SYBERIA 2014 - KULCZYNA TEAM

Moderator: luk4s7

Awatar użytkownika
wista-wio
Klubowicz
Posty: 697
Rejestracja: 05 lut 2009, 21:59
Auto: BJ42 3,4D / BJ42 3B / BJ45
Kontakt:

Re: SYBERIA 2014 - KULCZYNA TEAM

Post autor: wista-wio »

jedziemy na zachód
jedziemy na zachód
DSC01059.JPG (58,19 KiB) Przejrzano 3579 razy
Późnym popołudniem zamknęliśmy pętle syberyjsko mongolską. Po kilku tysiącach kilometrów, przejechaniu południowej Syberii i prawie połowy Mongolii , ponownie znaleźliśmy się na zatłoczonych ulicach wielkiej syberyjskiej metropolii jaką jest Nowosybirsk. Tuż przed miastem jechaliśmy wzdłuż samiutkiego brzegu drugiej co do wielkości po Lenie rzeki Rosji, ogromnego i pięknego Ob. Część mieszkańców Rosyjskiej Federacji, szczególnie mieszkańcy terenów Nowosybirska i Ałtaju twierdzą, że Ob jest największą rzeką Rosji dłuższą od Leny o ponad tysiąc kilometrów licząc od źródeł Irtyszu. Ale to spór samych Rosjan i nic nam do tego. My podziwialiśmy ogrom wód płynących na północ tego wielkiego kontynentu jakim jest Azja. Podobnie jak poprzednim razem w przejechaniu i pokonaniu miasta pomogli nam nowosybirscy kierowcy, tym razem szofer pomarańczowego kamaza wyprowadził nas z zatłoczonych ulic. A i tak nie ustrzegłem się pomyłki i na jednym z ostatnich wielkich rond źle skręciłem i wylądowaliśmy na syberyjskim lotnisku. Po objechaniu części pasów startowych ponownie znaleźliśmy się na znanej nam już drodze, tylko w przeciwnym kierunku jechaliśmy w stronę Omska. W godzinę pokonaliśmy kilkadziesiąt kilometrów poczym ogarnęło mnie zmęczenie. Spojrzałem na GPS zbliżał się sześćsetny kilometr, dość pomyślałem i zjechałem w boczną ścieżkę. Wyboje wąskiego, raczej wydeptanego niż wyjeżdżonego szlaku wyrwały Pawła z drzemki co koniec na dzisiaj? Zapytał, poprawiając zdrętwiałe plecy i tyłek wklejony w fotel. Tak powiedziałem, wybieraj miejsce na obóz. Co tu wybierać, jak echo powtórzył Paweł i zaraz dodał wszędzie jest pięknie. Stajemy pod tym drzewem, wskazał palcem niskiego ale bardzo rozłożystego dęba. Na kolację zaserwowałem jajecznicę na ohydnej rosyjskiej kiełbasie. Podana z sałatką z trawy morskiej smakowała wybornie. Tylko powietrze wokół nas było bardzo ciężkie nawet dym z kelerka nie podniósł się wyżej jak na metr i snuł swe białe warkocze po stepie osiadając na kępach traw i burzanach. Patrzałem z dachu samochodu na zachodzące słońce i ten nasz dym który plątał się wśród bezkresnego stepu , nawet nie wiem kiedy głowa opadła mi na małą poduszeczkę uszytą przez Ulę. To była długa i spokojna noc.
Załączniki
kolacja :) Keller to na prawde wyśmienita kuchenka
kolacja :) Keller to na prawde wyśmienita kuchenka
DSC01063.JPG (114,55 KiB) Przejrzano 3579 razy

Awatar użytkownika
wista-wio
Klubowicz
Posty: 697
Rejestracja: 05 lut 2009, 21:59
Auto: BJ42 3,4D / BJ42 3B / BJ45
Kontakt:

Re: SYBERIA 2014 - KULCZYNA TEAM

Post autor: wista-wio »

takie autka też spotkaliśmy w syberyjskiej wędrówce
takie autka też spotkaliśmy w syberyjskiej wędrówce
DSC01071.JPG (71,67 KiB) Przejrzano 3585 razy
Zerknąłem na zegarek dochodziła szósta trzydzieści gdy zalewałem kawę. Paweł długo kazał na siebie czekać zanim zlazł z dachu. Zimną kawą zapił sardynki w sosie pomidorowym, poczym złożył namiot. Ja w tym czasie posprawdzałem ciśnienie w kołach olej w silniku i zwinąłem obozowisko. W kilka minut później ponownie jechaliśmy drogą do Omska i dalej na zachód do Izhim tam zjechaliśmy ze znanej nam E22 wiodącej do kolorowego Tiumenia zamieniając ją na E30, która prowadziła do Kurganu miasta blisko granicy z Kazachstanem. Był to najdłuższy bo liczący 1021 km odcinek jaki pokonaliśmy w ciągu jednej doby, podczas naszej wyprawy. Przez kilkaset kilometrów krajobraz za nic w świecie nie chciał się zmienić. Towarzyszyły mam za oknem brzozy bagna i łąki porośnięte krwawnikiem. W połowie dnia widnokrąg powoli przybierał inny obraz. Z niekończących się nieużytków wokół wąskiej nitki asfaltu, zaczęły towarzyszyć nam pola uprawne. Wielkie ogromne zaorane przestrzenie. Przez otwarte okno do samochodu wlatywać cuchnący zapach nawozów. Tak mi się wydawało. Po zakręceniu wszystkich okien zaduch w aucie był coraz większy a smród po prostu nie do wytrzymania. Było tak śmierdząco, że wykręcało nos, a oczy powoli zapełniały się łzami. Nie potrafiłem zidentyfikować źródła strasznego fetoru, dopóki nie spojrzałem w dół gdzie jak mi się wydawało odór się kumulował. I nagle oświeciło mnie wyszło szydło z worka … to Paweł tak śmierdział, a raczej jego skarpetki i nogi. Bezczelny ściągnął buty i chłodził sobie cuchnące giry w dolnym otworze nawiewu powietrza. Natychmiast zatrzymałem samochód, szczęściem akurat nad rzeczką i wygoniłem śmierdziela do kąpieli. Na początku opierał się, tłumaczył, że to winne są wszystkiemu jego buty, które otrzymał w prezencie od przyszłej teściowej. Potem, że skarpetki. Wywaliłem wszystko i buty i skarpetki , rozpaczał przez pół dnia za stratą, ale ja miałem w aucie istnie górskie powietrze znaczy stepowe syberyjskie też pachnące. Z czasem podróż zamieniła się w nudną ciągnącą kolumnę setek tirów. Dziesiątki potężnych aut załadowanych bóg jeden wie czym jechały długimi na kilka kilometrów konwojami. Nasz samochód wyglądał wśród tych kolosów jak taka mała czerwona pluskwa skacząca na wybojach. Po kilku godzinach towarzystwa cięzarówek z łatwością rozpoznawaliśmy korporacje i firmy do których należały te ogromne maszyny a nawet poszczególnych kierowców. Jechały zawsze zwartą kolumną, gdy nawierzchnia drogi była względnie równa pozbawiona wybojów rozpędzały się do maksymalnych prędkości. Nie sposób ich było wyprzedzić, zresztą nie zależało mi na ściganiu się z nimi. Kierowcy traktowali nas z pobłażaniem a po kilkuset przejechanych kilometrach nawet nawiązywała się miedzy nami nic sympatii staliśmy się swego rodzaju maskotką drogową. Szlak południem Syberii wiódł wzdłuż granicy z Kazachstanem przygraniczna trasa to istna szachownica jakości. Zdarzały się odcinki o idealnej nawierzchni i wtedy wszystkie ciężarowe samochody długim pędzącym wężem wyprzedzały nasze małe pudełko. Ale po czasie gdy droga zamieniała się w dziurawy ser szwajcarski, nadchodził nasz czas i po kolei to z lewej to znowu z prawej omijaliśmy pełzające gąsienice potężnych przyczep i naczep. Rosyjscy tirowcy nie utrudniali nam tych manewrów, a nawet jeśli to było możliwe ułatwiali przejazd. Była to jedyna rozrywka w nudnym nie kończącym się szlaku syberyjskich dróg. Piękna tajga ustąpiła miejsca bagnom trzęsawiskom setkom hektarów nieużytków, w miarę zbliżania się do miejscowości polom uprawnym. Zniknęły też za nami wspaniałe górskie widoki, teren stał się równinny płaski i do znudzenie nie zamienialny przez, już nie dziesiątki ale setki kilometrów.
Załączniki
setki Tirów i dziury :)
setki Tirów i dziury :)
DSC01074.JPG (81,79 KiB) Przejrzano 3585 razy

