiedzenia tych rejonów. Ponieważ na wyspie mieliśmy wylądować około 1 w nocy to zdecydowaliśmy się na pierwszy nocleg w mieście portowym, szybki przegląd bookingu i po parametrze najlepszej ceny, mamy zamówiony hotelik. Po chwili telefon z owego hotelu , dzwoni Monika i tłumaczy że booking im coś namieszał i nie mogą nas przyjąć w tym miejscu , ale zorganizują nam pokój w tej samej cenie. Pani Monika jest bardzo pomocna , odbierze nas z portu , zaprowadzi na miejsce , takie grecko polskie biznesy.
Wtorek
http://pl.wikiloc.com/wikiloc/view.do?id=8080473" onclick="window.open(this.href);return false;
Po śniadaniu motocykl przygotowany do drogi i po krótkiej rozmowie ze szwajcarami , życzymy sobie wzajemnie szczęśliwej podróży i każdy rusza w swoją stronę. Muszę przyznać że pierwsze kilometry nie nastrajają optymizmem, uczucie jazdy po greckim asfalcie jest połączone z obawami co do jego jakości, wygląda gorzej niż taki napotkany u Skopjanów, czyli jednej z byłych republik Jugosławii , co do którego nie mam najwyższego zdania. Za to odcinek drogi szybkiego ruchu w kierunku Bułgarii to klasa sama w sobie , widać tez sposób w jaki traktują przebudowę dróg, nikt nie zawraca sobie głowy starymi odcinkami dróg , przeważnie kończą się ślepo w tej nowej , która zabrała ze starej tylko co lepsze kąski. Jest raczej chłodno wieje , a słońce leniwie przebija się przez chmury. W końcu dojeżdżamy w góry i niby wszystko jest fajnie są winkle , są widoki , tylko tak jakoś pusto i posępnie , droga zmienia się w wąską nitkę , przebijamy się przez jedno miasto i jedziemy coraz wyżej i wyżej. Trafiamy do celu wycieczki Potamoi i nie wiemy co takiego ciekawego mamy tutaj oglądać , jest rzeka , gdzieś w pobliżu sztucznego jezioro ,ale bez przesady. Tym bardziej że aby tutaj trafić musieliśmy szukać objazdu bo jedna z dróg była w budowie. Ruszamy w kierunku morza, pewnie tam będzie coś ciekawego . Zasadniczo ciekawie robi się w pobliżu morza , przed przecięciem nitki autostrady Saloniki Kavala, gdy to podróżujemy pośród plantacji winogron a infrastruktura przypomina cokolwiek nasze PGRy, dopiero odcinek za autostradą , gdy musimy przeciąg pasmo gór oddzielających równinę od morza, mamy okazję przytrzeć boki opon, do asfaltu zdążyłem już nabrać zaufania , tylko w miastach trzeba bardzo uważać. Sam odcinek nadmorski nie jest ciekawy bo nic nie widać a czasami poruszamy się jakimiś szutrówkami , będącymi dojazdem do plaży. Ciekawie zaczyna się przed samą Kavalą bo droga wije się po zboczu górskim przyklejonym do morza , a sama Kavala może się podobać . DO centrum dojeżdżamy w towarzystwie policji na motocyklach , ciekawe że zawsze jeżdżą parami i z pasażerem na tylnym siedzeniu, towarzystwo mieszane BMW i Ducati. W porcie po zakupie biletów , siadamy w knajpie i próbujemy coś zjeść , ciepłego i rozgrzewającego. Zupa rybna była dobrym wyborem a Beaty mięso ciężkim orzechem do zgryzienia. Próbujemy zdobyć jeszcze coś innego do rozgrzania , pan proponuje zupę którą zrobiła mu małżonka, na szczęście była to Rumunka i zupa to był taki rodzaj gulaszu z cieciorką . Jadąc w kierunku promu słyszę , o Polacy jadą , za chwilę Beata przychodzi w towarzystwie małżeństwa on Polak ona greczynka . Pierwsze zdziwienie skąd tak świetnie mówi po polsku, okazało się że urodziła się w polsce wychowała w Polsce ich dzieci urodziły się w Polsce a 23 lata temu wrócili do Grecji . Jej rodzice byli z emigracji z czasów działalności junty wojskowej. W ramach rozrywki dwa razy w tygodniu przychodzą do portu licząc że spotkają kogoś z kraju w którym się wychowali. Prom jest z gatunku tych nowszych i szybszych , podróż ma trwać około 4 godzin i tyle mniej więcej trwa. Po przybyciu spotykamy panią Monikę która na skuterku prowadzi nas do apartamentu, gdzie rozmawiamy trochę o jej życiu na wyspie , a to praca na plaży, w barze, w sklepie i te apartamenty. Pościel jest , koce są , woda i nawet kuchenka oraz czajnik co pozwala na sporządzenie herbaty.
Obrazek
Obrazek
Obrazek
ObrazekObrazek
Obrazek