Awatar użytkownika
wista-wio
Klubowicz
Posty: 697
Rejestracja: 05 lut 2009, 21:59
Auto: BJ42 3,4D / BJ42 3B / BJ45
Kontakt:

Re: SYBERIA 2014 - KULCZYNA TEAM

Post autor: wista-wio »

tankowanie na Syberii
tankowanie na Syberii
DSC01099.JPG (57,76 KiB) Przejrzano 3547 razy
Od zachodu zauważyłem napływające chmury które zaczęły przesłaniać błękitny kolor nieba. Najpierw białe obłoki z czasem zrobiły się sine a potem granatowe z których zaczął mżyć deszcz. Nie była to ulewa ale mżawka tak gęsta jakby wodą było wypełnione całe powietrze wokół nas. Po czasie pomyślałem, że to po prostu mgła albo chmura tak nisko zniżyła się nad drogę a my wdzieramy się w jej środek. Wszystko było wokół nas wilgotne my też. Szybę przecierałem od środka bo wilgoć szparami auta wdarła się do kabiny. Nie przeszkadzało to Pawłowi zapaść w błogi sen. Nie wiem czy to ten nadmiar wilgoci czy ohydna wyprawowa kawa to uczyniła ale musiałem się wysiusiać. Zjechałem z głównej drogi w boczne wyjeżdżone drożysko. Pomyślałem że jak już się załatwię to może coś zjemy napijemy się gorącej herbaty. Lasek opodal wydawał się dobrym miejscem na biwak. To co za chwile się wydarzyło było tak zaskakujące , że nie wiedziałem jak się w tej sytuacji zachować. Wjechaliśmy naszym autem w… biwakującą rosyjską armie. W dziesiątki czołgów wozów pancernych i setki uzbrojonych żołnierzy. Nie wiedziałem czy wycofać samochód i odjechać czy stanąć i jakby nigdy nic wysikać się. Wybrałem to drugie, zaparkowałem obok ogromnego czołgu i pod drzewem załatwiłem potrzeby. Żołnierze z przewieszonymi na piersiach kałasznikowami spokojnie podchodzili najpierw pojedynczo potem już całą drużyną. Oglądali nasze auto. Paweł zaspany nie bardzo wiedział o co chodzi i gdzie się znajdujemy. Skąd nagle wokół nas tylu ruskich sołdatów. Po chwili podeszło do mnie trzech nie uzbrojonych a jeden z nich w podkoszulce niebieskie paski rosyjskiej matrioszce przedstawił się. Siergiej, wyciągnął do mnie rękę i przyciągając do piersi, wyściskał robiąc prawdziwego syberyjskiego niedźwiadka. Jego kompani uczynili to samo Sasza i Piotr wykrzykując pomiędzy buziakami przedstawili się całując moje policzki. Paliaki gdie wy okażecie zdies ? paciemy wy nachodities zdies ? spytał Siergiej. Przedstawił się jako dowódca tej zalesionej jednostki wojskowej, pułkownik Siergiej Andriejewicz Pawłow powtórzył z uśmiechem . Nie miał na sobie munduru ubrany tylko w podkoszulek, więc nie widziałem dystynkcji. Jednak po tym jak traktowali go pozostali żołnierze można było się domyśleć że on tu rządzi. Zaprosił nas na posiłek tuż za pierwszą linią czołgów rozbite były namioty. Jeden z nich największy, przeznaczony był na jadalnię. Obok niego stała kuchnia polowa. W sekundę spowił ją kłąb pary a na blaszanym talerzu wylądował kawał mięcha i chochla kaszy. Kucharz najpierw podał posiłek Pawłowi potem ja dostałem swoją porcję. Dowódca poczęstował wódka. W mgnieniu oka poszła litrowa butelka po chwili druga i trzecia. Na moją odmowę wypicia i tłumaczenie że nie piję bo jestem kierowcą i prowadzę auto zareagowali całkiem normalnie. Zabrali mi z przed nosa pełną szklankę i postawili przed Pawłem. Nikt już później nie namawiał mnie na alkohol, ani nie szydził, nie dokuczał ot po prostu nie piję i już, sprawa zamknięta. Dowódca Siergiej pytał o wszystko jak tu się znaleźliśmy skąd jesteśmy ile kilometrów za nami jak podobała się Syberia i czy w Mongolii było wszystko w porządku. Gdy mu opowiedzieliśmy o naszych przygodach o Mongolii i samotnym pokonaniu Gobi, zyskaliśmy w ich oczach i z każdym moim słowem opowieści szacunek do nas rósł. Nazwali nas bohaterami i maładcami podziwiali odwagę siłę i upór. Uważnie przyglądali się naszemu samochodzikowi, musiałem go im dokładnie pokazać. Ciekawiło żołnierzy wszystko silnik zawieszenie rocznik ile pali jak duże mamy zbiorniki paliwa. Zachwycali się naszą maszyną , bardzo im się podobało nasze autko. Z ogromnym niedowierzaniem zasłuchani w opowieści robili ogromne oczy ze mamy za sobą czternaście tysięcy kilometrów i chcemy jeszcze kilka zrobić. To było sympatyczne i miłe spotkanie. A posiłek z wojskowej kuchni wyborny. Pożegnanie… misiaczki z wieloma sołdatami poklepywanie po plecach na koniec salwa z kilku kałachów na odjezdne i dalej w drogę. Po kilku przejechanych kilometrach przed nami na niebie dostrzegłem pięć szybko zbliżających się punktów. W chwilę później ogromny huk trząsł całym autem. Cztery wąskie zielone maszyny i jeden wielki latający potwór robiły nieprawdopodobny huk nad naszym dachem. Pluton śmigłowców uzbrojonych po zęby leciał wprost na nas. Tuż przed maską stanęły pionowo pokazując swoje wielkie wirujące śmigła, które tworzyły jedno wielkie koło zadarte w górę ogony potęgowały grozę i podkreślały wielkość latających maszyn. W sekundę obleciały nas dookoła. Były tak blisko, ze w kabinie za sterami dostrzegłem naszego nowego przyjaciela pułkownika Siergieja Pawłowa w pasiastej podkoszulce. Nowością był hełm ze słuchawkami na głowie dowódcy. Pokiwał i pomachał dłonią z uśmiechem, jeszcze raz okrążył nasz samochodzik i zwartym powietrznym szykiem poleciał przed nami. Na odchodne a może na odlotne rozkołysał na boki ogromną maszynę machając takimi malutkimi skrzydełkami, pod którymi wisiały wielkie białe rakiety z czerwoną zaostrzoną w szpic czapeczką. Dziwne i niesamowite spotkanie jak cala Syberia, piękna dzika nie przewidywalna kraina serdecznych ludzi nawet tych w mundurach i uzbrojonych jak na wojnę. Zresztą może i na wojnę.
Załączniki
powietrzne spotkanie ;)
powietrzne spotkanie ;)
cd.jpg (53,17 KiB) Przejrzano 3547 razy