O poranku wypadam do pobliskiej piekarni aby zakupić coś na śniadanie. Ponieważ mamy kuchenkę to nie ma problemu z przyrządzeniem kawy , korzystamy w tym momencie z zaparzarki aby przyrządzić kawę na sposób włoski. W ogródku rosną pomarańcze , ale jeszcze zielone.

[center]Obrazek[/center]

Ze znajomym umówiliśmy się na godzinę drugą , a sieć na wyspie nie jest zbyt skomplikowana , udajemy się na zwiedzanie Miriny , która jest ładnym miasteczkiem , jeżeli pozostaniemy w rejonie centrum. Zwracają uwagę nieliczne pamiątki panowania imperium osmańskiego. Wyspa do końca lat 90 była zasadniczo bazą militarną pozytywnie odbiło się na mniejszej komercjalizacji .

[center]Obrazek[/center]

W samym centrum jest kilka hoteli i co najmniej dwa które kiedyś miały swój okres świetności, w hotelu Paris wchodząc do stylowego westybulu można zobaczyć relikt pewnie z czasów zimnej wojny , a na pewno z ery przedcyfrowej

[center]Obrazek[/center]

Co ciekawsze punkty turystycznej mają swoiste drogowskazy , które są wykonane ze starych pojazdów

[center]Obrazek[/center]

Reszta dość ładnie prezentuje się w porannym słońcu, temperatura ponad 20 stopni ale jest wiatr

[center]Obrazek[/center]

[center]Obrazek[/center]


http://pl.wikiloc.com/wikiloc/view.do?id=8080498" onclick="window.open(this.href);return false;
Najciekawsza motocyklowo jest północna część wyspy , tam mamy góry i morze , niestety niektóre kierunki są zablokowane przez wojsko. Staramy się jechać wzdłuż wybrzeża co udaje się tylko do pewnego momentu . Docieramy do pięknej piaszczystej plaży, ostatni odcinek to szutrówka z gliną , na szczęście jest sucho.

[center]Obrazek[/center]

[center]Obrazek[/center]

Tam popłynąłem na desce , niestety przy tamtym przylądku były kamienie i jeżowce, już po powrocie poczułem że mam pociętą stopę i ślady po igłach do wydłubywania

[center]Obrazek[/center]

[center]Obrazek[/center]

Na hacjendzie rozbijamy biwak i wieczorem jedziemy na kolację do drugiego co do wielkości miasta Moudros. W czasie I wojny światowej na wyspie stacjonował Churchill
i z tego czasu jest cmentarz wojskowy w pięknym stanie, utrzymywany przez wspólnotę brytyjską .

[center]Obrazek[/center]

Po kolacji spędzamy czas na grze w karty zapijając wszystko ouzo i tziporo

Piątek spędzamy jeszcze wspólnie z przyjaciółmi. Jedziemy na plażę keros , gdzie podekscytowany próbuję walczyć na wodzie. Wieczorem jedziemy do knajpy w miejscowości Sardes ,to jest bardzo przyjemne górskie miasteczko. W sobotę o poranku przenosimy się do domku, ponieważ znajomi wyjechali do domu, wiatr w nocy mocno targał namiotem. Dzień poświęcamy na zwiedzenie południowo wschodniej odnogi wyspy.
Obrazek
Obrazek
Obrazek
Obrazek
Obrazek
Obrazek
Obrazek
Obrazek
Obrazek
Obrazek
Wieczór kończymy w znanej już nam z poprzedniego wieczoru restauracji w porcie Moudros

http://pl.wikiloc.com/wikiloc/view.do?id=8080525" onclick="window.open(this.href);return false;

Niedziela ogranicza się głównie do zwinięcia obozu i przygotowania do wycieczki na stały ląd . Na szczęście jest możliwość przepłynięcia promem do miejscowości Lavrio , co pozwoli nam na kontynuowanie wycieczki w kierunku bardziej odpowiednim do obecnej pory roku , czyli południe. Pogoda sprzyja , a my próbując dotknąć wszystkich interesujących widokowo i motocyklowo punktów, kręcimy się czasem w kółko.
Między innymi próbujemy w dwóch miejscach dotrzeć do słonego jeziora , obydwie próby bez powodzenia bo motocykl grzęźnie w piachu i rozsądek zwycięża.
[center]Obrazek[/center]