MaxLux
Klubowicz
Posty: 2890
Rejestracja: 05 kwie 2007, 11:01
Auto: GRJ120
Kontakt:

Re: SYBERIA 2014 - KULCZYNA TEAM

Post autor: MaxLux »

Niesamowite :shock:

Awatar użytkownika
MariuszS
Klubowicz
Posty: 1494
Rejestracja: 27 lip 2007, 10:56
Auto: LJ-79 na do?ywocie
Kontakt:

Re: SYBERIA 2014 - KULCZYNA TEAM

Post autor: MariuszS »

Scena - plastyczna, gotowa do montażu filmowego! :-)
W każdym razie, ja sobie ją pozwoliłem wyświetlić pod powiekami.... :idea:

Awatar użytkownika
wista-wio
Klubowicz
Posty: 697
Rejestracja: 05 lut 2009, 21:59
Auto: BJ42 3,4D / BJ42 3B / BJ45
Kontakt:

Re: SYBERIA 2014 - KULCZYNA TEAM

Post autor: wista-wio »

i szukaj tu drogi ;)
i szukaj tu drogi ;)
DSC01076.JPG (91,4 KiB) Przejrzano 3505 razy
Na Ukrainie konflikt zbrojny z każdym dniem był coraz poważniejszy, atmosfera i groźba wojny dominowała w rozmowach z Rosjanami. Żywo interesowali się każdą napływającą wiadomością , a z rozmów z nimi wynikało bardziej zaniepokojenie ukraińskim konfliktem jak chęć dominacji wielkoruskich ambicji terytorialnych. Nas polityka nie interesowała, jednak swojego obywatelstwa nie skrywaliśmy i Polska flaga powiewała na kangurce auta. Czasami przez głowę przeszła mi myśl że może zwinąć i zasłonić banderę aby nie drażnić rosyjskich kontroli drogowych gdyż postawa polskiego rządu nie sprzyjała decyzją Putina. Pomimo dręczących myśli i dylematów Polska flaga na maszcie powiewała przez całą naszą wyprawę. A biało czerwona bandera miast denerwować sprawiała, że żołnierze policjanci i zwykli mieszkańcy wielkiej Rosji postrzegali nas z ogromną serdecznością , szczerą sympatią i gościnnością. Po kilkuset przejechanych kilometrach syberyjskich bezdroży, wielu przygodach w przeprawach dziurawych mostów, brodzenia w rzekach, taplania się w bagnach, przeskakiwania przez wyrwy w drogach. Gdzie nie jeden raz nasz samochód chował się cały aż po dach by podwoziem rysować w błocie szlak naszego przejazdu. Na sto pięćdziesiąt kilometrów przed Kurganem w małym brzozowym lasku pośród rozległych bagien i moczarów założyliśmy obóz. Po spokojnej nocy nastał bardzo zimny poranek trzy stopnie Celsjusza na plusie w ogóle nie zachęcały Pawła do wstania. Nawet zaparzona kawa i herbata oraz pyszne śniadanko nie umiały zmusić go do zejścia. Zlazł dopiero jak byłem już prawie całkowicie spakowany. Oczywiście poza złożonym namiotem w którym Paweł kończył śniadanie i dopijał herbatę na leżąco nie wychodząc ze śpiwora. Przed nami były góry Uralu a my ich nie widzieliśmy. Wszystko wokół nas było jak zalane mlekiem jechaliśmy po omacku dosłownie szukając drogi. Dopiero po długiej karkołomnej wspinaczce wąskimi dróżkami, powietrze zrobiło się przejrzyste a nawet wyszło słońce. Za nami były już dwie trzecie wyprawy a my dotąd nie mieliśmy prezentów dla naszych dziewcząt. Powoli Pawła zaczynała dopadać irytacja, co prawda mieliśmy już drobiazgi kupione w górach Ałtaju i Mongolii. Jakieś skarpetki z jaka , wielbłąda, spinki do włosów, makatki i jeszcze kilka pierdółki ale to wszystko mało. Paweł był coraz bardziej zdenerwowany. Miałem jednak wrażenie, że to nie brak prezentów tylko wspomnienie i tęsknota za Majką i domem powodowały złość, a zmęczenie je tylko potęgowało. Tuż przy drodze były rozłożone kramy miejscowych górali sprzedawali dosłownie wszystko. Hitem były aparaty do pędzenia bimbru, piękne srebrne z chromoniklowej blachy. Zbiorniki zaopatrzone w manometry i ciśnieniomierze błyszczały w słonku. Sprzedawali też kamienie półszlachetne, podobno dary i skarby gór Uralu. Zielone awanturyny, błękitne amazonity , brązowe kalcyty, fioletowe ametysty. W surowej formie kamiennych bryłek a także pokruszone i pyłem oklejone szkatułki, pudełeczka a nawet w tej technice wykonane całe obrazy. Wszystko zrobione niechlujnie a cały towar sprawiał wrażenie sprowadzonego z Kraju Środka. Zmierzły Paweł nie miał ochoty na takie zakupy. W końcu trafiliśmy na ręczne wyroby z kory brzozowej, przepiękne pudełka pudełeczka i pojemniki dosłownie na wszystko. Ja kupiłem Urszulce większy Paweł Majce mniejszy. I broszka z gór Ałtaju znalazła swoje miejsce idealnie się w nim mieściła.
Załączniki
jedno z syberyjskich obozowisk :)
jedno z syberyjskich obozowisk :)
DSC01087.JPG (116,52 KiB) Przejrzano 3505 razy

Awatar użytkownika
wista-wio
Klubowicz
Posty: 697
Rejestracja: 05 lut 2009, 21:59
Auto: BJ42 3,4D / BJ42 3B / BJ45
Kontakt:

Re: SYBERIA 2014 - KULCZYNA TEAM

Post autor: wista-wio »