Stajemy na obiad , zasadniczym powodem postoju była osa która ugryzła Beatę w dolną powiekę , na szczęście żądło się wyciągnęło a w knajpie mieli lub a my w bagażu fenistil. Przed dojazdem do tego miejsca , był plan aby z miejscowości Skandali przejechać do Moudros szutrówką , ale miejscowi na to odradzili.
Znalazłem kawałek cienia , knajpka była bardzo klimatyczna , choć z zewnątrz nie zachęcała, wkrótce po naszym przyjeździe większość miejsc została zajęta przez co chwilę zjawiających się nowych gości. Widać że grecy lubią jadać z rodziną na tzw. mieście.
[center]Obrazek[/center]

[center]Obrazek[/center]

[center]Obrazek[/center]

[center]Obrazek[/center]

[center]Obrazek[/center]

Po dotarciu do Miriny skąd płynie prom , postanawiamy udać się na wycieczkę i zdobyć najwyższą górę w okolicy

[center]Obrazek[/center]

[center]Obrazek[/center]

[center]Obrazek[/center]

[center]Obrazek[/center]

[center]Obrazek[/center]

Forteca zasadniczo jest we władaniu miejscowych kóz które spacerują po ścianach, a u podnóża wałęsał się daniel. Po przypłynięciu naszego statku udaje się na pokład

[center]Obrazek[/center]

gdzie pomimo natarczywych zachęt do kupna kabiny , rozbijamy nasze obozowisko
Obrazek
Obrazek
Ostatnie spojrzenie na miasteczko
Niestety nie zdążyliśmy zobaczyć jak słońce zachodzi nad widoczną w oddali świętą górą Athos

[center]Obrazek[/center]

Spanie na podłodze nie było takie najgorsze . Najbardziej zdenerwował mnie bagaż , bo zasadniczo wiedzieliśmy że skończyła się era noclegów pod namiotem a zaczęła , bookingowo tripadviserowa. Jeszcze słońce nie wzeszło gdy ruszyliśmy z promu około 7 po 11 godzinach rejsu . Interesowała nas trasa wzdłuż wybrzeża i po początkowym przebijaniu się przez posiadłości jak na côte azur , wyszliśmy na prostą ,a raczej na pokręconą . Plan za tankowania w Atenach prawie się udał , o wschodzie słońca musieliśmy tylko oddać mu cześć aby Ra pozwolił nam kontynuować podróż
Obrazek
Obrazek
Obrazek

Jak już dotankowaliśmy prawie w Atenach to zostawiliśmy motocykl na stacji i w pobliskim odpowiedniku biedronki kupiliśmy kawę aby robić kawę po grecku i cukier , bez tego kawa nie jest po grecku , mleczko mieliśmy z Limnos , ale jogurtu nie. Na stacji zjedliśmy śniadanie i ruszyliśmy , tfu, na podbój Aten . Po półgodzinnym staniu w korkach uciekłem w bok , jak mi się wydawało dobrze robię i po przejechaniu przedmieścia arabskopodobnego , wylądowaliśmy na promie
Obrazek

Nie bardzo chcieliśmy pływać w tym dniu ,ale jak spojrzałem na mapę to wyszło że czeka nas jeszcze jedna przeprawa . Jak było widać grecki ajran jest nawet smaczny. Pierwszym założeniem było aby celem dzisiejszego dnia była Sparta, ze względu na drogę która tam prowadziła. Na szczęście na postoju poczytaliśmy przewodnik i zmieniliśmy destynację na Monemwazję.
Teraz przedzieraliśmy się dalej mając z jednej strony wodę a z drugiej autostradę. Tak dociągnęliśmy do przesmyku korynckiego, przejechaliśmy po niepozornym mostku i gdy zwróciłem głowę w prawo zauważyłem oddalający się tankowiec wprasowany między dwie skały i jeszcze most kratownicowy nad tym wszystkim, następnym razem trzeba się tam zatrzymać . W końcu wjechaliśmy na półwysep i zaczęła się najlepsza część drogi w dniu dzisiejszym . początek trasy trochę płaski ale szybko góry zbliżyły się do morza i zaczęliśmy podziwiać widoki i czerpać przyjemność z jazdy. W tym miejscu przed Leonidio zdecydowaliśmy że to Monemwazja będzie celem , droga do Kosmas była najlepszym motocyklowy odcinkiem dnia, a klimatyczność tego miasta oraz żarcie w knajpie było jednym z lepszych od początku pobytu.
Obrazek
Obrazek
Zapomniałem wspomnieć ,jadąc do Kosmas , w pewnym momencie widać wysoko na głowami zawieszoną budowlę, po kilku kilometrach wspinania się serpentynami , okazuje się że jest to opisywany w przewodniku żeński klasztor , gdzie żyją trzy siostry. Na miejscu pogadaliśmy trochę z ichnim księdzem który dogląda sióstr, chyba sprawdzając czy jeszcze żyją.
Obrazek
Obrazek
Obrazek
Docieramy do Kosmas, spotykamy tam 2 motocyklistów z Niemiec na Suzuki , obaj na lekko, jeden z nich tam ma dom i potwierdza się to co myślimy o przebytej drodze , jest super.
Obrazek
Obrazek
Obrazek
Obrazek
Po posiłku i krótkiej kontemplacji ,ruszamy dalej wspinając się na przełęcz, zjazd z niej nie jest już tak spektakularny , choć widoki mogą się podobać