kąpiel ;)
kąpiel ;)
DSC01103.JPG (117,34 KiB) Przejrzano 3470 razy
Dojeżdżaliśmy do szczytów pasma południowego Uralu zwanego czelabińskim nazwanego od obwodu w którym się znajduje. Podobno Ural południowy od tysięcy lat był atrakcyjnym miejscem do zakładania osad ludzkich. Świadczą o tym liczne grodziska usypane z kamienia, wsie i warownie z epoki brązu i żelaza. Podobno nie ma roku by archeolodzy nie natrafili na nowe znaleziska. Odwiedziliśmy miasto Arkaim podobno będące rówieśnikiem piramid egipskich. Zresztą trudno to nazwać miastem to tak jakby cały zespół osiedli zbudowanych w kamieniste pierścienie wkomponowane w jedną strukturę architektoniczną. Domy stanowią od zewnątrz mury obronne pozbawione zupełnie okien i drzwi wejściowych, od wewnątrz są otwory wejściowe oraz okna. Niektórzy badacze twierdzą że mieszkali w nich Asyryjczycy. Spotkaliśmy człowieka który z malutkim plecaczkiem siedział na progu jednego z domostw. Był zarośnięty brodą w drelichowej kurtce palił papierosa od papierosa. Zagadnąłem pozdrowieniem dziwnego gospodarza tego miejsca. Okazał się profesorem z Ufy, a w górach Uralu spędza każdą wolną chwilę. Widząc a raczej słysząc mój dukający rosyjski, odezwał się do mnie po polsku. Co ciekawe bez rosyjskiego akcentu. Opowiedział nam o jaskiniach i grotach zamieszkałych przez pradawnych pielgrzymów, o świętym jeziorze Ziurtakul położonym na ośmiuset metrach nad poziom morza, którego wody mają dziwną specyfikę. W niektórych miejscach woda jest słodka zdatna do picia, by po przeciwnej stronie jeziora słona jakby ktoś w jej wodach topił beczki z tą szlachetną przyprawą a od południa gorzka jak piołun pali usta goryczą. Co ciekawe wody o różnych smakach nie mieszają się ze sobą. Przy brzegach tego zaczarowanego akwenu znajduje się dwanaście osad ludzkich z mezolitu z początku pierwszego tysiąclecia naszej ery. Pięknie opisał samą drogę do tego świętego zbiornika różnych wód, jak sam je nazwał; wielime . Mówił o alpejskich łąkach zmieniających się z każdym przebytym kilometrem. O tarasach gdzie kolorowe drobne kwiatuszki ścielą się po ziemi niczym kobierce. Opowiadał o szerokich łąkach z trawą po pas z wielkimi kolorowymi kwiatami tworzącymi barwną mozaikę , na której z łatwością spotkać można pasące się zwierzęta gór. Zaprosił nas w te tereny wiosną, na moje pytanie czy możemy w jakiś sposób dostać się do jeziora. Pokręcił przecząco głową i mówił coś o zmianie pogody. Nie bardzo chciałem w to wierzyć, słońce świeciło całym blaskiem, ręka mnie nie bolała, nawet ciśnieniomierz był stabilny. Pożegnaliśmy serdecznie pana profesora, on życzył nam samych serdeczności, gdy odwróciłem głowę zauważyłem jak robi za nami znak krzyża dziwny człowiek gór Uralu. Noc postanowiliśmy spędzić w górach. Sporo było jeszcze czasu do zmierzchu, gdy znalazłem dużą ukwieconą łąkę, a w dolinie potok z krystaliczną wodą. Paweł rozbił obóz rozłożył krzesła i stół, rozpalił kelerka. Ja w tym czasie z wiadrem i piętnasto litrowym bukłakiem schodziłem po kamiennym urwisku do strumienia. Niespodziewanie noga poślizgnęła mi się na kamieniach i… spadłem z trzymetrowego urwiska wprost do strumienia. Zamiast puścić wiadra i bukłak i asekurować upadek rękami, to jeszcze mocniej zacisnąłem dłonie. Z całą siłą swego wielkiego cielska gruchnąłem o kamienne dno. Wprost kolanem trafiając w wystający głaz. Ból był okropny przez kilka minut zwijałem się rozmasowując obolałe kolano. Byłem cały mokry , nabrałem jednak wody do wiadra i bukłaka i jakimś cudem wylazłem na łąkę. Noga bardzo bolała ale nie była jeszcze opuchnięta. Wypraliśmy ciuchy wymyliśmy się cali to była prawdziwa kąpiel z prysznicem włącznie, Paweł nawet zagrzał wodę do umycia włosów. Zjedliśmy pyszną kolację, zapijając gorącą aromatyczną herbatą. Ale wstać już z krzesełka nie mogłem, kolano opuchło jak bania. Nie dało się wyprostować i bolało jak diabli. Paweł podał mi apteczkę nasmarowałem obite kolano które już było granatowe i przypominało ogromną śliwkę węgierkę, różnymi żelami przeciwzapalnymi. Zażyłem leki przeciwbólowe, ale samopoczucie było okropne. Pół godziny z pomocą syna zajęło mi wgramolenie się na dach. Po kilku tabletkach tramadolu zasnąłem. Obudził nas przeraźliwie zimny wiatr, który do namiotu wdzierał się każdą szczeliną. Namiot był cały zalany wodą, a my leżeliśmy w mokrych śpiworach. Szarpnąłem Pawła, to było dziwne że spał w wodzie po pas i nic nie czół opatulony mokrym śpiworem i mokrym kocem. Wyjrzałem przed namiot wszystko było pokryte śniegiem. Zapomniałem o bólu nogi, ale tylko na moment- do pierwszej próby zejścia po ośnieżonej drabince. Stół krzesła naczynia, nasze ciuchy wszystko pokryte było kilkunastocentymetrową warstwą śniegu. A na sznurze suszące się skarpetki i majtki zamarznięte na placek dyndały niczym suszone ryby na targu. Z dwudziestu stopni wieczorem temperatura spadała do minus pięciu.
Załączniki
uralskie obozowisko
uralskie obozowisko
DSC01112.JPG (91,83 KiB) Przejrzano 3470 razy

Awatar użytkownika
wista-wio
Klubowicz
Posty: 697
Rejestracja: 05 lut 2009, 21:59
Auto: BJ42 3,4D / BJ42 3B / BJ45
Kontakt:

Re: SYBERIA 2014 - KULCZYNA TEAM

Post autor: wista-wio »