Przewodnik opisuje Monemwazja , obowiązkowy punkt programu każdej wycieczki na Peloponez. Nie powiem że z historii byłem zielony , ale nazwa tego miasta kompletnie nic mi nie mówiła, zresztą podobnie jak bizantyjska Mistra , leżąca obok Sparty . W tym odczuciu nie byłem osamotniony . Z opisu wynikało że miasto jest bardzo dobrze zachowane i nawet są tam jakieś hotele. Nie zrobiłem na szczęście rezerwacji w samej Monemwazji , pozostawiając tą czynność na sam koniec , jak już dotrzemy i zorientujemy się w topografii.
Od zjazdu z przełęczy poruszamy się raczej po płaskim , wyjątkiem końcowy odcinek ,gdzie zbliżały się do wybrzeża. Noclegi w skale są droższe, to cytat z przewodnika , który znakomicie oddaje charakter miasta. Częściowo można by pokusić się o porównanie miasteczka z toskańskimi miastami na wzgórzach. Niestety w tym wypadku nie ma właściwie żadnego lokalnego życia, stałych mieszkańców jest około 15 choć domów jest sporo i gdyby to był np. Hvar to w każdym mieszkaliby ludzie, a tak to wyszedł trochę taki skansen.
Dlaczego skała? Bo jest to góra wystająca z morza , połączona ze stałym lądem groblą. Wejście do miasta jest przez bramę z łamanym korytarzem w środku ,aby łatwiej było się bronić , wewnątrz ruch tylko pieszy . Przy głównym deptaku , sklepiki, galerie, knajpy , czasem hotelik . Miasto niewidoczne od strony głównej drogi dojazdowej, całą panoramę pewnie widać tylko od strony morza. Decydujemy się na nocleg w pobliskiej Gefirze i po krótkim spacerze uliczkami miasteczka , tam też wracały na kolację. Decyduje my się na proste miejscowe jedzenie w towarzystwie lokalnych mieszkańców. Swoją obecnością zaszczycił nas też miejscowy pop.
Obrazek
Trzeba zamówić miejsce do spania
Obrazek
Obrazek
Obrazek
Obrazek
Obrazek
Po zakwaterowania w hotelu wracamy już na lekko do miasteczka , busem za eurasa od osoby.
Obrazek
Obrazek
Obrazek
Obrazek
Obrazek

Jak napisałem wcześniej , nie decydujemy się na posiłek w Monemwazji, wszystko w tym miejscu jest za bardzo wysublimowane. W hotelu decydujemy się że następnym miejscem na nocleg będzie Sparta , ale pojedziemy tam przez część półwyspu o nazwie Mani. W tej części ma być dzikość, ludzie w stylu albańskich górali , vendeta, gościnność . Punktem pośrednim ma być Gegenwazja