P3310221.JPG
P3310221.JPG (77,35 KiB) Przejrzano 3435 razy
W zadymce śnieżnej składaliśmy obozowisko, noga bolała, kolano spuchło jak bania nie dało w ogóle się zgiąć. Do tego zacząłem się źle czuć krążeniowo, w głowie wszystko kołowało a pierś ściskała mocna obręcz utrudniając oddychanie. Zażyłem swoją partię leków a tu nic, nie działa. W klatce piersiowej piecze, czuję spory ucisk tuż pod mostkiem, głowa szumi i ciąży. Bardzo źle się czułem, ręce mi drżały, z trudem łapałem powietrze. Paweł spakował cały obóz. Powciskał wszystko na tył auta, zalany materac mokre śpiwory, koce, ubrania. I tak nie mieliśmy nic suchego. Jeden techniczny koc był w miarę suchy i to nim Paweł się okrył zanim kabina auta wypełniła się ciepłym powietrzem. Walizka kupiona przez Ulę w lumpeksie znowu się sprawdziła. Ciepłe suche ciuchy na moment poprawiły naszą sytuację. Lewa noga rwała jak cholera, powoli wypróbowałem czy mogę zmieniać biegi. Ze sporym bólem ale jakoś udawało mi się wciskać sprzęgło. Chciałem jak najszybciej zjechać z tych gór jak najprędzej znaleźć się już na dole. Prawie wcale ze sobą nie rozmawialiśmy, każdy wiedział co ma robić. Paweł przestał marudzić pewno zdawał sobie sprawę z powagi sytuacji. Noga nie bardzo sprawna, śnieg, zadymka i jeszcze to okropne samopoczucie, które było fatalne. Tak źle nie czułem się od kilku tygodni a może nawet miesięcy. Na włączonych wszystkich napędach tuż po trzeciej wyjechaliśmy z pokrytej śniegiem łąki. Wyjeżdżając na szutrową drogę koła zaczęły boksować, pomogło włączenie reduktora. Ślimaczym tempem zjeżdżaliśmy w dół, bardzo stromym zjazdem. Cały czas padał śnieg z deszczem a cała ta bryja zamarzała na szybach. Co kilkaset metrów zatrzymywałem auto a Paweł skrobał szyby. Gdy dojechaliśmy do asfaltu i głównej drogi było jeszcze ciemno. Pomimo, że był to bardzo wczesny poranek na asfaltowej drodze pokrytej lodem panował spory ruch. Tiry powoli gramoliły się z góry ich naczepy były w tych warunkach nieobliczalne i nie przewidywalne. Nie było wiadomo w którą stronę ją zarzuci. Na przeciwnym pasie stała kolejka samochodów, cały szlak był zajęty ponieważ ciężkie ciężarowe auta nie mogły sprostać śliskiej lodowej nawierzchni. Wyglądało to i śmiesznie i strasznie. Kolumny wielkich tirów zdawać się mogły być z sobą związane w spleciony warkocz. Stały zaplątane i poprzekładane jak kosmyki włosów w finezyjnej fryzurze. Ich naczepy pozaszczepiały się z przyczepami innych samochodów. Kabiny zachodziły jedna za drugą, blokowały się nawzajem. Były poprzekładane miedzy sobą jak sznurowadło w bucie. Natomiast po naszej stronie drogi, co kilkaset metrów leżała na dachu lub była wbita w skarpę góry nie jedna osobówka. Przy niektórych stały grupki ludzi. Zatrzymać samochód, by udzielić pomocy nie było możliwe. Zaraz uderzyłoby w nas kilka innych nadjeżdżających aut powodując ogromny korek. Koszmarna to była jazda, zamiast cieszyć się pięknymi widokami gór, zmagaliśmy się wręcz walczyliśmy z beznadzieją drogową i niebezpieczną pogodą, a ja do tego bólem nogi i fatalnym samopoczuciem. Po kilku godzinach ślizgawki w korkach lód na drodze znikł , ale za to wjechaliśmy w ścianę mgły. Nagle rozlało się wokół nas mleko, do tego szyby zaczęły parować od zewnątrz od wewnątrz, nie pomagały wycieraczki nie pomagał nadmuch. Nie widziałem samochodów przed sobą nie widziałem aut za nami. Te które mijały mnie bokiem jedynie słyszałem bo okna poodkręcaliśmy, co rusz wychylając się by cokolwiek zobaczyć. Tak jak niespodziewanie pojawiły gęste białe opary tak niespodziewanie znikły. Po prostu wyjechaliśmy z białej kurtyny zasłaniającej cały świat. Samochód przebił ścianę chmur i przedostaliśmy się w piękna słoneczną pogodę, błękitne niebo nad nami pusta gładka droga przed nami. Było to jak w bajkach gdzie słoneczny baśniowy świat otacza mgła niebezpieczeństw. Byliśmy już bezpieczni, wróciło dobre samopoczucie Pawłowi humor, gdyby jaszcze ta noga nie bolała było by wspaniale.
Załączniki
mgła zaczęła się przecierać
mgła zaczęła się przecierać
DSC01860.JPG (45,25 KiB) Przejrzano 3435 razy

Awatar użytkownika
wista-wio
Klubowicz
Posty: 697
Rejestracja: 05 lut 2009, 21:59
Auto: BJ42 3,4D / BJ42 3B / BJ45
Kontakt:

Re: SYBERIA 2014 - KULCZYNA TEAM

Post autor: wista-wio »

Zatrzymałem auto na sporym parkingu, na rogatkach miasta Ufa. Opodal zachęcała przydrożna gospoda wielką grubą figurą uśmiechniętego kucharza. Zaproponowałem spóźnione śniadanie, do czego jak do czego ale do posiłku nie musiałem Pawła namawiać. Weszliśmy do środka, panował półmrok jednak co ważniejsze ogarnął nas wspaniały zapach pieczeni i wędzonego mięsa. Zamówienie zaczęliśmy od zup, Paweł wybrał gulaszową ja sole. W połowie posiłku zamieniliśmy się talerzami. Potem na stół powędrowały ziemniaki i ogromny kawał schabu. Oczy Pawła błyszczały, widząc takie jadło. Jego dobre samopoczucie, które tylko na chwilę zgubił w górach Uralu, wracało z każdym kęsem pysznego jedzenia. Okazało się także, że knajpa dysponuje darmowym WiFi. Porozmawialiśmy z Ulą, Majką. Na moją dociekliwość i pytania co w końcu mamy im przywieść z Rosji odpowiedź Uli była tylko jedna ; chcemy złota, jesteś jesteście w Rosji to chcemy na prezent złote kolczyki. Proste pytanie prosta odpowiedź, w końcu mieliśmy jasność w sprawie rosyjskich pamiątek. Paweł powrzucał na fejsa zdjęcia, mnie spadł kamień z serca w sprawie prezentów dla naszych dziewcząt bo już wiedziałem co mam kupić. Że też wcześniej nie wpadło mi to do głowy , złościłem się pod wąsem . Przecież to samo przez się rozumie jak Rosja to złoto i nic więcej. Po zażyciu tabletek przeciwbólowych i przeciwzapalnych, obwiązaniu kolana bandażem elastycznym poczułem, że noga mniej boli i sprawia wrażenie sprawniejszej. Byłem zmęczony i nie bardzo miałem ochotę na długa trasę. Chciałem odpocząć, mój pilot zadecydował jedziemy do Samary i robimy biwak. Paweł znalazł piękne miejsce pośrodku pola kwitnących słoneczników, tuż nad strumieniem. Kilku metrowej szerokości wizurą pozostawioną przez ciągnik , pośród żółtych kwiatów podziwialiśmy panoramę miasta Samary na tle zachodzącego słońca. Piękny widok jak wszechobecny złoty kolor kwitnących kwiatów powoli oblewa morze czerwonego nieba zachodzącego słońca. Ponownie ile sił w dłoniach wykręciliśmy nasz materac, śpiwory i koce. Paweł porozkładał je na rozgrzanej masce auta. Gorąca herbata chleb z pasztetem i pomidorem rosyjska zupa z puszki na kolację poprawiła nasze nastroje . Niestety śpimy dzisiaj na gołych deskach przykryci jednym kocem i to takim technicznym, który do tej pory służył jako posłanie naprawcze. Poduszki też były mokre Paweł zastąpił nasze jaśki zrolowanymi polarami. Wszystkie niedogodności i twarde posłanie rekompensował nam widok pięknych kwiatów cisza i spokój. Bo noc była ciepła i bardzo spokojna. Nie było gonitwy o wschodzie słońca, pobudki o szóstej, porannego zrywania się z wyra. Tym razem to Paweł wstał pierwszy przygotował śniadanie zaparzył kawę. Sprawdził czy wyschły nasze ciuchy wytrzepał śpiwory i koce, które już prawie, prawie były suche. Gorzej z materacem ten jeszcze ociekał wodą był mokry i to bardzo. Gąbka nasiąkła na maksa i nie chciała odparować tak szybko, jedna noc schnięcia to za mało. Nie śpieszyliśmy się z ruszeniem w dalszą podróż. Materac rozłożyliśmy z tyłu samochodu na wszystkich naszych bagażach, daliśmy mu szansę wyschnąć. Przez to całe zamieszanie ze zmianą pogody, śniegiem, deszczem , zalaniem namiotu, poharataniem kolana. Nie zorientowałem się, że już opuściliśmy Azję i jesteśmy ponownie w Europie. Co prawda za kilka dni kolejny raz zmienimy kontynent, ale w tej chwili byliśmy w europejskiej części Rosji.
Załączniki
zalew złota nad Samarą
zalew złota nad Samarą
DSC01152.JPG (100,59 KiB) Przejrzano 3386 razy
auto-suszarka :)
auto-suszarka :)
DSC01128.JPG (135,64 KiB) Przejrzano 3386 razy