Jednak to nie była Gegenwazja , tylko Gerolimemas. W hotelu nie wzięliśmy śniadania bo wydawało nam się za drogo , drugi raz nie popełnimy tego błędu. Korzystamy z internetu w kawiarni i bookuję nocleg w miejscowości Mistra.
Ostatnie spojrzenie na skałę
ObrazekObrazek
oraz miasteczko i ruszamy w kierunku Neapolu, tak aby zobaczyć morze.
Droga jest malownicza , ale po pewnym czasie dojeżdżamy do głównej , ścigając się z karetką , odouszczamy w mieście.
Obrazek
ObrazekObrazek
Ruszamy z Napoli na część półwyspu zwaną Mani. Droga jest widokowa, snuje się pośród gajów oliwnych , do momentu gdy zbliżamy się do Skali. W tamtym rejonie teren się wypłaszcza i jeżeli ktoś jechał do Toskanii bocznymi drogami z okolic Wenecji, to krajobraz jest identyczny, kanały nawadniające i plantacje. W tym wypadku plantacje pomarańczy. W jednym z miasteczek robimy zakupy na drugie śniadanie.
Obrazek
Obrazek
Odpoczywamy w tym miejscu , mając widok na atrakcję turystyczną widoczną na mapie
Pinezka

w pobliżu Krokees
Grecja

http://goo.gl/maps/Q6kxz" onclick="window.open(this.href);return false;
Obrazek
Obrazek
Sponsorem większości gotowanych płynów był kolega Gałka.
Jadąc na umowny koniec półwyspu , do Gerolimenos , nie była to najbardziej ekscytująca droga. Za to na koniec poczuliśmy się trochę jak w tym toskańskim miasteczku którego mieszczkańcy budowali swoje domostwa w kształcie wież . Miasteczko jest ulokowane na końcu wąwozu schodzącego do morza, nas jednak zaciekawiły wysokie budowle położone na wypiętrzeniu wznoszącym się nad wioską. Ciekawą ścieżką wspieliśmy się w górę aby zobaczyć rozległy płaskowyż , jadąc dalej wąską ścieżką mieliśmy problem z wyminieciem samochodu , który na masce miał zamontowaną kamerę filmującą wnętrze. Domy z bliska okazały się wyrobem współczesnym . Dojeżdżając do skrzyżowania pośrodku niczego, zauważyliśmy budkę telefoniczną kilku ludzi , chyba ekipę filmową a za chwilę znów mijaliśmy ten sam czerwony samochód z kamerą. Teraz musimy oglądać greckie filmy, może gdzieś pojawiły się w jakimś ujęciu. Zatrzymujemy się i Beatka próbuje doczytać ,o co biega z tymi domami w stylu toskańskich wież z San Giminiano
Obrazek
Obrazek
Obrazek
Obrazek

Wracamy z tej części półwyspu kierując się w docelowe miejsce , Mistra , która położona jest obok Sparty. Zamówiony hotelik ma dobre recenzje i jest położony w pobliżu bizantyjskiej Mistry. Najciekawsze odcinki drogi są położone pomiędzy Aeropolis i Kalamatą oraz odcinek do przełęczy Tailgetos w drodze z Kalamaty do Sparty
Obrazek
Obrazek
Obrazek

Po dotarciu na miejsce w zasadzie zostajemy zaatakowani przez matkę właścicielki który przygotowuje owoce pigwy na dżem i bezceremonialnie karmi nas tymi kawałkami , jak dzieci , nie dając nawet czasu na ściągnięcie kasku z głowy. Później zmusza nas do zjadania owoców pomarańczy które rosną tuż za nami. Wieczór kończymy w pobliskiej knajpce zamawiając po raz pierwszy mussakę, kelner zachwalał że zrobiona przez jego mamę. Idąc w kierunku zaplecza po kolacji, nie omieszkałem skomplementować kobiety za wybitne danie.
Obrazek

Obrazek

Tuco
Komisja Rewizyjna
Posty: 2165
Rejestracja: 18 gru 2008, 22:22
Auto: kdj95
Kontakt:

Re: Grecja w październiku

Post autor: Tuco »

Bardzo fajna relacja. :D

Gałka
Sąd Koleżeński
Posty: 4424
Rejestracja: 05 kwie 2007, 21:04
Auto: HZJ73 3w1
Kontakt:

Re: Grecja w październiku

Post autor: Gałka »

i znowu się chce gdzieś jechać .... :)

Kamil Rogala
Posty: 1
Rejestracja: 16 lut 2016, 21:53

Re: Grecja w październiku

Post autor: Kamil Rogala »

Coś pięknego! Wspaniała przygoda oraz niepowtarzalne wspomnienia! Aż chciałoby się wskoczyć na dwa kółka i wyjechać gdzieś w nieznane zostawiając wszystko za sobą :)

Wydaje się, że taka samodzielna wycieczka to najlepszy wybór dla niezależnych ludzi. Choć Ci bardziej zabiegani i spokojni mogą decydować się na wyprawy z biurem podróży :) Co prawda powyższej wyprawy raczej nic nie przebije, ale lepsze to, niż siedzenie w domu :)

ODPOWIEDZ