Grunthor
Posty: 53
Rejestracja: 15 lis 2012, 10:04
Auto: Suzuki
Kontakt:

Re: SYBERIA 2014 - KULCZYNA TEAM

Post autor: Grunthor »

Coś mi się widzi,ze podpisy pod zdjęciami są zamienione :wink:

Awatar użytkownika
wista-wio
Klubowicz
Posty: 697
Rejestracja: 05 lut 2009, 21:59
Auto: BJ42 3,4D / BJ42 3B / BJ45
Kontakt:

Re: SYBERIA 2014 - KULCZYNA TEAM

Post autor: wista-wio »

Grunthor pisze:Coś mi się widzi,ze podpisy pod zdjęciami są zamienione :wink:
no proszę :oops: jaki chochlik grudniowy się wdarł :mrgreen: ... łobuz jeden pozamieniał podpisy :twisted:

Awatar użytkownika
wista-wio
Klubowicz
Posty: 697
Rejestracja: 05 lut 2009, 21:59
Auto: BJ42 3,4D / BJ42 3B / BJ45
Kontakt:

Re: SYBERIA 2014 - KULCZYNA TEAM

Post autor: wista-wio »

DSC01354.JPG
DSC01354.JPG (76,6 KiB) Przejrzano 3354 razy
Wjechaliśmy w rejon Nadwołżański nazywany Powołżem. To ogromna rozległa równina rozciągająca się wzdłuż rzeki Wołgi. Swym zasięgiem obejmuje obwody astrachański, samarski, wołgogradzki, penzeński, saratowski i ulianowski , a także krainy Kałmucję i Tatarstan. My podążaliśmy na południe zostawiając za sobą lasostep otaczający Samarę. Wjeżdżaliśmy w gorący, wprost zalany słońcem suchy step rosyjskiego południa, który z czasem przeszedł w półpustynię. Słońce dosłownie oblało nas swym gorącem, promienie jakby skumulowane przez ogromną soczewkę południowego nieba zajadle paliły nasze autko. Podobnych temperatur doświadczyliśmy w Mongolii na pustyni Gobi , tam jednak blask słońca był rozproszony przez gęste powietrze nie smażył tak mocno jak tu wzdłuż brzegów królowej rosyjskich rzek Wołgi. Wąska nitka asfaltu wiła się pośród wypalonego słońcem pustkowia. Nie mijały nas żadne auta osobowe, ruch był znikomy. Tylko wielkie tiry z ogromnymi maskami wystającymi z przodu auta zakrywającymi olbrzymi silnik co jakiś czas wyprzedzały toyotę, lub z równie wielkim impetem nadjeżdżały z naprzeciwka. Pozostawiając po sobie ścianę kurzu z długim ogonem z wolna opadającego piasku. Ciekawe były nieliczne po pegeerowskie wioski spotykane na naszej drodze. Każda z nich oddalona o kilkaset metrów od głównego szlaku do której prowadziło szutrowe drożysko. Sprawiały wrażenie bardzo ubogich z chylącymi się chałupinkami, domami o poobdzieranych tynkach i zapadniętych dachach, wokół walące się płoty odgradzały uschłe sady. W każdym osiedlu stały wraki nieczynnych olbrzymich maszyn rolniczych. Wielkie zardzewiałe na wpół rozebrane kombajny zbożowe, ziemniaczane, buraczane. Olbrzymie ciągniki o kołach dwukrotnie przewyższających wzrost człowieka, stały niczym armaty na warcie przeszłości. Świadczyły o tym , że kiedyś funkcjonowały w tym miejscu olbrzymie kombinaty rolne, dziś oddane przyrodzie, zostawione na pastwę wiatru i bezlitosnego słońca które to wypaliło nie podlewaną nie uprawianą opuszczoną ziemię w suchy step. W zabudowania kołchozów wtargnęła natura wraz ze swą wszechmocną siłą, niczym w średniowieczne ruiny warowni i fortec wrosły krzewy i drzewa waląc swymi korzeniami dachy, stropy , całe ściany lichych budowli. Wśród tych zdewastowanych rumowiskach było coś , co zwracało naszą uwagę. Jednak to co przykuwało nasz wzrok i rodziło wiele pytań, wzbudzało w nas zupełnie inne odczucie jak zgliszcza kołchozów. Dziwiło swym ogromnym przepychem, zadawało pytanie pozostawione jednak bez odpowiedzi. Jak w tak ubogich osadach ludzkich mogły powstać tak piękne i okazałe cerkwie ? których kopuły raziły oczy blaskiem złota. Odbijały promienie słońca stając się jeszcze bardziej błyszczące w swym majestacie, wprost ociekały bogactwem, luksusem i bizantyjską świetnością architektury. Było to dla mnie zagadką, przecież jak w komunistycznych czasach ktoś zezwolił na utrzymanie tych olbrzymich obiektów sakralnych. Podobno służyły za wielkie magazyny zbożowe i tym sposobem przetrwały do dzisiejszych czasów. Ja myślę jednak , że ogromną rolę w uratowaniu cerkwi odegrało społeczeństwo Rosji za wszelką cenę chcąc zachować piękne historyczne budowle i wielkoruską wiarę prawosławna na wieki zamkniętą w świętych murach.
Załączniki
DSC01376.JPG
DSC01376.JPG (89,96 KiB) Przejrzano 3354 razy
DSC01357.JPG
DSC01357.JPG (72,23 KiB) Przejrzano 3354 razy

Awatar użytkownika
wista-wio
Klubowicz
Posty: 697
Rejestracja: 05 lut 2009, 21:59
Auto: BJ42 3,4D / BJ42 3B / BJ45
Kontakt:

Re: SYBERIA 2014 - KULCZYNA TEAM

Post autor: wista-wio »

DSC01248.JPG
DSC01248.JPG (69,34 KiB) Przejrzano 3327 razy
Dziwne są, te rosyjskie krainy i światy. Ogromnie zagadkowe, tajemnicze. Nie sposób ogarnąć wielkiej Rosji myślą, nie sposób zrozumieć tego kraju. Każdy region jest inny, każda kraina ma swoją historię swój język swoje dziedzictwo. Wszelkie próby scalenia tego kraju w jeden monolit, musiały kiedyś sczeznąć na niczym, zniknąć, rozerwać się, pęknąć, rozsypać w drobny mak. Jak rozbity kryształ, małymi szkiełkami swojej różnorodności etnograficznej, własnej historii , tradycji , kultury , stroju i języka… pęknąć na kawałki i wrócić na swe historyczne miejsce ruskiej ziemi. Spotkaliśmy Tatarów, Mongołów, Jakutów, Buriatów, Ewenków, Kazachów, Syberyjczyków, Dagestańczyków, Kałmuków, Czeczeńców, Kozaków Astrachańskich. Z Osetyńcami i Inguszami spędziliśmy noc na gawędzeniu, z Rosjanami mieszkańcami Syberii biesiadowaliśmy do białego rana. Zawsze byliśmy gościnnie przyjmowani, nawet kompania wojska napotkana w lesie ugościła nas biesiadą i swoją wojskową strawą. Arcyciekawa jest historia rosyjskich krain i krajów. Powołże , które przemierzaliśmy rozciągało się olbrzymim obszarem wzdłuż brzegów rosyjskiej królowej rzek Wołgi. Przed wiekami tereny Powołża , na początku ruskiej historii należały do ludów ugrofińskich i tureckich. Zanim to z azjatyckich stepów w XIII wieku nadciągnęła niezliczona mongolska armia przeganiając Bułgarów Kamskich aż na półwysep bałkański gdzie żyją po dziś dzień. Potomkami ludów , którym udało się przeżyć mongolskie nawałnice są Czuwasze i Tatarzy wołgo-uralscy. Teraz nikt już nie zwraca uwagi, i nie zważa na starą tradycję i zamierzchłe dzieje , etniczne i historyczne szczegóły. Wszystkie osiadłe tu ludy nazywa się jednym mianem: Tatarzy … czyli przybysze z mitycznego piekła Tartaru. Najmroczniejszego zakątka świata. Najpodlejszego i najniższego zakamarka podziemia w którym to przebywały dusze potępieńców skazanych na wieczne cierpienie. I jak tu się nie bać przybyszy z takiej otchłani, czeluści gdzie ciężkie kowadło nim legło na dnie Tartaru leciało dziewięć dni i dziewięć nocy. A tak poważnie zajmując się historią tych ziem ostatnimi spadkobiercami turecko mongolskich tradycji były chanaty kazański i astrachański, krymski i syberyjski , które to po kolei zdobywała i wchłaniała Moskwa budując przyszłą Wielką Rosję. Definitywnie coraz potężniejsze państwo moskiewskie podbiło i podporządkowało sobie swoich dawnych zdobywców, a prawosławie pokonało islam i buddyzm czego symbolem stał się kolorowy sobór wzniesiony na Placu Czerwonym Wasyla Błogosławionego. Problemów do końca jednak nie rozwiązano, stąd ciągłe dążenia narodowościowe Czeczenów Dagestańczyków czy Inguszów. Utrapień z Powołżem Moskwa miała bez liku w XV wieku doszedł kłopot podobny jaki miała Rzeczpospolita na Zaporożu. Na te wspaniałe tereny z całej Rosji, Kaukazu… ale i z wielu innych krain zbiegali się chłopi, stepowi watażkowie , apasze, rzezimieszki różnego autoramentu , oraz ludzie ze znaną tylko sobie przeszłością. Żyjący nie do końca zgodnie z prawem. Od razu tworzyli związki zbrojne bardzo bitne, odważne zajmujące się działalnością łupieżczą zwane pospolicie w całym kraju Kozactwem. Co w ruskim języku oznacza człowieka bez rodziny, wolnego. Jednak Rosja miała z kozakami o wiele więcej szczęścia niż Polska. Kozacy rosyjscy odznaczali się dużo mniejszą siłą destrukcyjną dla państwa niż Zaporożcy pobratymcy na Podolu i Wołyniu. A na przełomie XVIII i XIX wieku rząd rosyjski doprowadził do utworzenia stałych wojsk kozackich nadając im przywileje i prawa, już na stałe scalając rosyjską kozaczyznę z carską armią. Choć rodziny kozackie zajmowały się rolnictwem, uprawą ziem i hodowlą to mężczyźni zobowiązani byli do dwudziestoletniej służby wojskowej z własnym koniem i własną bronią. Stanowili poważną i bardzo cenioną siłę zbrojną w wielu rosyjskich wojnach, po mino służby carowi na zawsze pozostali nie do końca ujarzmieni co rusz wzniecając lokalne bunty i pożogi , z którymi jednak Rosja potrafiła sobie poradzić.
Załączniki
DSC01253.JPG
DSC01253.JPG (66,63 KiB) Przejrzano 3327 razy

Awatar użytkownika
wista-wio
Klubowicz
Posty: 697
Rejestracja: 05 lut 2009, 21:59
Auto: BJ42 3,4D / BJ42 3B / BJ45
Kontakt:

Re: SYBERIA 2014 - KULCZYNA TEAM

Post autor: wista-wio »

Wołga
Wołga
DSC01182.JPG (72,24 KiB) Przejrzano 3276 razy
Na pięćdziesiąt kilometrów przed Saratowem Wołga wylewa swe wody szerokim na kilkadziesiąt kilometrów rozlewiskiem niezliczonych kanałów, rzeczek, jezior i meandrów, tworzą olbrzymie jeziora z licznymi wyspami, zatoczkami, półwyspami. Z wysokiej kilkunastometrowej skarpy rzecznej roztacza się na ogrom wód urzekający widok. Staliśmy tuż nad urwiskiem zapatrzeni w cuda jakie utworzyła przyroda. Do miasta Saratow wjechaliśmy od strony miasteczka Engels najdłuższym mostem samochodowym Europy. Wszak byliśmy już od dwóch dni na naszym starym kontynencie. Przeprawa ta liczy sobie prawie trzy kilometry mostów i estakad, biegnących nad szerokim rozlanym biegiem rzeki. Gdzie na wyspach, niewielkich wysepkach mieszkańcy wybudowali domki. Całe gospodarstwa znalazły swoje miejsce na małych ostrowach królowej rosyjskich rzek. Tuż za przeprawą minęliśmy ogromne centrum handlowe Carrefour , Leroy Merlin, Media Mark połączonych w olbrzymią galerię. Paweł stwierdził ; wiesz ojciec jak będziemy wracać to wstąpimy na zakupy, coś trzeba z tą rurą wydechową zrobić by non stop nie wylatywała. Nie ma problemu… stwierdziłem i zjeżdżając z wysokiego wzniesienia wjechaliśmy w centrum miasta Saratowa , którego nazwa pochodzi z języka turskiego i oznacza Żółtą Górę. Piękna jest starówka tego niemieckiego miasta. To właśnie Niemcy zaproszeni przez Carycę Katarzynę w XVIII wieku założyli miasta Engels i Saratow, stworzyli Autonomiczną Republikę Niemców Powołżańskich, nazywając siebie samych Wolgadeutsche. Pochodzili głównie z Prus a liczebność ich przekraczała na tym terenie 400 tysięcy. Centralnym budynkiem starówki jest ogromny kościół a może nawet katedra kojarząca się jednoznacznie z ewangelickimi budowlami sakralnymi. Ze swą strzelistą szpiczastą wieżą wysoką na kilkadziesiąt metrów w niczym nie przypomina prawosławnych balonowych dachów greckokatolickich cerkwi. Cała zabudowa starego miasta do złudzenia odzwierciedla niemiecki ład architektoniczny. Dla mieszkańców tych ziem tragiczny okazał się czerwiec 1941 roku. Tuż po agresji Niemiec na ZSRR Stalin oskarżył niemieckich Powołżan o wrogą działalność i wszystkich mieszkańców republiki liczących już wtedy 800 tyś wywiózł na Syberię i do Kazachstanu . Próby reaktywizacji nadwołżańskiej Germanii próbował przeprowadzić Jelcyn nawet skierował na ten cel spore subsydia , jednak napotkał opór w samych Rosjanach. Dziś odsetek niemieckiej ludności jest tu niewielki. Nieliczni pozostali z czasem zasymilowali się z Rosjanami. A o niegdysiejszej obecności Niemców świadczy już tylko architektura miasta i historia dziejów. W jednym z licznych sklepów jubilerskich kupiliśmy nareszcie prezenty dla naszych dziewcząt. Ula dostała złote kolczyki z granatami , Majka z cyrkoniami oczywiście oprawionymi w najczystsze rosyjskie złoto. Jak zapewniały nas śliczne panie ekspedientki, które z dużą znajomością damskiej biżuterii pomogły wybrać souveniry. Pawłowi humor wrócił na dobre, do tego złapaliśmy Internet z WiFi i co ważniejsze nasze dziewczyny w pobliżu komputerów. Rozmawiając z domem zjedliśmy pyszne lody potem zwiedziliśmy muzeum krajoznawcze i całą starówkę. Wizytę w mieście zakończyły zakupy w ogromnej galerii handlowej. W Leroy Merlin kupiłem ściągacze do rur, takie metalowe zaciski i obejmy. Liczyłem na to że wytrzymają temperaturę, na tyle mocno ścisną rurę by się nie wysuwała, alarmując wszystkich hukiem i tym jaką to mamy moc w naszym dieslu. Noc spędziliśmy za miastem rozbijając obóz w zacisznym miejscu tuż nad brzegiem rzeki. Do której jednak nie sposób było się dostać z uwagi na stromy wysoki brzeg. Zapewne jadąc dalej wzdłuż Wołgi znaleźlibyśmy dogodny dojazd do wody, jednak zmrok się zbliżał, byliśmy zmęczeni i okrutnie głodni. A torby nasze wypełniały smakołyki zakupione w hipermarkecie. Świeży chleb i bułki kusiły swoim zapachem. Do tego spory kawał wędzonego boczku, 20 jaj budziły wyobraźnię i apetyt zbliżającą się kolacją. Miejsce było cudowne, wspaniale smakowała kolacja pośród stepowych burzanów. A zachodzące słońce za wysokim brzegiem rzeki dodawało romantyzmu naszym napełniającym się z każdą chwilą brzuchom. Jajecznicą na boczku a może powinienem napisać odwrotnie boczku z jajami bo tego mięsnego specjału było zdecydowanie więcej niż mała jajeczniczka z dwudziestu jaj. Przyznać muszę apetyt mieliśmy ogromny i zjedliśmy wycierając do czysta tłuszcz kawałkami chleba. Cicha i spokojna to była noc. Rankiem kolejny raz naprawiłem rurę wydechową naszego auta, chociaż lepszym określeniem będzie zreperowałem bo ten remoncik wytrzymał do Machaczkały czyli około tysiąca kilometrów. Paweł w tym czasie gdy ja leżałem pod naszym samochodem, zaparzył kawę do termosów i herbatę na śniadanie. Licha była ta nasza poranna strawa po takiej kolacji w ogóle nie byliśmy głodni cały czas nasze żołądki wypełniał kolacyjny rosyjski wędzony boczuś pięknie przysmażony z bagatela 20 jajkami.
Załączniki
Saratow
Saratow
DSC01200.JPG (118,27 KiB) Przejrzano 3276 razy
centrum Saratowa
centrum Saratowa
DSC01201.JPG (84,12 KiB) Przejrzano 3276 razy

Awatar użytkownika
wista-wio
Klubowicz
Posty: 697
Rejestracja: 05 lut 2009, 21:59
Auto: BJ42 3,4D / BJ42 3B / BJ45
Kontakt:

Re: SYBERIA 2014 - KULCZYNA TEAM

Post autor: wista-wio »

DSC01278.JPG
DSC01278.JPG (49,25 KiB) Przejrzano 3242 razy
Jadąc cały czas wzdłuż brzegów Wołgi po trzech godzinach i stu przejechanych kilometrach dotarliśmy do Wołgogradu. Jeszcze kilka kilometrów przed betonowym napisem WOŁGOGRAD i gwiazdą bohatera związku radzieckiego , Paweł dostrzegł najpierw potężny miecz o po chwili olbrzymi pomnik nazwany trójsłowem ,,Matka Ojczyzna Wzywa,, usytuowany na Kurhanie Mamaja w którym spoczywa trzydzieści cztery tysiące pięćset pięć żołnierzy radzieckich obrońców miasta z 1942 roku. Sam pomnik to jeden z największych obelisków na świecie. Stoi na cokole o wysokości szesnastu metrów Matka Ojczyzna mierzy bagatela pięćdziesiąt dwa metry a dzierżony przez nią miecz trzydzieści trzy. Waga tego monumentalnego memoriału przekracza osiem tysięcy ton. Dla porównania wysokość Statuy Wolności w Nowym Jorku to zaledwie czterdzieści pięć metrów. Większe są tylko pomniki Buddy w Chinach i Japonii Pod pomnik prowadzi serpentyna stopni z pod stup samego kurhanu i liczy tyleż dni ile trwała obrona miasta , czyli dwieście. Wzdłuż tej drogi chwały rosyjskich obrońców zobaczyliśmy ponad trzydzieści granitowych nagrobków skrywających mogiły dowódców obrony odznaczonych najwyższym odznaczeniem ZSRR Bohatera Związku Radzieckiego. Wszędzie wokół całego memoriału panuje niesamowity ład i porządek. Trawa równiutko przycięta nie ma śmieci, nie uświadczysz nawet papierka po cukierku… z wierzchołka kurhanu rozpościera się piękny widok na Wołgę i panoramę miasta. Miasta które ma arcyciekawą historię. Założone pomiędzy dwiema rzekami Donem i Wołgą pod koniec XVI wieku jako rosyjska twierdza graniczna o nazwie Carycyn. I jak niebawem dowiedzieliśmy się wcale nie jest pewne to, że nazwa pochodzi od rosyjskiego słowa ,,caryca,, lecz od turkskiego określenia ,,Cary Czin,, co oznacza Żółta Rzeka. To tego miasta w latach 1918-1919 bronił podczas wojny domowej Józef Stalin i to jego imię otrzymało w 1925 roku przyjmując nazwę Stalingrad. Miasto stało się symbolem wielkiej wojny ojczyźnianej i bohaterem Związku Radzieckiego. Bitwa Stalingradzka bo tym mianem nazwano dwustudniową obronę nadwołżańskiej metropolii , która rozpoczęła się 17 lipca 1942 roku. To od jej wyniku zależał dalszy pochód na wschód niezwyciężonego wermachtu. Dwaj fanatycy jeden w Berlinie drugi w Moskwie wydawali rozkazy , które zdawały się być niewykonalnymi. Rosjanie walczyli o każdy dom każdą kamienicę każdy pokój i każdy skrawek ulicy. Niemcy metodycznie, nakładem wielu ofiar niezwyciężonego wermachtu próbowali opanować miasto. Zdobywali poszczególne dzielnice, potem osiedla w końcu domy , które stawały się bastionami heroicznej obrony radzieckich żołnierzy. 19 listopada doszło do załamania impetu niemieckiej armii von Paulusa, Armia Czerwona przeszła do kontrofensywy by trzydziestego pierwszego stycznia 1943 roku zamknąć kleszcze okrążenia i definitywnie pokonać niemiecką 6 armie. W bitwie wzięło udział ponad dwa miliony żołnierzy po obu stronach frontu około trzech tysięcy czołgów i tyleż samo samolotów. Bitwa pochłonęła ponad milion dwieście tysięcy ofiar. Klęska Niemiec załamała ducha niezwyciężonego wermachtu przyczyniła się do wystąpienia Włoch z państw Osi, wzmogła ruch oporu w całej europie. Natomiast Stalin urósł do miana symbolu, który potrafi zwyciężać i zajął na stałe miejsce w trójcy antyhitlerowskiej obok Churchilla i Roosevelta.
Załączniki
DSC01279.JPG
DSC01279.JPG (39,12 KiB) Przejrzano 3242 razy

ODPOWIEDZ